chociaż jest już po północy...
Tak, to ja! i świeży rozdział! bez żadnych rocznic jak było ostatnio! oto ja!
Tak, wiem, nawaliłam.
Nie licząc tego rocznicowego wpisu, czekaliście na rozdział ponad miesiąc!
O mój boże, wybaczcie!
I wybaczcie po raz drugi!
Rozdział ten nie jest do końca "spełniony"... pisałam go między różnymi wyjazdami itd., więc ciężko go było mi jakoś poskładać i jest taki jakiś na "szybcika".
ALE PROMISE - NASTĘPNY BĘDZIE SUPER GENIALNY!
Poza tym jestem już w domku do końca wakacji, więc na pewno będzie łatwiej:)) nie przedłużam--->
PS na komentarze odpowiem już jutro<3
Rozdział XX
-Tobie Granger to już chyba porządnie na ten mózg padło. –mruknął rozczarowany Aaron, przyglądając się gryfonce, która stała przed nim ze skrzyżowanymi rękami. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. –odparła spokojnie, powodując, że chłopak przewrócił dramatycznie oczami. Podszedł do niej, objął ramieniem i schylił się tak, by mieć głowę na wysokości jej.
-Posłuchaj mnie uważnie. Wczoraj, w pierwszą sobotę września całowałaś się z twoją miłością życia…
-Oj, jak zaraz cię trzepnę…! –Hermiona brała już zamach ręką, ale brunet złapał ją szybciej za nadgarstek, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
-Czy choć raz możesz mi nie przerywać? –zapytał bliźniak, karcąc ją wzrokiem. –A więc… Wczoraj był niby niechciany pocałunek, w ogóle bajka srajka i tak dalej. Pogadanka z najprzystojniejszym gryfonem na całym świecie, czyli ze mną. I pójście spać, po kilku wymianach uwag z Fredem, który zaczął cię prowokować. Podsumowując?
-Jeden zero, dla niego. –powiedziała szatynka, kiwając powoli głową.
-Owszem. Ale dziś się role odwróciły. Romantyczne serduszka, a potem ty robisz z chłopaka miazgę! Dosłownie! I po takim triumfie, po takiej gadce, po takim pokazaniu kto tu rządzi, zamiast to porządnie to oblać, ty postanawiasz iść do biblioteki! –zawył żałośnie gryfon, wskazując ręką na wielkie drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego miejsca. –Słuchaj, mam w pokoju Ognistą i kremowe, powiedz tylko tak i…
-Tak w ogóle, skąd ty masz Ognistą? To ta sama, którą podrzuciła ci Veronica? –zapytała dziewczyna, opierając oskarżająco ręce na biodrach. Aaron zamilkł i przygryzł nerwowo jedną wargę.
-To może jednak chodźmy do tej biblioteki. –odparł wymijająco i biorąc przyjaciółkę pod rękę, ruszył w kierunku wielkich drzwi.
-Broadway! –warknęła wściekle, obserwując chłopaka, który biegał sobie wokół stołu z książką na głowie i długopisem między ustami a nosem.
-Poczekaj, zrobię dwudzieste kółko! –krzyknął rozradowany, by po chwili jednak upaść dość boleśnie na biblioteczną posadzkę. –Ej! – zawył rozgoryczony, widząc powód jego spotkania z ziemią. Gryfonka śmiała się głośno, z nogą wystawioną przed siebie. –Podcięłaś mnie! Specjalnie!
-No nie gadaj –zakpiła dziewczyna, która postanowiła wrócić do swojej książki. Nim jednak zdążyła przeczytać to nieszczęsne zdanie, Aaron wgramolił się na stół tak, że swoją głowę położył na jej książce.
-Nudzi mi się. –zamarudził brunet, błyskawicznie zapominając o incydencie z przed chwili. Hermiona westchnęła głęboko.
-Nie zmuszam cię byś tu siedział, możesz iść. –odparła, wyrywając książkę spod głowy przyjaciela. Rezygnując całkowicie z tej lektury, podeszła do wielkiego regału, szukając czegoś ciekawszego.
