sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział IV

Witam, witam
Jesteście cudowni! Niedawno świętowałam 120 wyświetleń, a dodając ten rozdzialik mam już 245 wyś.! Kocham Was moi czytelnicy! <3 Chciałam tu szybko podziękować Alice Lovegood i Gwiazdeczce 21, które komentują mój każdy rozdział, dziękuję wam bardzo kochane :)) i też dziękuję Marcie Weasley, która chyba najbardziej zmotywowała mnie do stworzenia tego bloga, gdy odpowiedziała na mój komentarz, zachęcając mnie do spróbowania :) Dziękuję i dzisiaj daję troszkę dłuższy rozdział bo uwaga, uwaga następny rozdział może być (choć nie obiecuję, może da się wcześniej) w poniedziałek za tydzień, bo wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do netu :(
A teraz zapraszam do czytania :)


ROZDZIAŁ IV

Hermiona wcześnie wstała. Przez chwilę próbowała sobie przypomnieć, co się stało wczoraj. No tak, list od rodziców, płacz, Fred… i dalej taśma się urywała. Pewnie zasnęła zmęczona płaczem, a Fred ją tu przyniósł. Będzie musiała mu podziękować za wszystko co zrobił dla niej wczoraj. Wciągnęła powietrze i poczuła miły zapach. Gorzkiej czekolady. Jak się okazało miała na sobie bluzę bliźniaka. Wtuliła się w nią jeszcze bardziej. Poleżała jeszcze chwilę, po czym wzięła pergamin i zaczęła szybko pisać list do siostry, w którym opisała zdarzenia z wczoraj. Po chwili jednak powędrowała do łazienki, próbując nie zbudzić Ginny, rozwalonej na całym łóżku.
Szatynka zniechęcona popatrzyła do lustra. Wory pod zaczerwionymi oczami. Włosy odstające na wszystkie strony i zmęczenie widniejące w każdym calu jej twarzy. „Ok, Hermiona działamy szybko.” Nałożyła krótkie dżinsowe szorty i do tego bordową bluzkę.  Dziewczyna przepłukała twarz i nałożyła niewiele podkładu, ale na tyle, by choć trochę zakryć wory. Włosy związała w wysokiego kucyka, ale kilka najbardziej niesfornych kosmyków wypadło. Z uśmiechem popatrzyła na swój efekt.
- No nieźle, Hermi, nieźle..
- Tak, tak, jest naprawdę super, ale teraz daj mi się do jasnej ciasnej wysikać, bo mój pęcherz nie wytrzymuje! – powiedziała Ginny, zaraz potem jak z rozmachem otworzyła drzwi – A teraz szybko wyjdź! Hermi, błagam!
Szatynka, chichocząc wyszła z łazienki, zostawiając miejsce młodej Weasley’ównie, która zniknęła za białymi drzwiami kibelka. Hermiona kilka razy zapukała do niej, mówiąc:
- Ginny, czekam na ciebie na dole!   
- Zaklepuję dwa naleśniki!
Dziewczyna założyła czerwone, krótkie trampki i zeszła po schodach na dół. W kuchni krzątała się pani Weasley, przygotowując śniadanie dla całej rodziny.
- Witaj Hermionko, kochanieńka, cudownie dziś wyglądasz!
- Dziękuję pani – gryfonka miło się uśmiechnęła – Czy mogę pani w czymś pomóc?
Molly odwróciła się i popatrzyła na Hermionę, głęboko się zastanawiając. Otrzepała ręce z mąki o fartuch i oparła na biodrach.
- Możesz rozłożyć talerze, a potem… Z tego co słychać Harry i Ron już dawno nie śpią, Ginny już opróżniła swój pęcherz… Nie patrz tak na mnie echo z łazienki roznosi się po całym domu. Artur poszedł do pracy, Bill i Fleur pojechali rano do Londynu... No to jeszcze dwa najgorsze osobniki w tym domu śpią… Ich pokój jest na górze, po lewej stronie.
Hermiona po skończonej robocie udała się w tamtym kierunku. Stanęła przed drewnianymi drzwiami z jednym, czerwonym napisem „NIEUPOWAZNIONYM WSTĘP WZBRONIONY”. Szatynka lekko pchnęła drzwi, powoli przeszła przez próg i zamknęła je. Popatrzyła na chłopaków, którzy smacznie spali. George’owi głowa zwisała z łóżka, a Fred leżał w poprzek. Nim zdążyła zrobić choć jeden krok, włączyła się syrena jak z pogotowia, a w jej kierunku z jednego kąta pokoju wyleciało pięć tłuczków. Hermiona szybko kucnęła i przeskoczyła kawałek dalej, a tłuczki z wielkim łomotem uderzyły w drzwi, jakimś cudem ich nie wyłamując. Szatynka z bijącym sercem patrzyła na miejsce gdzie przed chwilą stała. Nagle deski za nią zapadły się, a ona omal tam wleciała. Jednak szybko odturlała się od tego miejsca, gdzie dosłownie drewno się zapadło. Leżała teraz na plecach z nogami zgiętymi, by rzucić się od razu do ucieczki w razie następnego ataku. Ciężko oddychała. Syreny się wyłączyły.
- Mówiliśmy ci Ron, nie wchodź do naszego pokoju!- odezwał się Fred, cały czas z głową wetknięta w poduszkę.
- Mogliście mnie zabić!
Hermiona bała się wstać i wciąż była w tej samej pozycji. Fred, rozpoznając po głosie, że w pułapki złapali nieodpowiednią osobę,  natychmiast się zerwał,  podbiegł do leżącej szatynki. Ukucnął przy niej:
- O Merlinie, przepraszam, myśleliśmy, że to Ron!
- Domyśliłam się! -Fred wstał na nogi i podał dziewczynie ręce, żeby wstała. Ona tylko przecząco pokręciła głową.- Boję się cokolwiek zrobić! Jestem już bezpieczna?
- Tak, spokojnie możesz wstać, no chodź!
Hermiona lekko poruszyła nogami by wstać, a nagle z sufitu wyleciało kilkadziesiąt piłeczek, wielkością przypominających znicza. Gryfonka zakryła się rękami i skuliła się. Nie miała szans na ucieczkę. W ostatnim momencie bliźniak złapał ją i przyciągnął do siebie. Hermiona wbiła się w Freda. Chłopak po raz pierwszy patrzył na te wszystkie ich pułapki z przerażeniem. Mogły zrobić sporą krzywdę dziewczynie, która przyszła ich tylko obudzić.
- George, musimy rozmontować te pułapki.
- Co? Czemu? Są świetne!
-Świetne?! Ja ci dam świetne! Omal przez nie zginęłam! Gdyby nie Fred, leżałabym teraz pod tymi kulkami!
- Gdyby nie Fred?
Te słowa skłoniły George’ a do popatrzenia znad poduszki. Jego pokój przypominał pobojowisko, a pośrodku stał Fred obejmujący wściekłą Hermionę. Chłopak uśmiechnął się i popatrzył znacząco na dwójkę, na co oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, zaczerwienieni jak buraki z ogródka pani Weasley. George zachichotał.
- No dalej przytulajcie się, widzę wasze zawiedzione miny, a ja pójdę dalej kimać.
- Zawiedziona to zaraz będzie twoja mina!- krzyknęła Hermiona po czym podbiegła do Geroge’a, wskoczyła na niego i zaczęła go okładać małymi, bezlitosnymi piąstkami, a chłopak zakrył się rękami.
- Fred, pomóż! – George popatrzył błagająco na brata, ale ten stał  niewzruszony.
- E, jakoś mi się nie chce. Mionka, dołóż mu mocniej, za mnie. Za głośno dziś chrapałeś!
- Zdrajco!

