sobota, 30 lipca 2016

ROZDZIAŁ XX

GUTEN MORGEN
chociaż jest już po północy...

Tak, to ja! i świeży rozdział! bez żadnych rocznic jak było ostatnio! oto ja!
Tak, wiem, nawaliłam.
Nie licząc tego rocznicowego wpisu, czekaliście na rozdział ponad miesiąc!
O mój boże, wybaczcie!

I wybaczcie po raz drugi!
Rozdział ten nie jest do końca "spełniony"... pisałam go między różnymi wyjazdami itd., więc ciężko go było mi jakoś poskładać i jest taki jakiś na "szybcika".
ALE PROMISE - NASTĘPNY BĘDZIE SUPER GENIALNY!
Poza tym jestem już w domku do końca wakacji, więc na pewno będzie łatwiej:)) nie przedłużam--->


PS na komentarze odpowiem już jutro<3




Rozdział XX

-Tobie Granger to już chyba porządnie na ten mózg padło. –mruknął rozczarowany Aaron, przyglądając się gryfonce, która stała przed nim ze skrzyżowanymi rękami. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. –odparła spokojnie, powodując, że chłopak przewrócił dramatycznie oczami. Podszedł do niej, objął ramieniem i schylił się tak, by mieć głowę na wysokości jej.
-Posłuchaj mnie uważnie. Wczoraj, w pierwszą sobotę września całowałaś się z twoją miłością życia…
-Oj, jak zaraz cię trzepnę…! –Hermiona brała już zamach ręką, ale brunet złapał ją szybciej za nadgarstek, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
-Czy choć raz możesz mi nie przerywać? –zapytał bliźniak, karcąc ją wzrokiem. –A więc… Wczoraj był niby niechciany pocałunek, w ogóle bajka srajka i tak dalej. Pogadanka z najprzystojniejszym gryfonem na całym świecie, czyli ze mną. I pójście spać, po kilku wymianach uwag z Fredem, który zaczął cię prowokować. Podsumowując?
-Jeden zero, dla niego. –powiedziała szatynka, kiwając powoli głową.
-Owszem. Ale dziś się role odwróciły. Romantyczne serduszka, a potem ty robisz z chłopaka miazgę! Dosłownie! I po takim triumfie, po takiej gadce, po takim pokazaniu kto tu rządzi, zamiast to porządnie to oblać, ty postanawiasz iść do biblioteki! –zawył żałośnie gryfon, wskazując ręką na wielkie drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego miejsca. –Słuchaj, mam w pokoju Ognistą i kremowe, powiedz tylko tak i…
-Tak w ogóle, skąd ty masz Ognistą? To ta sama, którą podrzuciła ci Veronica? –zapytała dziewczyna, opierając oskarżająco ręce na biodrach. Aaron zamilkł i przygryzł nerwowo jedną wargę.
-To może jednak chodźmy do tej biblioteki. –odparł wymijająco i biorąc przyjaciółkę pod rękę, ruszył w kierunku wielkich drzwi.  