-Idę się napić, potem tu wrócę i gdzieś skoczymy, ok.?-zapytał zrezygnowany gryfon. Dziewczyna jednak uparcie milczała. „Nie wiem co ten Weasley w niej widzi…” pomyślał rozbawiony, gdy mijał panią Pince, która przyglądała mu się badawczo. Gdy chłopak wyszedł z biblioteki, upewniwszy się, że szatynka go nie śledzi, pognał z prędkością stu Błyskawic do Pokoju Wspólnego gryfonów. Bez żadnych ceregieli wpadł do Wieży, oglądając się po obecnych. Puścił oczko Parvati Patil i Lavender Brown, po czym podszedł do celu jego podróży. „Zabrzmij obojętnie, jakby wcale cię nie interesowały losy miłosne Granger” pomyślał sobie, zanim klepnął gryfona w głowę. –Ej, Weasley, dupa w troki i idziesz ze mną. –mruknął znudzony, chwaląc się w duszy za swoją świetną grę aktorską. Bliźniak popatrzył na niego pytająco, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.
-A jasne, jasne. Już idę. George spotkamy się później. –mruknął chłopak do swojego sobowtóra, by po sekundzie wyjść z brunetem z Pokoju Wspólnego. Oboje zaabsorbowani swoim planem, nie zwrócili uwagi na mały ruch po lewej stronie. –To gdzie ona jest?
-Zostawiłem Hermionę w bibliotece. Idź tam…
-Ty zdradziecki gargulcu! –ryknęła Lavender Brown, pojawiając się niespodziewanie na korytarzu. Obok niej stanęła pewnie Parvati. –Ona tobie zaufała, a ty mówisz mu – tutaj dziewczyna oskarżająco wskazała palcem na Freda – gdzie ona jest! –Aaron zagryzł wargę, niezadowolony takim obrotem sytuacji, jednak Weasley uśmiechnął się z politowaniem.
-Ależ, Lavender, uspokój się moja droga. Posłuchaj, chcesz żeby Hermiona była szczęśliwa? –zapytał rudzielec. Gryfonka zmierzyła go pogardliwym wzrokiem.
-Owszem, chcę. –bliźniak już otwierał usta, ale blondynka mu natychmiast przerwała –Właśnie dlatego nie dopuszczę, byś się z nią spotkał i nawet mi, Weasley, nie mów, że to z tobą ma być szczęśliwa. –dziewczyna przeszyła wzrokiem Freda, który patrzył się na nią oszołomiony.” Przejrzała mój najlepszy tekst, skubana!”. Chłopak szukał w głowie jakiegoś sposobu na ucieczkę przed tą złą kobietą, gdy nagle zza zakrętu wyszedł Lee Jordan, konsumujący wesoło kawałek jabłka. W głowie bliźniaka zaiskrzył genialny plan pozbycia się panienki Brown.
-Chciałem na spokojnie wszystko załatwić, ale skoro Lavender, jesteś jeszcze bardziej cięta niż na śniadaniu, to muszę uciec do bardziej drastycznych metod. Jordanku mój! –zawołał chłopaka Fred, który zatrzymał się przy nim.
-Czego ode mnie chcesz, Weasleyiku? –zapiszczał wysoko jak bliźniak, czarnoskóry.
-Sprawa wysokiej wagi, musisz się zająć oto tą damą. –chłopak wskazał na wytrzeszczającą oczy Lavender. Lee uśmiechnął się złowieszczo.
-Ależ z ogromną rozkoszą –mówiąc to chłopak wziął za rękę gryfonkę, zupełnie nie zwracając uwagi na jej krzyki protestu. Parvati, która została na miejscu, niepewnie popatrzyła się na Aarona i Freda.
-Ja tylko tędy przechodziłam… szłam do Padmy …-mruknęła dziewczyna i próbowała przemknąć się między chłopcami w kierunku biblioteki, ale Aaron skutecznie ją powstrzymał, łapiąc hinduskę w ramiona. Czarnowłosa zarumieniła się potwornie, chowając głowę w koszulkę obejmującego ją bliźniaka.
-Oczywiście, oczywiście. Jednak może moje towarzystwo bardziej ci się spodoba niż towarzystwo twojej bliźniaczki. –odparł nonszalancko brunet, wpatrując się w czubek włosów dziewczyny. Coraz bardziej podobała mu się jego rola w tym planie. –A w tym czasie Weasley nas opuści i na pewno nie pójdzie teraz do biblioteki, gdzie siedzi nasza wspólna przyjaciółka, Hermiona Granger. -Patil, która poddała się już ostatecznie, zatopiła głębiej głowę w tułowiu chłopaka, a Fred przemknął obok nich i ruszył w kierunku wskazanego miejsca. Po kilkuminutowym marszu dotarł do odpowiedniego miejsca. Obdarzając pięknym uśmiechem zaskoczoną panią Pince, zaczął manewrować między regałami w poszukiwaniu obiektu swoich westchnień. Wreszcie ją znalazł. Siedziała przy niewielkim stole z głową wspartą na rękach, czytając grubą, zakurzoną książkę. Bliźniak uśmiechnął się, czując jak krew w jego całym ciele zaczyna wręcz się gotować. Tak bardzo chciałby teraz po prostu podejść do niej, przytulić, pocałować tak jak wtedy po treningu i powiedzieć, że się w niej zakochał. Chłopak wciągnął głęboko powietrze. „To jest Weasley możliwe, jeśli teraz nie dasz plamy! Dlatego jak powiedział ten Broadway –dupa w troki i idziemy!”. Rudowłosy podszedł do stolika i usiadł naprzeciw zaczytanej dziewczyny.