Cała trójka zeszła na dół. Po całej kuchni roznosił się słodki zapach naleśników i polewy czekoladowej. Przy stole siedział już Wybraniec z Ginny, którzy co chwila szeptali sobie coś do ucha. Po drugiej stronie siedział Ron, który nie zauważał nic oprócz złotego naleśnika, polanego czekoladą, który spoczywał na jego talerzu. Pani Weasley nie było w kuchni, która wyszła do ogrodu. Hermiona usiadła obok Rona, a bliźniacy przy niej. Ginny popatrzyła na przyjaciółkę:
- To co dziś robimy?
- Ja nie wiem. Jest tu coś fajnego, co możemy porobić?  - Hermiona przeleciała wzrokiem po zebranych.
- Możemy pójść nad jezioro! – zaproponował Fred, na co Hermionie wyleciał widelec z ręki.
- To tu jest jezioro?! Jestem tu, co każde wakacje, ale nie widziałam, że jest coś takiego tu gdzieś! Idziemy! O, kurcze, Ginny, masz jakiś strój do pożyczenia?
Rudowłosa w zamyśleniu popatrzyła na przyjaciółkę. Po chwili zaczerpnęła szybko powietrza.
- O moja matko kochana, mam idealny dla ciebie! Będzie cudownie leżał!
Dziewczyny szybko się poderwały z miejsc i pobiegły na górę, zostawiając osłupiałych chłopaków na dole. George popatrzył na innych zdezorientowany.
- Czy tylko ja tego nie rozumiem?
- Nie ty jeden – odpowiedzieli chórkiem Fred z Harrym.
- Ej, chłopaki – Ron wreszcie skończył naleśnika -  cos długo dziś śpią dziewczyny, prawda?
Na to trójka gryfonów wybuchła śmiechem, a Ron siedział i patrzył się na nich zdezorientowany.

- Śliczny jest prawda? Od razu od nim pomyślałam, że będzie dla ciebie idealny!
Ginny patrzyła zadowolona na swój efekt. Przed nia stała Hermiona ubrana w granatowe bikini, które było wręcz przeznaczone dla niej. Strój podkreślał jej kobiecą figurę i kolor jeszcze bladej skóry dziewczyny. Jednak sama szatynka nie była pewna swojego wyglądu.
- Ale, czy to mnie nie pogrubia? Czuję się jakoś tak dziwnie.
- Dziwnie? Czyli seksi flexi?
Ginny zabawnie poruszyła brwiami i popatrzyła na przyjaciółkę triumfująco. Ale Hermiona odwdzięczyła się ironicznym spojrzeniem i kpiącym usmieszkiem. Ona, największa kujonica w Hogwarcie, ma być seksowna w czymś takim.
- Ja wyglądam w tym jak jakiś waleń, Ginny! Wielki, gruby waleń!
- Tak, tak wmawiaj sobie. To i tak jedyny strój jaki mogę ci pożyczyć. Dobra, Hermi, ale zmieniając temat. Musisz być ostrożna tam nad jeziorem, bo Fred i George mają taki zwyczaj, że no… lubią wrzucać do wody, więc no… a że ty po raz pierwszy tam idziesz, to stawiam tysiąc galeonów, że będziesz pierwsza ich ofiarą. Ja wiem, że potrafisz pływać…
- Ale oni nie wiedzą – Hermiona uśmiechnęła się szyderczo – Mam pewien  pomysł . Będzie mała zemsta za dzisiaj rano.
- Niech zgadnę, weszłaś do ich pokoju.
- Tak, twoja mama kazała...
- To jaki masz plan?


Dziewczyny szykowały kanapki i owoce, które wpakowały do koszyka. Włożyły także kilka butelek piwa kremowego. Po chwili na dół zeszli gryfoni z ręcznikami i kocami. Wspólnie wyruszyli nad jezioro. Hermiona z Ginny żywo rozmawiały o najnowszych plotkach szkolnych, a chłopcy o sprawch związanych z Quidditchem. W końcu dotarli. Przed nimi rozciągało się wspaniałe i duże jezioro, a przy nim niewielka, piaszczysta plaża. Niedaleko stał mały, drewniany pomost. Wszyscy od razu wzięli się do rozpakowywania się. Chłopcy od razu pognali pływać, a gryfonki wyłożyły się na kocach i zaczęły się opalać. Czekały, ąz ich plan wejdzie w życie.
Fred po raz kolejny dostał wodą w twarz. Cały czas się patrzył na dziewczyny, szczególnie na szatynkę. George podpłynął do brata i zaczął go podtapiać. Fred tylko warknął jakieś niezrozumiałe słowa, ale ani na chwilę nie spuścił wzroku z gryfonki.
- Na swojego warczysz? Z tobą na serio jest źle. Dawno nie widziałem takiego Freda Weasleya. Ostatnio patrzyłeś się tak na swoją przytulankę.
- Och, zamknij się George. A ty też do swojej miłości nie zagadujesz!
- Czego się boisz chłopie? Zagadaj do niej! A ja to zrobię przy najbliższej okazji, zobaczysz! Muszę się z kilku rzeczy wytłumaczyć… Ale wracając do ciebie, nie raz dawałeś radę innym dziewczynom, tej też dasz radę!
- Nie rozumiesz, Hermiona… ona jest inna, nie jest następną „tą”…
- Mam się za ciebie wstydzić? Jesteś moim bliźniakiem, poradzisz sobie. Ale pamiętaj dwie rzeczy.
- Co?
- Jak ją zranisz, ja jestem pierwszy w kolejce byś dostał porządne bęcki. Nie patrz się tak, ona jest jak siostra i zatłukę każdego, przez kogo będzie płakała. A po drugie, chodź wrzućmy ją, żebyś mógł dotknąć tej twojej księżniczki.
 