 
Hermiona starała się choć na chwilę skupić się na treści książki, ale nie było jej to dane. Po raz setny próbowała przeczytać jedno zdanie, którego sensu nie zdołała zrozumieć. Wreszcie zdenerwowana do granic możliwości, zatrzasnęła książkę z wielkim trzaskiem i wlepiła wzrok, przepełniony żądzą mordu, w jej towarzysza.
-Broadway! –warknęła wściekle, obserwując chłopaka, który biegał sobie wokół stołu z książką na głowie i długopisem między ustami a nosem.
-Poczekaj, zrobię dwudzieste kółko! –krzyknął rozradowany, by po chwili jednak upaść dość boleśnie na biblioteczną posadzkę. –Ej! – zawył rozgoryczony, widząc powód jego spotkania z ziemią. Gryfonka śmiała się głośno, z nogą wystawioną przed siebie. –Podcięłaś mnie! Specjalnie!
-No nie gadaj –zakpiła dziewczyna, która postanowiła wrócić do swojej książki. Nim jednak zdążyła przeczytać to nieszczęsne zdanie, Aaron wgramolił się na stół tak, że swoją głowę położył na jej książce.
-Nudzi mi się. –zamarudził brunet, błyskawicznie zapominając o incydencie z przed chwili. Hermiona westchnęła głęboko.
-Nie zmuszam cię byś tu siedział, możesz iść. –odparła, wyrywając książkę spod głowy przyjaciela. Rezygnując całkowicie z tej lektury, podeszła do wielkiego regału, szukając czegoś ciekawszego.
-Idę się napić, potem tu wrócę i gdzieś skoczymy, ok.?-zapytał zrezygnowany gryfon. Dziewczyna jednak uparcie milczała. „Nie wiem co ten Weasley w niej widzi…” pomyślał rozbawiony, gdy mijał panią Pince, która przyglądała mu się badawczo. Gdy chłopak wyszedł z biblioteki, upewniwszy się, że szatynka go nie śledzi, pognał z prędkością stu Błyskawic do Pokoju Wspólnego gryfonów. Bez żadnych ceregieli wpadł do Wieży, oglądając się po obecnych. Puścił oczko Parvati Patil i Lavender Brown, po czym podszedł do celu jego podróży. „Zabrzmij obojętnie, jakby wcale cię nie interesowały losy miłosne Granger” pomyślał sobie, zanim klepnął gryfona w głowę. –Ej, Weasley, dupa w troki i idziesz ze mną. –mruknął znudzony, chwaląc się w duszy za swoją świetną grę aktorską. Bliźniak popatrzył na niego pytająco, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.
-A jasne, jasne. Już idę. George spotkamy się później. –mruknął chłopak do swojego sobowtóra, by po sekundzie wyjść z brunetem z Pokoju Wspólnego. Oboje zaabsorbowani swoim planem, nie zwrócili uwagi na mały ruch po lewej stronie. –To gdzie ona jest?
-Zostawiłem Hermionę w bibliotece. Idź tam…
-Ty zdradziecki gargulcu! –ryknęła Lavender Brown, pojawiając się niespodziewanie na korytarzu. Obok niej stanęła pewnie Parvati. –Ona tobie zaufała, a ty mówisz mu – tutaj dziewczyna oskarżająco wskazała palcem na Freda – gdzie ona jest! –Aaron zagryzł wargę, niezadowolony takim obrotem sytuacji, jednak Weasley uśmiechnął się z politowaniem.
-Ależ, Lavender, uspokój się moja droga. Posłuchaj, chcesz żeby Hermiona była szczęśliwa? –zapytał rudzielec. Gryfonka zmierzyła go pogardliwym wzrokiem.
-Owszem, chcę. –bliźniak już otwierał usta, ale blondynka mu natychmiast przerwała –Właśnie dlatego nie dopuszczę, byś się z nią spotkał i nawet mi, Weasley, nie mów, że to z tobą ma być szczęśliwa. –dziewczyna przeszyła wzrokiem Freda, który patrzył się na nią oszołomiony.” Przejrzała mój najlepszy tekst, skubana!”. Chłopak szukał w głowie jakiegoś sposobu na ucieczkę przed tą złą kobietą, gdy nagle zza zakrętu wyszedł Lee Jordan, konsumujący wesoło kawałek jabłka. W głowie bliźniaka zaiskrzył genialny plan pozbycia się panienki Brown.
-Chciałem na spokojnie wszystko załatwić, ale skoro Lavender, jesteś jeszcze bardziej cięta niż na śniadaniu,  to muszę uciec do bardziej drastycznych metod. Jordanku mój! –zawołał chłopaka Fred, który zatrzymał się przy nim.
-Czego ode mnie chcesz, Weasleyiku? –zapiszczał wysoko jak bliźniak, czarnoskóry.
-Sprawa wysokiej wagi, musisz się zająć oto tą damą. –chłopak wskazał na wytrzeszczającą oczy Lavender. Lee uśmiechnął się złowieszczo.