-No cześć, Mionka. –przywitał się wesoło chłopak, widząc już w myślach jak szatynka rzuca się na niego z okrzykiem radości. Niestety, Fred ogromnie się rozczarował.
-O Merlinie, to ty! -zamarudziła Hermiona, w duchu jednak troszkę ucieszona. Ale tylko troszkę, nie popadajmy w skrajność. Gryfonka postanowiła wrócić do czytania, kompletnie ignorując bliźniaka. „Może sobie pójdzie…”, jednak i ona również się ogromnie rozczarowała.
-Co czytasz?
-Nie widzisz?
-Widzę tylko najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie. –Hermiona popatrzyła się szerokimi oczami na Freda, tylko po to by za sekundę oboje ryknęli wesołym śmiechem. –Cormac McLaggen na takie teksty wyrywa od drugiej klasy.
-I czy kiedykolwiek kogoś „rzeczywiście” wyrwał? –zapytała dziewczyna, powracając do czytania. Rudzielec tylko zmrużył oczy.
-Yyyy, pomińmy to. –odparł chłopak, czekając na jakąkolwiek inną reakcję gryfonki. Jednak żadnej nie otrzymał. „I znowu punkt wyjścia… Dobra, zapomnij o wszystkich innych sposobach, poderwij ją tak jak to umie robić tylko Fred Weasley! No i może George, w sumie to jest moim bliźniakiem… Oj, dobra, cicho już!”. Chłopak pacnął się w głowę, próbując odgonić denerwujące głosy w głowie. Szatynka popatrzyła na niego uważnie.
-Wszystko dobrze?
-Tak, jasne. –odparł, uśmiechający się nonszalancko, Fred. Wstał z miejsca i podszedł od tyłu do Hermiony. Rudowłosy pochylił się nad nią, przytulając się do niej, a głowę opierając na ramieniu spanikowanej dziewczyny. Granger’ówna czuła jak na jej policzki wpełzają płaty czerwieni, a serce zbyt szybko przyspiesza. Powoli wypuściła powietrze i spróbowała nie spinać mięśni.
-Fred, przestrzeń osobista. –mruknęła gryfonka i poruszyła ramieniem tak, że głowa bliźniaka lekko obsunęła się z jej ciała.
-Przeszkadzam ci? –zapytał niby zdziwiony chłopak, szepcząc jej to pytanie wprost do jej ucha. Hermiona poczuła jak jej ciało przechodzą chłodne ciarki.
-Nie, jest idealnie. –żachnęła sarkastycznie brązowooka, wlepiając wzrok w pomięte kartki księgi. Poczuła jak Weasley się uśmiecha.
-To się cieszę. Co tam czytasz? – bliźniak zaczął przypatrywać się czarnym literkom, zaś gryfonka myślała, że zaraz pozbędzie tego przystojnego rudzielca paru ząbków. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po bibliotece w celu znalezienia jakiejkolwiek deski ratunku. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła rodzoną siostrę z jej chłopakiem, którzy akurat przechodzili naprzeciw ich stolika. Pansy wytrzeszczyła oczy i zaczęła natarczywie pacać Blaise’a, by popatrzył się w wskazywaną przez ślizgonkę stronę. Czarnoskóry podobnie zareagował i natychmiast pociągnął brunetkę, znikając za regałem. Po sekundzie znowu się wynurzyli i przechodząc obok nich, zaczęli pokazywać Hermionie wysoko uniesione kciuki w górę, szczerząc się przy tym niemiłosiernie. Pansy zdążyła jeszcze, poruszając tylko ustami, przekazać, że „powie Nottowi!”. Szatynka zacisnęła zrozpaczona zęby. Musi oduczyć siostrę, że „przytulanie” nie zawsze znaczy, że każda z obu stron jest zadowolona tym „przytulaniem”. I nie oznacza to, że od razu wszyscy są zakochani. Ani to, że nie trzeba w takim wypadku komuś pomóc. Ani tym bardziej nie powinno się lecieć do Teodora Notta, największego plotkarza w całym Slytherinie. –E, nudy. –mruknął Fred, o którego obecności Hermiona zupełnie zapomniała. Najwyraźniej chłopak nie zauważył, że przed sekundą ktokolwiek przechodził obok ich stolika.