Ginny popatrzyła katem okna. Jej bracia zbliżali się po cichu do dziewczyn. Lekko szturchnęła Hermionę.
- Idą.
Szatynka lekko, prawie niewidocznie poruszyła głową, nie otwierając oczu.
- Pamiętasz, co robić?
- Niech żałują.
Minęła zaledwie chwila, zanim Hermiona znalazła się w rękach braci. Fred złapał ją za nadgarstki, a George za kostki.
- Koniec tej kąpieli słonecznej, czas na wodną! – krzyknął George i razem z Fredem zaczęli biec w stronę mostku.
- Co?! Nie, zostawcie mnie! Błagam! Ginny pomóż!
Szatynka świetnie udawała przerażoną. Podobnie jak Ginny, która zerwała się zaraz za nimi i biegła, próbując oderwać łapy jej braci od części ciała Hermiony.
- Nie, na serio, chłopaki puśćcie ją! Ja nie żartuję! Ona…
W tym momencie z wody wybiegli Harry i Ron, i w ten sam sposób złapali Rudą. HErmiona, która była główną postacią planu, próbowała się wydostać.
- George, Fred, błagam, ja nie…
- Nie lubisz wody?- George zaśmiał się.
- Ona ci nie zaszkodzi – Fred zawtórował bratu, przez co zagłuszali krzyki dziewczyn. Idealnie. Gryfoni dobiegli do mostku. – To co? Hop!
W tym samym momencie gryfonki wyleciały w powietrze. Hermiona w ostatnim momencie krzyknęła:
- Ale ja nie umiem pływać!
Jednak plusk wody zagłuszył ją. Jak tylko wylądowała w zimnej, ale przyjemnej wodzie, odpłynęła w bok i schowała się za wodną roślinnością. Wynurzyła tylko wodę, by wszystko zobaczyć.  „ Teraz rola Ginny”. Ruda, wyraźnie wściekła, wynurzyła się z wody i popatrzyła na pękających ze śmiechu chłopaków.
- Idioci, przecież Hermiona nie umie pływać! Jesteście zadowoleni?!
Po wykrzyczeniu kilku słów, Ginny zanurkowała. Chłopcy stali zszokowani i przez chwilę patrzyli otępiali na wodę. Jednak już po chwili, kiedy Ginny zdążyła kilka razy zanurzyć się i wynurzyć, sami wskoczyli do wody i zaczęli poszukiwania, co chwila zakrzykując imię szatynki. Każdy z nich był przerażony i zły sam na siebie. W końcu przez nich szatynka chyba zatonęła. No właśnie chyba. Hermiona niepostrzeżenie podpłynęła do mostku i wślizgnęła się na niego. Po chwili usiadła obok niej Ginny i z rozbawieniem patrzyły na chłopaków. Pierwszy zobaczył ich Fred, który szybko do nich podpłynął i porwał w ramiona szatynkę, na co ta mocno się zaczerwieniła. Po chwili bliźniak szybko odskoczył od niej i na jego policzki także wpłynął głęboki rumieniec i wtopił wzrok z wodę. Ginny szczerzyła się od ucha do ucha.
- Chłopaki one tu są!
Trójka pozostałych gryfonów się zorientowała i podpłynęła do nich. Każdy był zupełnie zdezorientowany. Harry wybałuszył oczy:
- Ale jak ty, tu… woda, most, ty, Gin… i  znowu… my, woda, ciebie nie i jak ?! – przy zadawaniu tego pytania Wybraniec chaotycznie machał rękami, co rozbawiło pozostałych.
- To miała być taka nauczka – dziewczyny wymieniły spojrzenia, po czym wybuchły śmiechem.
- Dobra, ale nie marnujmy tu całego dnia , chodźcie – powiedziała Hermiona, po czym zgrabnie wskoczyła do wody. W jej kroki poszła młoda Weasley’ówna i już po chwili wszyscy gryfoni pływali, ścigając się, oblewając siebie nawzajem. I tak im minął prawie cały dzień.

Wieczorem, kiedy każdy był już ubrany i wysuszony, postanowili rozpalić ognisko, jednak bez pomocy magii bliźniacy byli bezsilni. Na pomoc przyszli im Hermiona z Harrym. Cała szóstka milczała i wpatrywali się w migoczący ogień. Po dłuższym czasie ciszę przerwali Gin i Harry, którzy wstali i poszli w kierunku ogrodu Weasley’ów. Każdy patrzył zainteresowany w stronę oddalającej się dwójki. Tylko Hermiona się szczerzyła.
- Co ci?- spytał zdziwiony Ron
- Harry zaprosił waszą siostrę na randkę.  -Na to oświadczenie rudowłosym prawie wypadły oczy z orbit. Granger się podirytowała. - No co się tak patrzycie! To normalne i słodkie bardzo! Ja też bym chciała, żeby ktoś mnie tak zaprosił na randkę! Poza tym, przyznajcie, każdy z was to podejrzewał!
- Yyy, nie? – Ron wydawał się zaskoczony - Dobra, Fred, George, ja nie wiem, co narobiliście, ale mam nadzieję, że Hermionie też tego nie wrzuciliście do picia, bo zaraz ona pójdzie ze mną na randkę!
Szatynka podniosła z ziemi najbliższy patyk i rzuciła nim w Rona.
- Chciałbyś Ron!
- Widzicie, jak mnie kocha! Idę do domu coś zjeść, zabieram rzeczy, a wy potem zgaście ognisko i no wróćcie! Bez całowania po krzakach!
- Też z Toba idę Ron. Jestem głodny. – dopowiedział George
Hermiona zaśmiała się i pokręciła głową. Chłopcy, jak powiedzieli, tak zrobili. Szatynka została sama przy ognisku z Fredem. Mimo, że gryfonka śmiała się, bliźniak milczał.
- Między wami coś jest? – Fred popatrzył na dziewczynę. Hermiona pokręciła przecząco głową.
- My się tylko tak droczymy. Kiedyś myślałam, że Ron tymi żartami próbuje jakoś przekazać prawdę, ale jak z nim pogadałam się okazało się, że on myśli o innej. A ty i Katie?
- Zerwaliśmy niedawno, okazało się, że to tylko przyjaźń.
Nastąpiła cisza. Każde z nich zajęło się własnymi myślami, które były tak do siebie podobne. Hermiona miała motylki w brzuchu i cieszyła się z rozstania Freda i Katie, chociaż wiedziała, że nie powinna.  A Fred miał wrażenie, że już nic nie jest w stanie mu teraz przeszkodzić. Już prawie miał wstać, podejść do niej, spróbować przynajmniej pogadać, ale wtedy…
- O, patrz, sowa! Poczta o tej porze? I skąd wiedziała, że tu jesteśmy?
Hermiona złapała sowę, zapłaciła jej, po czym brązowy puchacz odleciał. Jeden list. Szatynka popatrzyła tylko na nadawcę – państwo Granger. Od razu poczuła ucisk w klatce piersiowej. Wrzuciła list do ogniska i powoli patrzyła, jak się pali.
- Znowu ten ktoś? – skierowała wzrok się na Freda, który patrzył się na nią z troską. Dziewczyna pokiwała głową. Chłopak podszedł i ją przytulił.
- Chciałam ci podziękować za wczoraj. I za to teraz. I za ten deal – dwójka się uśmiechnęła- Nawet nie wiesz jak mi to pomogło.
- Nie ma za co. Zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli chciałabyś pogadać albo po prostu pomilczeć. A teraz chodźmy już do domu.
Zgasili ognisko i poszli do domu. Co chwila Hermiona wybuchała śmiechem, dzięki Fredowi, który ją cały czas rozbawiał różnymi historiami, a nawet czasem samą śmieszną miną. Kiedy dotarli do domu, chwilę jeszcze siedzieli i śmiali się. Rozeszli się potem do swoich pokojów. A zakochana para jeszcze nie wróciła.