-Ależ z ogromną rozkoszą –mówiąc to chłopak wziął za rękę gryfonkę, zupełnie nie zwracając uwagi na jej krzyki protestu. Parvati, która została na miejscu, niepewnie popatrzyła się na Aarona i Freda.
-Ja tylko tędy przechodziłam… szłam do Padmy …-mruknęła dziewczyna i próbowała przemknąć się między chłopcami w kierunku biblioteki, ale Aaron skutecznie ją powstrzymał, łapiąc hinduskę w ramiona. Czarnowłosa zarumieniła się potwornie, chowając głowę w koszulkę obejmującego ją bliźniaka.
-Oczywiście, oczywiście. Jednak może moje towarzystwo bardziej ci się spodoba niż towarzystwo twojej bliźniaczki. –odparł nonszalancko brunet, wpatrując się w czubek włosów dziewczyny. Coraz bardziej podobała mu się jego rola w tym planie. –A w tym czasie Weasley nas opuści i na pewno nie pójdzie teraz do biblioteki, gdzie siedzi nasza wspólna przyjaciółka, Hermiona Granger. -Patil, która poddała się już ostatecznie, zatopiła głębiej głowę w tułowiu chłopaka, a Fred przemknął obok nich i ruszył w kierunku wskazanego miejsca. Po kilkuminutowym marszu dotarł do odpowiedniego miejsca. Obdarzając pięknym uśmiechem zaskoczoną panią Pince, zaczął manewrować między regałami w poszukiwaniu obiektu swoich westchnień. Wreszcie ją znalazł. Siedziała przy niewielkim stole z głową wspartą na rękach, czytając grubą, zakurzoną książkę. Bliźniak uśmiechnął się, czując jak krew w jego całym ciele zaczyna wręcz się gotować. Tak bardzo chciałby teraz po prostu podejść do niej, przytulić, pocałować tak jak wtedy po treningu i powiedzieć, że się w niej zakochał. Chłopak wciągnął głęboko powietrze. „To jest Weasley możliwe, jeśli teraz nie dasz plamy! Dlatego jak powiedział ten Broadway –dupa w troki i idziemy!”.  Rudowłosy podszedł do stolika i usiadł naprzeciw zaczytanej dziewczyny.
-No cześć, Mionka. –przywitał się wesoło chłopak, widząc już w myślach jak szatynka rzuca się na niego z okrzykiem radości. Niestety, Fred ogromnie się rozczarował.
-O Merlinie, to ty! -zamarudziła Hermiona, w duchu jednak troszkę ucieszona. Ale tylko troszkę, nie popadajmy w skrajność. Gryfonka postanowiła wrócić do czytania, kompletnie ignorując bliźniaka. „Może sobie pójdzie…”, jednak i ona również się ogromnie rozczarowała.
-Co czytasz?
-Nie widzisz?
-Widzę tylko najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie. –Hermiona popatrzyła się szerokimi oczami na Freda, tylko po to by za sekundę oboje ryknęli wesołym śmiechem. –Cormac McLaggen na takie teksty wyrywa od drugiej klasy.
-I czy kiedykolwiek kogoś „rzeczywiście” wyrwał? –zapytała dziewczyna, powracając do czytania. Rudzielec tylko zmrużył oczy.
-Yyyy, pomińmy to. –odparł chłopak, czekając na jakąkolwiek inną reakcję gryfonki. Jednak żadnej nie otrzymał. „I znowu punkt wyjścia… Dobra, zapomnij o wszystkich innych sposobach, poderwij ją tak jak to umie robić tylko Fred Weasley! No i może George, w sumie to jest moim bliźniakiem… Oj, dobra, cicho już!”. Chłopak pacnął się w głowę, próbując odgonić denerwujące głosy w głowie. Szatynka popatrzyła na niego uważnie.
-Wszystko dobrze?
-Tak, jasne. –odparł, uśmiechający się nonszalancko, Fred. Wstał z miejsca i podszedł od tyłu do Hermiony. Rudowłosy pochylił się nad nią, przytulając się do niej, a głowę opierając na ramieniu spanikowanej dziewczyny. Granger’ówna czuła jak na jej policzki wpełzają płaty czerwieni, a serce zbyt szybko przyspiesza. Powoli wypuściła powietrze i spróbowała nie spinać mięśni.
-Fred, przestrzeń osobista. –mruknęła gryfonka i poruszyła ramieniem tak, że głowa bliźniaka lekko obsunęła się z jej ciała.
-Przeszkadzam ci? –zapytał niby zdziwiony chłopak, szepcząc jej to pytanie wprost do jej ucha. Hermiona poczuła jak jej ciało przechodzą chłodne ciarki.
-Nie, jest idealnie. –żachnęła sarkastycznie brązowooka, wlepiając wzrok w pomięte kartki księgi. Poczuła jak Weasley się uśmiecha.