-Każdy czyta, to co lubi. –prychnęła dziewczyna, zrywając się z krzesła. Szatynka podeszła do regału i odłożyła książkę na miejsce. Miała zamiar wybrać następną lekturę, by ją wypożyczyć i uciec jak najdalej od cholernie denerwującego i przecudnie przystojnego gryfona. Jednak obiekt jej westchnień i przyczyna załamania nerwowego pojawiła się obok niej, opierając się zawadiacko na regale. Granger wciągnęła przez nos powietrze. –Czego ty chcesz?
-Posłuchaj Hermiono… - i w tym momencie Fred zdębiał. Co on miał w sumie jej powiedzieć? „Improwizuj, chłopie!”. –Doskonale wiesz, że nie możesz mnie unikać, ponieważ się w sobotę pocałowaliśmy.
-Ciszej bądź! –skarciła go dziewczyna. –Jeszcze ktoś usłyszy! –chłopak tylko parsknął śmiechem.
-A co ja jestem, nieuleczalna choroba? –zapytał rozbawiony bliźniak. –JA, FRED WEASLEY I HERIONA GRANGER CAŁOWALIŚMY SIĘ! –ryknął na całą bibliotekę rudowłosy, by po chwili wrzasnąć z bólu. Szatynka z całej siły przyłożyła gryfonowi w czoło książką, którą trzymała w dłoniach. –Granger!
-Spadaj, Weasley! –krzyknęła gryfonka, biegnąc w kierunku wyjścia z biblioteki.
-A serduszka się chociaż podobały?!
-BYŁY STRASZNE! –ryknęła głośno dziewczyna, zapominając o jakichkolwiek zasadach biblioteki, których zawsze przestrzegała. Zatrzasnęła z hukiem drzwi, pozostawiając osłupiałego Freda. Rudzielec nie stał jednak przez długi czas samotnie. Jakby z nikąd pojawiła się przed nim Veronica Broadway, uśmiechając się flirtowanie.
-Mi by się podobały. -brunetka zaczęła kręcić włosami, starając się zwrócić uwagę Weasley’a, który tępo wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła Granger’ówna. –Posłuchaj mnie, Fred. Siedziałam obok i wszystko słyszałam. Widziałam jak ona cię traktuje, ona nie zasługuje…
-Oj, zjeżdżaj stąd, laleczko, bo zaraz poczujesz moją rękę na tej swojej brzydkiej japie. –warknęła Pansy Parkinson, która zmaterializowała się przed gryfonami. O ile Veronica była już przyzwyczajona do takich odzywek od gryfonek, małych, słodkich gryfonek, które nie potrafiły nawet muchy zabić, to taki tekst od wściekłej ślizgonki, od której dostała już kiedyś Upiorogackiem wydawał się bardzo przekonujący. Po sekundzie Broadway’ówna zniknęła. Parkinson prychnęła rozbawiona. –Ile w tej bibliotece się dzieje… Fred. Fred. Weasley, do cholery!- warknęła dziewczyna i łapiąc chłopaka za szatę, zaprowadziła go do stolika, przy którym przed chwilą siedział z Hermioną.
-Nie podobały jej się serduszka. –mruknął rozczarowany bliźniak, zatapiając głowę w ramieniu lekko skonfundowanej ślizgonki.
-E, szwagier! Ogarnij się troszkę! –zwróciła mu uwagę brunetka i odepchnęła go delikatnie. –Oczywiście, że jej się podobały! Tylko nie chciała ci tego przyznać! –odparła dziewczyna, przypominając sobie historię, o której huczało w całym Hogwarcie. Aż wydawało jej się nieprawdopodobne, że to się zdarzyło dziś rano. Bliźniak podniósł głowę w nadziei.
-Naprawdę tak myślisz?
-No jasne! Znam moją siostrę i jestem stuprocentowo pewna, że jej się podobało! –gryfon rozchmurzył się nieco, po czym nagle sobie uświadamiając z kim gada, przyjrzał się ślizgowce uważnie.
-Co ty tu w ogóle robisz?