W pokoju, Fred zastanawiał się , jak ma zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Dzisiaj zrozumiał, że on cos czuje do szatynki. Postanowił, że ją zdobędzie. Bo co ma do stracenia? Przyjaźń wspaniałej dziewczyny? No tak. Musiał jeszcze poważnie przemyśleć jego plan. Rzucił się na łóżko i skupił swój wzrok na zdjęciu, leżącym na jego szafce nocnej. Pośrodku zdjęcia stała cała drużyna gryfonów, a w oddali widać było Hogwart. Wszyscy śmiali się, przekomarzali. Gdzieś z tyłu biegała Hermiona, a za nią na miotle leciał Potter próbujący wciągnąć ją na miotłę. Szatynka znikała za ramką, by potem znów pojawić się po drugiej stronie zdjęcia. Jakim cudem biegała szybciej od Błyskawicy? To nadal pozostawało tajemnicą dla wszystkich. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Kiedy Colin podniósł kciuk do góry dając im znak, ze zdjęcie zrobione, powoli wszyscy zaczęli się rozchodzić. Został już on, George, Ginny i Hermiona cały czas uciekająca przed Harrym. Chłopak zagonił ją pod drzewo, namawiając ja na jedną przejażdżkę. Desperacko krzyknęła, szukając jakiegokolwiek ratunku wśród przyjaciół. W tym momencie do drzewa dobiegł Fred, chwytając dziewczynę w ramiona i sam zaczął uciekać przed Potterem, który rozpoczął gonitwę od nowa. Rudzielec zaczął chichotać sam do siebie przypominając sobie słowa Granger’ówny, każącej mu biec szybciej. Cichy chichot przerodził się w szaleńczy śmiech, gdy wspominał jak szatynka bardzo bała się miotły i krzyczała mu do ucha bardzo niecenzuralne słowa, gdy okularnik zaczął ich doganiać. W takiej sytuacji zastał go George, który wszedł do pokoju.
-Bracie, zaczynasz mnie przerażać.
-Nie mogę się już pośmiać sam do siebie?
-Zapytał pacjent w psychiatryku. Co cię tak rozbawiło?
-E, nieważne. Wspomnienia.
George pokiwał głową i podszedł do biurka, zaczął coś zawzięcie notować. Fred przewrócił się na plecy i skierował wzrok na brata. Wziął głęboki oddech.
-George? – chłopak nie odwrócił się od biura i mruknął niezrozumiale jakieś słowa, co Fred przyjął, że może mu się zwierzyć – Mam takie dziwne pytanie, ale muszę się upewnić. Co ty czujesz, kiedy ona z tobą przebywa? –bliźniak odwrócił się na krześle i spojrzał zdziwiony na brata -Znaczy, skąd wiesz, że ją lubisz tak mocniej? Skąd wiesz, że się zakochałeś?
-No Fred, prosto z mostu walisz jak widzę… Ale jako dobry brat pomogę ci, w końcu od tego tu jestem – uśmiechnął się miło do brata - No wiesz… Przede wszystkim czuję miłe uczucie w brzuchu, kiedy do mnie mówi i wymawia moje imię…
-Też tak mam…
-Kiedy słyszę jej śmiech, to jest…
-Najpiękniejszy dźwięk na świecie.
-Właśnie. Albo kiedy się po prostu uśmiecha…
-Kiedy w jej oczach są te iskierki…
-Kiedy wchodzi do pokoju, czuję jej słodki zapach…
-I czuję, że moje serce przyśpiesza… - dokończył Fred i popatrzył się wdzięcznie na brata – Dzięki, pomogło.
-Mam z tej rozmowy wnioskować, że zakochałeś się? A do tego w naszej małej Hermioneczce?
-Wiesz, że to bardzo prawdopodobne? – uśmiechnął się Fred, po czym odwrócił się na drugi bok i próbował zasnąć. George tylko uśmiechnął się kącikiem ust i wrócił do swoich notatek.


Bum! Czekam na wasze reakcje na te wypociny :)))
~Kate

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział III

Tak jak obiecałam wstawiam dziś rozdział z okazji 120 wyświetleń (teraz jest już o wiele więcej:))przepraszam, że tak późno, ale nauczyciele w tym tygodniu dają straszny wycisk:( ale już niedługo ferie, więc to pocieszająca myśl;) a teraz miłego czytania + dziękuję za komentarze bardzo, motywujecie mnie do pracy tak bardzo jak Rona jedzenie do zrobienia czegokolwiek:))