-To się cieszę. Co tam czytasz? – bliźniak zaczął przypatrywać się czarnym literkom, zaś gryfonka myślała, że zaraz pozbędzie tego przystojnego rudzielca paru ząbków. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po bibliotece w celu znalezienia jakiejkolwiek deski ratunku. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła rodzoną siostrę z jej chłopakiem, którzy akurat przechodzili naprzeciw ich stolika. Pansy wytrzeszczyła oczy i zaczęła natarczywie pacać Blaise’a, by popatrzył się w wskazywaną przez ślizgonkę stronę. Czarnoskóry podobnie zareagował i natychmiast pociągnął brunetkę, znikając za regałem. Po sekundzie znowu się wynurzyli i przechodząc obok nich, zaczęli pokazywać Hermionie wysoko uniesione kciuki w górę, szczerząc się przy tym niemiłosiernie. Pansy zdążyła jeszcze, poruszając tylko ustami, przekazać, że „powie Nottowi!”. Szatynka zacisnęła zrozpaczona zęby. Musi oduczyć siostrę, że „przytulanie” nie zawsze znaczy, że każda z obu stron jest zadowolona tym „przytulaniem”. I nie oznacza to, że od razu wszyscy są zakochani. Ani to, że nie trzeba w takim wypadku komuś pomóc. Ani tym bardziej nie powinno się lecieć do Teodora Notta, największego plotkarza w całym Slytherinie. –E, nudy. –mruknął Fred, o którego obecności Hermiona zupełnie zapomniała. Najwyraźniej chłopak nie zauważył, że przed sekundą ktokolwiek przechodził obok ich stolika.
-Każdy czyta, to co lubi. –prychnęła dziewczyna, zrywając się z krzesła. Szatynka podeszła do regału i odłożyła książkę na miejsce. Miała zamiar wybrać następną lekturę, by ją wypożyczyć i uciec jak najdalej od cholernie denerwującego i przecudnie przystojnego gryfona. Jednak obiekt jej westchnień i przyczyna załamania nerwowego pojawiła się obok niej, opierając się zawadiacko na regale. Granger wciągnęła przez nos powietrze. –Czego ty chcesz?
-Posłuchaj Hermiono… - i w tym momencie Fred zdębiał. Co on miał w sumie jej powiedzieć? „Improwizuj, chłopie!”. –Doskonale wiesz, że nie możesz mnie unikać, ponieważ się w sobotę pocałowaliśmy.
-Ciszej bądź! –skarciła go dziewczyna. –Jeszcze ktoś usłyszy! –chłopak tylko parsknął śmiechem.
-A co ja jestem, nieuleczalna choroba? –zapytał rozbawiony bliźniak. –JA, FRED WEASLEY I HERIONA GRANGER CAŁOWALIŚMY SIĘ! –ryknął na całą bibliotekę rudowłosy, by po chwili wrzasnąć z bólu. Szatynka z całej siły przyłożyła gryfonowi w czoło książką, którą trzymała w dłoniach. –Granger!
-Spadaj, Weasley! –krzyknęła gryfonka, biegnąc w kierunku wyjścia z biblioteki.
-A serduszka się chociaż podobały?!
-BYŁY STRASZNE! –ryknęła głośno dziewczyna, zapominając o jakichkolwiek zasadach biblioteki, których zawsze przestrzegała. Zatrzasnęła z hukiem drzwi, pozostawiając osłupiałego Freda. Rudzielec nie stał jednak przez długi czas samotnie. Jakby z nikąd pojawiła się przed nim Veronica Broadway, uśmiechając się flirtowanie.
-Mi by się podobały. -brunetka zaczęła kręcić włosami, starając się zwrócić uwagę Weasley’a, który tępo wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła Granger’ówna. –Posłuchaj mnie, Fred. Siedziałam obok i wszystko słyszałam. Widziałam jak ona cię traktuje, ona nie zasługuje…
-Oj, zjeżdżaj stąd, laleczko, bo zaraz poczujesz moją rękę na tej swojej brzydkiej japie. –warknęła Pansy Parkinson, która zmaterializowała się przed gryfonami. O ile Veronica była już przyzwyczajona do takich odzywek od gryfonek, małych, słodkich gryfonek, które nie potrafiły nawet muchy zabić, to taki tekst od wściekłej ślizgonki, od której dostała już kiedyś Upiorogackiem wydawał się bardzo przekonujący. Po sekundzie Broadway’ówna zniknęła. Parkinson prychnęła rozbawiona. –Ile w tej bibliotece się dzieje… Fred. Fred. Weasley, do cholery!- warknęła dziewczyna i łapiąc chłopaka za szatę, zaprowadziła go do stolika, przy którym przed chwilą siedział z Hermioną.
-Nie podobały jej się serduszka. –mruknął rozczarowany bliźniak, zatapiając głowę w ramieniu lekko skonfundowanej ślizgonki.