-Mówiłam, że szalony dzień w tej bibliotece. –pokręciła rozbawiona głową Parkinson. –Byłam tu z Blaise’em, żeby trochę się poduczyć i takie tam. Przechodzimy tam – brunetka pokazała tor jej wcześniejszej drogi – i widzimy ciebie z moją siostrą. Oczywiście Zabini zaciągnął mnie w bok i powiedział, żeby pójść po Notta. Ja jednak postanowiłam zostać i zza tego regału, pooglądać sytuację. I w jednym momencie wszystko zaczęło się psuć. Miona wybiega, a ty jak ślepy osioł stoisz pośrodku biblioteki. Ogólnie, postanowiłam się nie ujawniać. Aż tu nagle bum – jakby znikąd podbiegła do ciebie ta szmata…
-No bez przesady… -zaczął tłumaczyć rudowłosy, jednak przerwało mu klepnięcie w policzek. Pansy Parkinson go spoliczkowała.
-Nazywajmy rzeczy po imieniu, Weasley. No więc, podbiega do ciebie ta szmata, no i pomyślałam, że z kryjówki nici. No, a dalej już wiesz co się dzieje.
-Pansy, co ja mam teraz zrobić? –zapytał zrozpaczony chłopak.
-A bo ja wiem, Weasley! Nie znam jej! „Poznałam ją” –starsza siostra zrobiła cudzysłów z placów – jakieś niecałe trzy miesiące temu!
-Przed chwilą mówiłaś, że ją „znasz”!- Parkinson zrobiła śmieszny dzióbek, zastanawiając się głęboko.
-Daj jej może czas, wiesz… Albo rób to co robisz, bo świetnie ci wychodzi! Ona tylko udaje niedostępną! –ślizgonka mrugnęła do niego porozumiewawczo. Nagle w tym momencie do ich stolika podbiegł zdyszany Aaron.
-O Merlinie, Fred nie słuchaj mojej bliźniaczki! Co z niej za szmata!
-Moje słowa! –powiedziała Pansy, wskazując rekami z siebie na chłopaka, który zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
-Parkinson?
-Elo, Broadway.
-Skąd ty się tu wziąłeś? –zapytał Fred, przenosząc wzrok z jednego na drugie.
-Spotkałem przerażoną Veronicę, zapytałem o co chodzi i mi wszystko wyśpiewała. Więc tu przybiegłem. Posłuchaj, Hermionie na pewno się podobają twoje serduszka! –wysapał pewnie niebieskooki. Parkinson wyszczerzyła się szczęśliwa.
-Moje słowa!
-Słuchaj, będę ci jeszcze pomagał i jeszcze będziecie razem! Już Aaron Broadway tego dopilnuje! –gryfon złapał się za pierś, dumnie podnosząc głowę do góry. Fred zmarszczył zmartwiony brwi.
-Też chętnie pomogę! –zadeklarowała się Pansy, na co Aaron spojrzał się na nią pytająco. –Też mi zależy, żeby byli razem!
-Na co ci to, Parkinson? Sądziłem, że się nie lubicie i w ogóle czemu ty teraz z nim u siedzisz, zaraz, co? –zapytał nagle zdezorientowany chłopak.
-Gratuluję orientacji. –prychnęła rozbawiona Pansy. –Powiem, że mam w tym pewien interes, ale nie ma potrzeby byś go poznał. Układ, chłopaki? –zapytała dziewczyna, wystawiając rękę. Aaron już bez żadnego ociągania przybił ślizgowce piątkę. Fred nie wyglądał na przekonanego.
-Nie wiem, czy to ma sens… a co jeśli ona mnie nie lubi i po prostu się wygłupiam i …. –Pansy Parkinson go spoliczkowała. Po raz drugi.
-Podoba ci się? Podoba. Ty się jej podobasz? Podobasz. Całowaliście się? Całowaliście. Nie widzę w czym problem. –odparła rzeczowo starsza siostra jego lubej. –Jest tylko troszkę zagubiona. I my z Broadway’em naprostujemy jej drogę, a ty po prostu masz działać, tak jak działasz. Zrozumiano?
-Zrozumiano. –powiedzieli równocześnie chłopcy, na co ślizgonka zaklasnęła radośnie w ręce.
-Akcja „Granger z Weasley’em będą mieli dzieci” rozpoczęta.
Mam wrażenie, że jest jakoś ponapychany i skomplikowany ten wpis, no ale ocena należy do Was:)) proszę o komentarze:))
Całuski kaktuski
~Kate