ROZDZIAŁ III

Hermiona stanęła przed drewnianymi drzwiami, które ledwo się trzymały w zawiasach. Odetchnęła głęboko. I znowu tu jest. Czekała na ten moment od samego początku wakacji. Tu się w końcu oderwie od przytłaczających ją spaw, które zostawiła w mugolskim świecie. Zapukała. Ale skutecznie krzyki Molly Weasley, dobiegające ze środka Nory, zagłuszyły dziewczynę. Lekko pchnęła drzwi. W salonie nikogo nie było. Z trudem wepchnęła kufer za próg. Rozejrzała się wokół.
- Dzień.. O mój Boże, Fred! – krzyknęła przerażona gryfonka. Przed momentem bliźniak boleśnie zleciał ze schodów, lądując na twarzy. Szatynka podbiegła i pomogła mu wstać.
- Masz wyczucie czasu. Nic ci nie jest? – dziewczyna troskliwie popatrzyła na Freda. Wzięła jego twarz za podbródek i kilka razy obróciła. O dziwo, nic mu się nie stało. Chłopak lekko się zaczerwienił, czując ciepłe palce gryfonki i jej wzrok na swojej twarzy
- Jest dobrze, Hermi, dzięki.
- Co ty zrobiłeś?!
- George…
Hermiona zwróciła oczy ku górze schodów, z których powoli schodził sprawca wypadku, płaczący ze śmiechu.
- Nie wiedziałam, Mionka, że idziesz do św. Munga.
- By pomagać osobom tak głupim, jak ty.
Bliźniak stał z szerokimi oczami wpatrzonymi w dziewczynę, która ironicznie się uśmiechała. Obok niej Fred tarzał się ze śmiechu. Nagle wszyscy usłyszeli krzyk dochodzący z kuchni:
- Co tam u licha się dzieje?!
- Mamo – Fred starał się opanować śmiech – Hermiona przyjechała!
Niespodziewanie tysiące głosów w domu, niczym echo w ślizgońskich lochach, zaczęło powtarzać :” Hermiona? Hermi? Gdzie? Hermiona!”. Wśród tych wrzasków, udało się usłyszeć jeden dominujący krzyk: „MIONKA!”. Wszyscy zbiegli na dół i ustawili się w następującej kolejności: Harry, Ron, pani i pan Weasley, Bill i Fleur. Wszyscy oprócz osoby, wydającej ten jeden najgłośniejszy krzyk. Ze schodów dosłownie zleciała Ginny. Przepchała się przez tłum zgromadzony przy nowo przybyłej i sama się na nią rzuciła, powalając na ziemię. Dziewczyny w uścisku zaczęły się turlać przez cały pokój.
- Hermi, masakra, co tu się dzieje! Nie uwierzysz jak ci powiem! Bo ja ogólnie tu nie wytrzymuję, co nie?! Bo sami chłopcy, to z kim mam poplotkować! Nie patrz tak, Fleur przyjechała zaledwie wczoraj wieczorem, a z mamą nie będę gadała o Lavender, co nie? No właśnie, Lavender umawia się z 20-letnim mugolem!
- No fajnie…
- Co?!Kochanie, przecież to 5 lat różnicy! I do tego mugol! A i do tego Dean Thomas, nie uwierzysz co on znów zrobił!
-Gin, za chwil..
-To nie może czekać ani chwili dłużej! Otóż Dean….
- Ginny..
-Po prostu pękniesz ze śmiechu! Ten tępy dureń Thomas…
-Ginewro Weasley, daj mi wstać!
Zebrani wybuchnęli śmiechem. Dziewczyny wstały, ale były w opłakanym stanie. Pobrudzone ubrania i jeszcze większy nieład we włosach, niż zazwyczaj.
- Co ty taka bez humoru…
Ginny wyraźnie naburmuszona, zrobiła miejsce pani Weasley.
- Jak ty wyrosłaś, no nie wierzę, a na święta byłaś taka malutka! I schudłaś, Merlinie, czym cię karmili w domu! Wiesz co, obiad mam, idę go przygotować, bo wyglądasz, jakbyś od miesiąca nic nie jadła!
- Ależ, nie trzeba! – Hermiona próbowała zaprotestować, ale pulchna kobieta już poczłapała do kuchni. Gryfonka westchnęła. Do niej podszedł pan Weasley, a ona uśmiechnęła się przyjaźnie:
- Witaj, Hermiono! Nie przejmuj się Molly, ona już taka jest, nawet Sama- Wiesz- Kto nie powstrzyma ją od ugotowania obiadu.
Hermiona zachichotała. Ten widok wydawał się naprawdę ciekawy. Następny podbiegli do niech Harry i Ron. Cała trójka mocno się przytuliła.
- Strasznie za wami tęskniłam, chłopaki.
- My też, Hermiona,  my też. – Harry miło się uśmiechnął.- Będę potrzebował twojej pomocy.
- Jasne Harry – dziewczyna cmoknęła przyjaciela w policzek.
- A ja też mogę całuska? – Ron nadstawił policzek. Zamiast wyczekiwanego cmoknięcia, został uszczypnięty przez Hermionę .
- Chciałbyś Ronald!
Trójka gryfonów zaczęła się wesoło śmiać, jednak chłopców szybko wyminęła Fleur z Billem.
- Herrmionko, jakeśmy nie widziec dawna! Monamie, musieć gadać! Tesknić za tobą!
Szatynka próbowała coś zrozumieć z paplaniny Francuzki. Kiedy była tu na feriach zimowych, bardzo się zaprzyjaźniły. Gdy Ginny dostała zapalenia krtani i prawie nie mówiła, były swoimi jedynymi towarzyszkami pośród facetów.
- Pogadamy, Fleur, pogadamy. Hej Bill!
- Hej Hermiono, mama miała rację, wyładniałaś, urosłaś…
- Pardon, Bill, ja tu być wciąż!
Fleur zrobiła obrażoną minkę i odwróciła się plecami od swojego chłopaka.
- Och, wybacz, Hermiono, złotko, kiedy indziej dokończymy tą rozmowę.
Cała trójka wybuchła śmiechem i skierowali się na obiad, przygotowany przez panią Weasley.

 
Cała rodzina siedziała przy stole. Hermionie zostało miejsce pomiędzy Fredem a Harrym. Obiad był co chwilę przerywany pochwałami dla pani domu i salwami śmiechu, spowodowanymi minami bliźniaków. Po chwili z miejsca wstał Harry:
- Przepraszam bardzo, że przerywam, ale muszę porwać na momencik Hermionę.
Wybraniec spojrzał na siedzącą obok szatynkę, która łapczywie piła sok, patrząc na przyjaciela. Pani Weasley była bardzo niezadowolona:
- Czy to musi być teraz? Podczas obiadu?
- Niestety tak, potem może być za późno. Może nie za późno, ale jeśli nie dowiem się co mam zrobić, to mój cały świat się zawali. O tak - bum. Więc, bardzo proszę się nie gniewać, to na serio sekundka– okularnik posłał gryfonce „to” spojrzenie. Hermiona o mało się nie zakrztusiła sokiem.
- Harry, czy to „to”?!
- Tak, Hermi. To „to”.
-Trzeba był od razu! -Gryfonka szybko wstała, przy czym rozlała połowę soku  na Freda, który siedział obok. - Ojej, Fred, przepraszam, ale to poważna sprawa, jak dorośniesz, to zrozumiesz.
- Jak to dorosnę, jestem bardzo dorosły!
Na to oświadczenie cały stolik wybuchł smiechem. Fred patrzył na to rozczarowany i zarazem bardzo rozbawiony. Popatrzył na swojego sobowtóra, który trzymał się ze smiechu za brzuch. Fred pokręcił z niedowierzaniem głową. Hermiona zmierzwiła fredowe włosy i pobiegła na dwór, a Wybraniec za nią. Nikt nie zauważył małego rumieńca na twarzy rudzielca.
 