-E, szwagier! Ogarnij się troszkę! –zwróciła mu uwagę brunetka i odepchnęła go delikatnie. –Oczywiście, że jej się podobały! Tylko nie chciała ci tego przyznać! –odparła dziewczyna, przypominając sobie historię, o której huczało w całym Hogwarcie. Aż wydawało jej się nieprawdopodobne, że to się zdarzyło dziś rano. Bliźniak podniósł głowę w nadziei.
-Naprawdę tak myślisz?
-No jasne! Znam moją siostrę i jestem stuprocentowo pewna, że jej się podobało! –gryfon rozchmurzył się nieco, po czym nagle sobie uświadamiając z kim gada, przyjrzał się ślizgowce uważnie.
-Co ty tu w ogóle robisz?
-Mówiłam, że szalony dzień w tej bibliotece. –pokręciła rozbawiona głową Parkinson. –Byłam tu z Blaise’em, żeby trochę się poduczyć i takie tam. Przechodzimy tam – brunetka pokazała tor jej wcześniejszej drogi – i widzimy ciebie z moją siostrą. Oczywiście Zabini zaciągnął mnie w bok i powiedział, żeby pójść po Notta. Ja jednak postanowiłam zostać i zza tego regału, pooglądać sytuację. I w jednym momencie wszystko zaczęło się psuć. Miona wybiega, a ty jak ślepy osioł stoisz pośrodku biblioteki. Ogólnie, postanowiłam się nie ujawniać. Aż tu nagle bum – jakby znikąd podbiegła do ciebie ta szmata…
-No bez przesady… -zaczął tłumaczyć rudowłosy, jednak przerwało mu klepnięcie w policzek. Pansy Parkinson go spoliczkowała.
-Nazywajmy rzeczy po imieniu, Weasley. No więc, podbiega do ciebie ta szmata, no i pomyślałam, że z kryjówki nici. No, a dalej już wiesz co się dzieje.
-Pansy, co ja mam teraz zrobić? –zapytał zrozpaczony chłopak.
-A bo ja wiem, Weasley! Nie znam jej! „Poznałam ją” –starsza siostra zrobiła cudzysłów z placów – jakieś niecałe trzy miesiące temu!
-Przed chwilą mówiłaś, że ją „znasz”!- Parkinson zrobiła śmieszny dzióbek, zastanawiając się głęboko.
-Daj jej może czas, wiesz… Albo rób to co robisz, bo świetnie ci wychodzi! Ona tylko udaje niedostępną! –ślizgonka mrugnęła do niego porozumiewawczo. Nagle w tym momencie do ich stolika podbiegł zdyszany Aaron.
-O Merlinie, Fred nie słuchaj mojej bliźniaczki! Co z niej za szmata!
-Moje słowa! –powiedziała Pansy, wskazując rekami z siebie na chłopaka, który zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
-Parkinson?
-Elo, Broadway.
-Skąd ty się tu wziąłeś? –zapytał Fred, przenosząc wzrok z jednego na drugie.
-Spotkałem przerażoną Veronicę, zapytałem o co chodzi i mi wszystko wyśpiewała. Więc tu przybiegłem. Posłuchaj, Hermionie na pewno się podobają twoje serduszka! –wysapał pewnie niebieskooki. Parkinson wyszczerzyła się szczęśliwa.
-Moje słowa!
-Słuchaj, będę ci jeszcze pomagał i jeszcze będziecie razem! Już Aaron Broadway tego dopilnuje! –gryfon złapał się za pierś, dumnie podnosząc głowę do góry. Fred zmarszczył zmartwiony brwi.
-Też chętnie pomogę! –zadeklarowała się Pansy, na co Aaron spojrzał się na nią pytająco. –Też mi zależy, żeby byli razem!
-Na co ci to, Parkinson? Sądziłem, że się nie lubicie i w ogóle czemu ty teraz z nim u siedzisz, zaraz, co? –zapytał nagle zdezorientowany chłopak.
-Gratuluję orientacji. –prychnęła rozbawiona Pansy. –Powiem, że mam w tym pewien interes, ale nie ma potrzeby byś go poznał. Układ, chłopaki? –zapytała dziewczyna, wystawiając rękę. Aaron już bez żadnego ociągania przybił ślizgowce piątkę. Fred nie wyglądał na przekonanego.
-Nie wiem, czy to ma sens… a co jeśli ona mnie nie lubi i po prostu się wygłupiam i …. –Pansy Parkinson go spoliczkowała. Po raz drugi.
-Podoba ci się? Podoba. Ty się jej podobasz? Podobasz. Całowaliście się? Całowaliście. Nie widzę w czym problem. –odparła rzeczowo starsza siostra jego lubej. –Jest tylko troszkę zagubiona. I my z Broadway’em naprostujemy jej drogę, a ty po prostu masz działać, tak jak działasz. Zrozumiano?
-Zrozumiano. –powiedzieli równocześnie chłopcy, na co ślizgonka zaklasnęła radośnie w ręce.
-Akcja „Granger z Weasley’em będą mieli dzieci” rozpoczęta. 