Hermiona zatrzymała się na końcu ogrodu i zaczęła podskakiwać z emocji, a jej uśmiech przekraczał normy. Harry doczłapał się do dziewczyny, ciężko dysząc.
- Jak na szukającego, to masz słabą kondycję Harry. Dobra, ale to nieważne. Kiedy?
- Jutro.
- Gdzie?
- No właśnie teraz ty wchodzisz.
- Faceci… - Hermiona prychnęła – Jeśli ktoś o mnie będzie tak pytał, to walnij go ode mnie w twarz! Powinniście sami wiedzieć! Ale tobie jeszcze wybaczę. Dobra… Ginny… Romantyczna kolacja, wieczorem pod dębem… Piknik! Tak, piknik! I świeczki, i kocyk, i … krówki ciągutki!
- Co?!
- Oh, wiesz jak Ginny je kocha! I daj jej jakis prezent, o tak!
- Spoko, to jest załatwione. Daję jej naszyjnik z dwoma małymi srebrnymi serduszkami. Na jednym jest G.W. , a na drugim H.P.
- Jejku, jakie to słodkie!  O takich rzeczach to ja czytałam tylko w książkach! Musisz ja bardzo lubić... Nie wykręcaj się Harry! - dopowiedziała widząc protestującą minę przyjaciela - Ale wracając ...I teraz, po obiedzie, poproś ją, żeby poszła tam z Toba jutro.
- A jeśli odmówi?
- Ale ty głupi jesteś, Potter!
Skwitowała Hermiona, po czym skierowała się w stronę domu. Minęła chwila, zanim Harry oprzytomniał po słowach przyjaciółki i w miarę szczęśliwy, dogonił ją.
 
Obiad minął bez żadnych przerw i nim się wszyscy zorientowali, był już wieczór. Hermiona spędziła cały dzień z Ginny, słuchając plotek i spraw dotyczących Harrego i zaproszenia na randkę. Przy okazji szatynka się wypakowała. Już obie wykąpane, powoli szły spać. Jednak przeszkodziły im w tym listy. Szatynka niechętnie zwlokła się na dół. Na dole stał Fred z kilkoma listami w rękach. Dwa. Dla Hermiony.
- Aż dwa dla naszej małej Mionki, proszę bardzo.
-Nie jestem mała – dziewczyna naburmuszyła się i stanęła obok chłopaka, któremu dosięgała zaledwie do ramienia. Fred popatrzył na nią z tryumfem.  – No dobra, może jestem.
 Chłopak wręczył Mionie oba listy. Szybko rzuciła na nie okiem. Jeden od Pansy, a drugi… od rodziców. Dziewczyna zbladła. Fred od razu to zauważył
- Hermiona, stało się coś? Ej, mała?
- Nie, nie, jest ok. Muszę pójść przeczytać te listy, zaraz wracam.
Dziewczyna wyszła do ogrodu i usiadła na ławce. Otworzyła pierwszy list, od siostry. Pansy pisała, że już tęskni, że jak spędziła dzień i takie mało ważne sprawy. Podziękowała także za list Hermiony i przekazała pozdrowienia od Notta i Blaise’a. Gryfonka na drugiej stronie nabazgrała, że jutro się odezwie. A teraz przeszła do listu od rodziców. Bała się tego listu. Nie wiedziała o co może chodzić. Powoli odkleiła kopertę i wyjęła list. Z każdą literką, gula w gardle cały czas się powiększała, a oczy momentalnie zrobiły się szklane. „Nie będę ryczeć, nie będę”, jednak niewiele to pomogło. Po chwili łzy zaczęły lecieć po policzkach dziewczyny. Rodzice pisali, że żałują, że nie próbowali z nią pogadać, proszą o powrót, bo ten tydzień też był dla nich trudny i bali się cokolwiek powiedzieć. A dopiero teraz przemyśleli wszystko i chcą jeszcze jedną szansę. Mówili o planach na wakacje, o wspólnym wyjeździe… „ Trochę za późno, znowu wszystko psują… Myślą, że naprawią, to co zrobili, że jeden głupi, cholerny wyjazd wszystko naprawi..” Hermiona czuła wielki żal. I złość. Momentalnie jeszcze bardziej znienawidziła tych ludzi. Wstała z ławki i poszła się przejść. Już nie próbowała powstrzymać łez… Płakała znowu.. Przez nich… Była wściekła. Z bezsilności usiadła pod najbliższym drzewem i podparła rękę pod głowę.  Porwała list. Siedziała i płakała. Nie miała siły wstać, po prostu siedziała i płakała pod jakimś drzewem.

 Szatynka nie wiedziała, jak długo siedzi i płacze. Nagle usłyszała szelest od strony Nory. Starała uciszyć łkanie, ale nie mogła. Z krzaków wyszedł Fred, wyraźnie zmartwiony.
- Idź sobie Fred.
Szatynka nie miała ochoty, by ktokolwiek widział, że płacze, bo to się równa setka pytań i znowu powtórka całej historii. Nie chciała pokazywać, że jest słaba.
- Ty nie myśl sobie, że cię tu zostawię…
- Fred, idź sobie! – gryfona podniosła głos – Proszę! Błagam! -Ostatnie słowa wypowiedziała cicho. Fred przysiadł się obok i zdjął z siebie bluzę, i narzucił na dziewczynę.
- Chyba śnisz, że cię tu zostawię. Nie, nie protestuj. Zrobimy taki deal. Zero pytań, ok.? Po prostu sobie posiedzę obok ciebie, a ty sobie poszlochaj w moją bluzę. Przynajmniej będę wiedział, że jesteś bezpieczna. Deal?
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Ledwo wyszeptała:
- Deal.
Hermiona wtuliła się w bluzę Freda. Zaczęła się powoli uspokajać. Czuła się bezpiecznie. Oparła głowę na ramieniu Freda. Jej oddech zaczął się stopniowo wyrównywać i zmęczona płaczem, zasnęła. Fred popatrzył na szatynkę. Była tak piękna, nawet kiedy spała, kiedy włosy spadały na jej mleczną twarz, nawet kiedy oczy były spuchnięte od płaczu. Zaczął się bać, że moze cos czuć do gryfonki. Po raz pierwszy Fred Weasley bał się zakochania. Nie wiedział czemu, nigdy nie czuł czegoś takiego przy Alicii, czy Katie, jego byłych dziewczynach. Do tej Hermiony Granger  czuł coś innego. Był także zarazem zły. Na tego kogoś, przez którego szatynka płakała. Martwił się o nią i to bardzo.

 
Ginny zaniepokoiła się zniknięciem przyjaciółki. Zeszła na dół i zastała tam George’a, który czekał na brata. Nie czekali, jednak długo. Przez drzwi frontowe wszedł Fred niosący Hermionę na ramionach.. George poruszył znacząco brwiami:
- Co tam się robiło, na dworze o tak późnej porze, Freddie?
- Zamknij się kretynie. Dałem Hermionie listy, po czym ona zniknęła na długo i poszedłem jej szukać. Znalazłem ją płaczącą. I tak siedzieliśmy chwilę, póki nie zasnęła. Nie wiem, czemu płakała, nie powiedziała. Dlatego Ginny nie naskakuj na nia od razu, jak się obudzi, bo to wyglądało poważnie. Może sama nam powie niedługo. A teraz dobranoc.
Fred skierował się na górę zostawiając milczące rodzeństwo na dole. Ginny lekko kiwała głową, potakując Fredowi, a George stał i ślepo wpatrywał się w posadzkę.  Zaniósł szatynkę do jej pokoju, włożył do łóżka i otulił kołdra.  Kiedy chłopak znalazł się we własnym łózku. Nie zasnął jednak szybko, bo był myslami cały czas przy Hermionie.


Koniec! I jak? Czekam na komentarze na dole + jeśli chcecie więcej takich bonusów lub po prostu częściej rozdziały to też napiszcie ;) a teraz lecę czeka na mnie fizyka :/
~Kate
 

 

 

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział II

Rozdział II
Hejka naklejka! Na początek chciałam Wam podziękować, bo na moim blogu wybiło już 120 wyświetleń, a jest on dopiero od zaledwie dwóch tygodni! jak dla mnie to ogromny wynik, jestesm przeszczęśliwa! Z tej okazji prawdopodobnie w poniedziałek albo wtorek wstawię od razu trzeci rozdział :) a teraz zapraszam do czytania
PS Komentarze bardzo mile widziane :))))



ROZDZIAŁ II
Hermiona wsiadła do autobusu i zajęła miejsce z tyłu pojazdu. Wracała od siostry z ich ostatniego spotkania przed wyjazdem. Przez ostatni tydzień wiele się zmieniło. Z osobą, którą przez ostatnie 4 lata wręcz nienawidziła, znalazła wiele tematów. Spotkała się także z Zabinim i Nottem, którzy okazali się naprawdę mili. Znalazła z nimi nić porozumienia.  Z „rodzicami’ spędzała jak najmniej czasu. Korzystała tylko z domu, a z nimi nie zamieniała nawet słowa oprócz porannego „Dzień dobry’’ i „Do widzenia”. Nie wiedziała, czy tak będzie wyglądać jej życie poza Hogwartem, ale starała się chwilowo o tym nie myśleć.  Jej głowę zaprzątało wiele innych myśli, związanych z wyjazdem do Nory i spotkaniem z Ginny, Harrym, Ronem i innymi. Z torby wyjęła jakąś pierwsza, lepszą gazetę, kupioną w sklepie. W autobusie panowała cisza. Tylko na przystankach robiło się trochę ruchu, kiedy wysiadali i wsiadali nowi ludzie. Mimo ze, był to zwykły dzień roboczy, autobus był w miarę pusty. Nagle ciszę przerwały dwa męskie śmiechy, które weszły do środka. Hermiona podniosła głowę i z zaskoczenia prawie upuściła gazetę. Na środku autobusu stały dwa osobniki, szalenie do siebie podobne, z rudymi czuprynami.
‘Cholera, co oni tu robią?! W mugolskim autobusie?!” Hermiona skryła się za gazetą, mimo że nie wstydziła się bliźniaków Weasley, to jakoś nie miała ochoty się z nimi spotykać. Z ukrycia, godnego samego 007, spojrzała na rudowłosych. George stał i trzymał się poręczy, a Fred opierał się o szybę. Byli wyraźnie podekscytowani przebywaniem w mugolskim pojeździe.
- Hej Freddie?
- Nie mów tak do mnie.
- No dobra. Freddie?
- Goergie? Tak? – Fred uśmiechnął się złośliwie.
- Co mu tu właściwie robimy?
- Stoimy chłopie, stoimy.
- Stresuję się.
- Staniem? Może zabrać cię do lekarza?
- Gdzie my właściwie jedziemy?
- Nie wiem.
Autobus podjechał do przystanku. Kilkoro ludzi, patrzących się na bliźniaków jak na idiotów, wysiadło. Weszli nowi, a wśród nich jeszcze jeden niespodziewany gość. Podszedł do bliźniaków.
- Dzień dobry, Jacob Smith, bileciki proszę.
Takich bladych Hermiona nigdy nie widziała. Stali jak wryci i patrzyli się na tego człowieka, jakby był Molly Weasley w męskim wydaniu. „I nici z kryjówki, trzeba idiotom pomóc.”
- Dzień dobry panu!
Hermiona stanęła, uśmiechając się od ucha do ucha, na końcu autobusu. Wszyscy ludzie patrzyli na nią, jak na uciekinierkę ze szpitala dla umysłowo chorych. Podbiegła do środka , wślizgując się pomiędzy bliźniaków, a chwilowego wroga nr 1.
- Her.. – gryfona stanęła na stopie Freda, dając mu do zrozumienia, by się zamknął. Kontroler biletów zdziwiony popatrzył się na szatynkę.
- Poproszę bilet, panowie niech też dadzą.
- Już szukam, momencik…
Hermiona zaczęła przeszukiwać torebkę, ale po chwili zrobiło się jej gorąco. „Cholera, ja też nie skasowałam biletu, o Merlinie… No nieźle, chciałam im pomóc, a wyszło jeszcze gorzej.. Dobra, graj na zwłokę”. Cały czas szukając, zapytała:
- Przepraszam pana, ale jak wysiądę na Baker Street, to jak dojadę do Centrum? Tylko jak najszybciej, zależy mi na czasie. -Kontroler zignorował to pytanie. Hermiona kątem oka zauważyła, że autobus podjechał na przystanek. Postanowiła działać. - To miło mi było, zadzwonię to pana. -Szatynka posłała facetowi najlepszy uśmiech jaki mogła i złapała szybko bliźniaków za ręce, ominęła go i wybiegła z autobusu. Bliźniacy, chwilowo otępiali, byli ciągnięci przez gryfonkę, jednak gdy usłyszeli krzyki za nimi, oprzytomnieli i wydłużyli kroki. Hermiona dosłownie leciała za chłopakami. Skręcili w najbliższą uliczkę i zatrzymali się. Każdy z nich ciężko dyszał, a dziewczyna usiadła na ziemi.  Po chwili bliźniacy zaczęli się śmiać, co jeszcze bardziej zezłościło szatynkę.
- Co wy sobie wyobrażacie?!
- Mionka..
- Zamknij swoją jadaczkę Fredzie Weasley! Zachowaliście się niepoważnie! Jak…
- Hermi, uspokój się
- Nie, nie uspokoję się George! Zachowaliście się jak DZIECI! W ogóle co ,wy tam, czemu?
- Śledziliśmy cię – Fred zachichotał
- Bardzo zabawne.
- George, umieram, ona zabija spojrzeniem… George, bracie, jak umrę, nie zabieraj moich rzeczy…
Fred dramatycznie upadł na ziemię, a George równie dramatycznie rzucił się na kolana:
- NIEEEEE, FRED! -Hermionie błyskawicznie minęła złość i już po chwili cała trójka pokładała się ze śmiechu. Bliźniacy wstali i otrzepali ubrania. - Ale zaskoczyłaś mnie, Hermionko, taka ucieczka przed stróżem prawa – George popatrzył z uznaniem, na co szatynka się zarumieniła.
- Chodź, stawiamy ci za ratunek. – powiedział Fred, po czym objął Hermionę ramieniem. Szatynka jeszcze bardziej oblała się czerwienią.