Mam wrażenie, że jest jakoś ponapychany i skomplikowany ten wpis, no ale ocena należy do Was:)) proszę o komentarze:))
Całuski kaktuski
~Kate
 

wtorek, 19 lipca 2016

Czy to już dziś?

Nie, nie dziś, ale tydzień temu.
Ale co ?

9 LIPCA MIELISMY, MOI DRODZY, ROCZNICĘ. MINĘŁO PÓŁ ROKU BLOGA!!! JUPIIII!
A od Was dostałam największy i najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć! Dokładnie 9 lipca (bo tylko to zdążyłam sprawdzić, bo byłam aż ciekawa) wybiło 10 tys. wyświetleń!!!
Jezus Maryja!!!

Wiem, że ostatnio nawaliłam, ale zawsze mój lipiec to "kataklizm wyjazdowy" i zasiąść do napisania czegokolwiek było wręcz niemożliwe <-- stąd także opóźnienia w komentarzach na innych blogach i stąd długa przerwa w dodaniu rozdziału.

A dziś dodaję taką niespodziankę, proszę bardzo! Doczytajcie do końca bardzo Was proszę, bo na końcu jeszcze chwilę coś dopowiem:)))


xxx

Zestresowana brunetka stała przed wielkimi drzwiami, nerwowo zaciskając palce. Poprawiła wiecznie zsuwające się okrągłe okulary i głęboko odetchnęła. „Weź się w garść, dziewczyno. Dasz radę, najwyżej nikt cię nie polubi, zmieszają cię z błotem i wyśmieją.”  pomyślała optymistycznie brązowooka, po raz tysięczny szarpiąc za swój zegarek na lewej ręce. Po chwili wielkie wrota się otworzyły i wyszedł z nich malutki chłopiec.
-Profesor McGonagall zaprasza. –powiedział wesoło blondyn. –Nie martw się, będzie dobrze.
-Oj, nie wiem… -mruknęła bardziej do siebie okularnica. –Dużo jest osób?
-Cała Wielka Sala. –szepnął chłopiec, a brązowooka zbladła koszmarnie, czując jak kolana się pod nią uginają. Blondynek, bez żadnego ostrzeżenia, otworzył na całą szerokość drzwi i zniknął pomiędzy czterema stołami. Światło tysiąca świec, wiszących przy suficie, momentalnie oślepiło brunetkę, która próbowała przyjrzeć się całej Sali i starała opanować okropny ucisk w brzuchu. Znajdowały się w niej cztery wielkie podłużne stoły, przy których siedzieli uczniowie, którzy uśmiechali się do niej pocieszająco. „O, tak, teraz udają miłych, a potem stanę się pośmiewiskiem. Czy ta dziewczyna już się ze mnie nie śmieje?! A, nie, nie, ona tyko kaszle. Ogarnij się, do cholery.”.  Dziewczyna wolnym i niepewnym krokiem ruszyła w kierunku wielkiego stołu, który znajdował się na końcu Sali, gdzie siedzieli nauczyciele. Po środku siedział miło uśmiechający się pan, w błękitnej szacie z długą brodą. Na krańcu okularnica zauważyła (bo trudno było nie zauważyć) wielkiego, gigantycznego mężczyznę z równie imponującą brodą. Ale uwagę brunetki najbardziej przyciągnął mężczyzna ubrany cały na czarno, z tłustymi i długimi, czarnymi włosami. „Nie wspominali, że będzie tu nauczała mnie jakaś kopia Vadera. Zamiast jabłka na biurku, będę mu zostawiała szampon”. Przed stołem stał główny cel jej krótkiej podróży. Obok sporego, drewnianego stołka stała starsza kobieta z kilkoma zmarszczkami, ubrana w długą, zieloną szatę z wielkim, spiczastym kapeluszem na głowie. A w jej rękach spoczywała Tiara Przydziału. „Cholibka, może jeszcze zdążę wybiec z Sali, nikt mnie tu nie zna, o Boże, dobra, biegnę…”
-Kate Potter, zapraszam. – po Sali rozległ się lekko chropowaty głos nauczycielki, powodując że wszyscy uczniowie zamilkli gwałtownie. „ O Merlinie, ma mnie”. Miliony spojrzeń zaczęło ją palić w kark, zasłonięty brązowymi włosami. Dziewczyna, obdarzając wszystkich zawstydzonymi uśmiechami, dotarła do pani profesor i stanęła przed nią. –Siadaj. – Potter’ówna szybko wykonała polecenie i usiadła przodem do uczniów. –Przedstaw się wszystkim, powiedz co cię tu sprowadza…
-Muszę? –zapytała niechętnie brunetka, ale McGonagall tylko skinęła głową. Dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze. –Okej, w takim razie… Hej wszystkim, nazywam się Kate Potter, jak już zdążyliście usłyszeć. –kilka wybuchów śmiechu dodało brunetce pewności. –Jestem z Warszawy i … w sumie nie wiem, co powiedzieć, bo nawet nie wiem gdzie jestem. Po prostu pewnego spokojnego dnia wpada do mnie do domu pani profesor i mówi, że mnie tu chcą…
-Nie wpadłam, tylko elegancko weszłam. –przerwała dziewczynie nauczycielka, słysząc kolejne wybuchy uczniów, którzy musieli sobie wyobrażać wpadającą McGonagall do czyjegoś domu. –To może teraz ja trochę rzeczy ci przybliżę. Ale na początku zapytam o jedną rzecz.
-Słucham. –odpowiedziała grzecznie Kate.
-Czy lubisz Harry’ego Pottera?
-No bo przecież to, że nazywam się Potter nic nie znaczy. –zadrwiła brunetka, zostając natychmiast skarcona wzrokiem przez kobietę. Za to cała sala wybuchła donośnym śmiechem, a kilku uczniów zaczęło nawet bić brawo. Jednak wszyscy umilkli pod mrożącym krew w żyłach spojrzeniem nauczycielki. –Przepraszam. –bąknęła dziewczyna, czerwieniąc się lekko. –Tak, bardzo lubię, wręcz uwielbiam Harry’ego Pottera. – Kąciki ust profesorki podniosły się prawie niezauważalnie, wyrażając w ten sposób ostatnią jej nadzieję na to, że jednak do dzisiejszej młodzieży można przemówić.
-W takim razie, mamy zaszczyt cie powitać w Hogwarcie – Szkole Pisania Potterowskich Fanfiction. –gdyby Kate miałaby czym się zakrztusić, to na pewno by to zrobiła.
-Słucham? –pisnęła cicho, próbując uspokoić skaczące serce.
-Od dawna cię obserwowaliśmy i zauważyliśmy, że umiesz porządnie „ułożyć zdanie” i piszesz naprawdę interesująco z pewnym żartem, między linijkami.
-Staram się.
-Tutaj nauczysz się pisać odpowiednie fanfiction. Założysz bloga i podzielisz się swoją twórczością z innymi. Możesz jakkolwiek bawić się treścią książki, wymyślając nowe przygody naszych bohaterów. –brunetka wyszczerzyła się szeroko i gotowa była już zejść ze stołka i skierować się do najbliższego stołu, jednak nauczycielka jej przerwała. –Ale zanim dołączysz do nowych kolegów i koleżanek musi nastąpić przydział. –Potter’ówna głośno przełknęła ślinę. „Spoko loko, luzik arbuzik, oddychaj Kate.” –Jak widzisz, tak jak w Hogwarcie, mamy tu cztery domy. –Dopiero teraz brunetka zorientowała się, że tu wszystko ma swoje odbicie. Wielka Sala, McGonagall, staruszek w niebieskiej szacie musiał być poczciwym Dropsem, a wielki mężczyzna odpowiadał rozmiarem Hagridowi. „I…. o mój Boże, to był Snape. Merlinie, chroń.”. –Zauważyliśmy, że najbardziej podobają ci się fanfiction z Hermioną Granger jako postacią główną.
-No, nie zaprzeczę.
-Dlatego na razie wybierasz pomiędzy fanfictionami z nią w roli głównej. Wybór zostanie dokonany na podstawie parringów Hermiony z różnymi osobami. Oczywiście, jeśli zechcesz opisywać inne parringi i inne fanfiction z innymi osobami, to możesz. Możesz pisać tyle ile chcesz, ile tylko parringów ci się spodoba. Możesz także dodawać postacie niekanoniczne i je opisywać.
-Czyli jak zacznie mi się podobać, na przykład Jily? James Potter i Lily Evans?
-Oczywiście, możesz. Dokonujemy wyboru tylko za pierwszym razem, na to początkowe opowiadanie. Wytłumaczyć jeszcze raz?
-Minerwo, Kate da sobie radę, to inteligentna dziewczyna. –przerwał wypowiedź nauczycielki Dumbledore. – A panna Potter pewnie umiera teraz z głodu, przebyła długą podróż. Wybacz, Kate, ale profesor McGonagall lubi przedłużać. Proszę, usiądź moja droga, ja już dokończę. –wyraźnie podirytowana nauczycielka usiadła przy stole, a dyrektor szkoły podszedł do brunetki. –Tiara przydzieli cię do któregoś z domów, zależnie od tego, który najlepiej będziesz umiała opisać. Ale teraz pokażę ci gdzie możesz trafić. Tam znajduje się Harrmione. –mężczyzna wskazał na najbardziej oddalony stół po lewej stronie. „Hmmm, Harry i Hermiona… zdecydowanie nie! Harry jest świetnym przyjacielem i można powiedzieć, że by do siebie pasowali, ale nie, nie, nie! Jestem odwiecznym miłośnikiem Harry’ego i Ginny!”. –Tutaj znajduje się Fremione. –‘Zaraz, co? Fremione, kto to w ogóle jest? Zaraz, kto miał na imię… O MÓJ BOŻE. Fred i Hermiona. Fred Weasley i Hermiona Granger. O matko, ale z nich musi być słodka para! O Merlinie, ile pomysłów mi napływa! Granger na niby utonie w jeziorze, a on dostanie mikrofalówką w twarz! I…” -Obok nich masz parę tradycyjną. Romione. –„Boże, nigdy w życiu! Nie żebym miała coś do Rona, spoko z niego gość, ale nie spoko dla Granger, co to, to nie.”–A tam na szarym końcu masz, najbardziej powszechny parring, czyli Dramione. –„O w mordę, Drops za kogo ty mnie uważasz? Zmykam gdzie pieprz rośnie, wszędzie tylko nie oni.” – Skoro się już zapoznałaś z  Domami, zaczynamy przydział. –Dumbledore nałożył brunetce Tiarę Przydziału na głowę, która zsunęła się lekko z włosów dziewczyny. Po chwili Tiara przebudziła się i zamruczała głośno.
-„Jakkolwiek to głupi zabrzmi, to słyszę głosy w mojej głowie.”- pomyślała Potter’ówna.
-„Bo jestem w twojej głowie. Za bystra to ty  nie jesteś.”
-„Wypraszam sobie!”
-„Z szacunkiem do starszych, Potter. Hmm… dość odważna, pyskata i bezczelna czasem.  Ciekawe. Lubisz wyzwania i lubisz eksperymentować z tekstem.” –Kate czuła jakby ktoś przerzucał jej mózg do góry nogami. –„W takim razie najbardziej prawdopodobne parringi odpadają, czyli odrzucamy Harrmione i Romione”.
-„O Merlinie, dziękuję.”
-„To teraz wybór – Fremione czy Dramione”.
-„Fremione! Błagam, Fremione! Mam już tyle pomysłów!”
-„No tak widzę, ale co tam robi Pansy Parkinson, to bardziej pasuje do Dramione…”
-„Proszę, zaufaj mi, dam radę. Pansy się przyda, błagam, Fremione, Fremione….” –myślała gorączkowo dziewczyna, zaciskając palce, doprowadzając do zbielenia kostek. W całej Sali zapadła głucha cisza, którą niespodziewanie przerwał krzyk Tiary.
-FREMIONE! –Kate nie wytrzymała presji i krzyknęła ze szczęścia, a razem z nią cały stół miłośników Freda i Hermiony. Dziewczyna wyskoczyła z miejsca i dobiegła przeszczęśliwa do nowych kolegów i koleżanek, którzy wiwatowali radośnie.


xxx



W taki oto sposób zaczęłam pisać fremione:'))) a teraz kilka innych rzeczy--->

Jestem strasznie sentymentalna, wiem. Taki "cyrk" powinnam robić na rok bloga, ale nie mogłam się powstrzymać:))) i uwaga, uwaga, część oficjalna:

Chciałabym podziękować w tym oto miejscu osobom, które zawsze mi komentują rozdziały, wspierają na duchu i inspirują własnymi cudnymi blogami:

Astrum Confusa, Marta Weasley, Alice Lovegood, Gwiazdeczka 21, Eli A i Lestrange.

a także każdej osobie, która napisała każde miłe słowo<3

dziękuję także wszystkim czytelnikom, którzy mimo że się nie ujawniają, ciągle ze mną są!


Kurcze, bez Was nic by mi się nie udało! gdy założyłam bloga, nie sądziłam, że aż tak się w niego wciągnę, w całe to blogowe życie! Nie ma takiego dnia, bym choć na chwilę nie myślała o Was, o tym blogu!

Mój sentymentalizm czasem wybiega poza granice i może teraz Wam się wydaje, że przesadzam, ale jesteście ogromną częścią mojego życia i bardzo Was całym serduszkiem kocham, dlatego musiałam uczcić ta małą rocznicę:)


Dziękuję za uwagę:) rozdział powinien się niedługo pojawić<3
Całuski kaktuski
~Kate

PS na kom odpowiem jutro:))