 
Gryfonka wracała do miejsca, którego kiedyś nazywała domem. Rzuciła krótkie dobranoc państwu Granger i poszła na górę. Słyszała płacz pani Granger, która mówiła, że już tak nie wytrzymuje. Ale dziewczyna już się tym nie przejmowała, jest tak codziennie. Rzuciła się na łóżko. Przemyślała dzisiejszy dzień, pełen emocji. Piwo kremowe z bliźniakami wypadło bardzo fajnie. Zawsze ich lubiła, chociaż czasem ich żarty przekraczały niektóre granice. Ale zauważyła, że chłopcy się zmienili. Wymężnieli, wyprzystojnieli. Fred szczególnie się zmienił, na lepsze. Z nim miała mniej kontaktu, bo z Georgem byli jak rodzeństwo. Od kiedy jeden z ich żartów się nie udał i utknęła z Georgem (zamiast niego miał być to Malfoy) w jednej z sal na kilka godzin, znaleźli wiele wspólnych tematów. Naprawdę go polubiła. A z Fredem, też gadała, ale to nie była ta sama nić porozumienia co z jego sobowtórem. Szatynka podniosła się z łóżka. Cały czas myślała o tym krótkim momencie kiedy Fred ją objął. Wiedziała, że to było takie przyjacielskie, ale przyjemnie się wtedy poczuła…


- Hermiona się zmieniła co?
Fred, lekko podniósł głowę, bo z pozycji leżącej nie mógł zobaczyć brata. George siedział na dywanie i składał puzzle.
- Co ty robisz?
- Hermiona tak ci zamieszała w głowie, że oślepłeś?
- Co ty masz do tej Hermiony? I czemu układasz te głupie puzzle?
- A co nie mogę? Zakazujesz mi? Jak mam ochotę układać puzzle, to układam puzzle. Jak masz ochotę przytulić Mionę, to przytulasz Mionę. Proste chłopie.
- O serio, o to ci chodzi… To było przyjacielskie, spokojnie – Fred zaczął się śmiać
- Ale ty głupiutki! Twój wzrok nie był przyjacielski. Przyznaj, że młoda wyładniała.
- No może trochę… Ładnie bardzo dziś wyglądała…
- Wiedziałem aha!
- Georgie nie baw się w swatkę, nie ma tu co robić – Fred zaczął się śmiać – ja i Hermiona Granger, najmądrzejsza dziewczyna w szkole?
- Ja i tak wiem swoje, bratku kwiatku, mnie nie oszukasz. O patrz, jaki słodki wychodzi mi piesek! – Zachwycony mugolskimi puzzlami, George powrócił do swojego zajęcia, a Fred znowu pogrążył się w swoich myślach. To prawda, że Hermiona się zmieniła, wyładniała. Stała się też taka bardziej otwarta? I zabawna. Dzisiejsze spotkanie naprawdę byłe miłe. Żałował, że tak szybko się skończyło, ale wizja, że Hermiona przyjeżdża na wakacje jest jakby pocieszająca? Sam nie wiedział. Z tymi myślami, zasnął.


Jeśli krótki to przepraszam, trzeci będzie dłuższy :)
~Kate
 

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział I

ROZDZIAŁ I
Hej, hej
Dziękuje za komentarze pod tamtą miniaturką, bardzo mnie zmotywowały do dalszego pisania. Mam nadzieję, że zaciekawię was tym pierwszym rozdziałem. Oczywiście proszę was o zostawianie po sobie jakiegoś śladu w postaci komentarzy, to bardzo dla mnie ważne :)
Chciałabym dzisiaj jeszcze napisać, że nadal jest mi ogromnie smutno z powodu śmierci naszego Alana Rickamana - prof. Snape'a. Uważałam, że Alan świetnie odegrał jego rolę i trudno mi to pojąć, że tak wspaniały człowiek, aktor już nie żyje. Różdżki do góry.

A teraz zapraszam na mój pierwszy rozdział.
~Kate



ROZDZIAŁ I

Pansy nerwowo bawiła się swoimi placami  i uważnie obserwowała ludzi w jej pokoju. Dumbledore spokojnie stał, zaciskał ręce, bawiąc się sygnetem na palcu. Jej rodzice, zachowywali się jak zawsze -poważnie i elegancko. Grangerowie, szkoda marnować na nich słów  i … no właśnie sama Granger. Wzroki dziewczyn się spotkały  na chwilę. Dla obu było to wszystko niezrozumiałe. Parkinson szybko odwróciła się w stronę dyrektora. Chrząknęła:
- Przepraszam, ale z łaski swojej – każde słowo ślizgonki ociekało ironią – możecie nam powiedzieć po co do cholery tu jesteśmy? Chcę jak najszybciej wyczyścić mój pokój, który już ocieka szlamem.
- Och popieram tą tłustą krowę, bo zaraz ona i jej wielki tyłek nas zgniotą!
- Uważaj żebym nie zwróciła śniadania na twój widok!
- Prędzej moje oczy wypadną, gdy będę na ciebie dłużej patrzeć!
- Granger, ty...
- Ależ proszę o spokój! – nad krzykami dziewczyn przebił się Dumbledore – Zaraz się dowiecie, czemu się tu zebraliśmy i mimo że prawda może być szokująca dla was, to prosiłbym o zachowanie …
- Dyrektorze, proszę przejść do rzeczy, nie chcę widzieć tej krzywej gęby minuty dłużej!
- Panno Granger! Niech się pani cieszy, że to koniec roku szkolnego, bo by minusowe punkty się posypały! No , więc cisza. Sprawa jest bardzo ważna i proszę żebyście podeszły do tego poważnie, wysłuchajcie nas do końca. Tak, panie Parkinson? Chce pan zacząć, proszę więc.
Kilka par oczu skierowało się na ojca Pansy.
- A więc… Pansy, Hermiono, może nie wiedziałyście, ale my się przyjaźnimy. Od dość.. Tak, mimo że my jesteśmy czarodziejami, a Grangerowie mugolami, to powstała pomiędzy nami nić przyjaźni. Przyjaźniliśmy się też z pewnym małżeństwem. Oboje byli aurorami. Mieli dwójkę dzieci. Pewnego dnia przyszli do nas i przyprowadzili ze sobą rodzeństwo. Jednak …
- Nie było to zwykłe spotkanie. Byli przerażeni – pan Granger przejął inicjatywę- Od dawna byli ścigani przez Czarnego Pana. I ich znalazł. Kazali nam się zająć ich córeczkami i oni uciekli. Wtedy widzieliśmy ich po raz ostatni. Postanowiliśmy, że dla bezpieczeństwa dzieci, rozdzielimy je. I my wzięliśmy ciebie Hermiono…
- A my ciebie, Pansy….
Zapadała głęboka cisza. Każda z nich zajęła się swoimi myślami. Dla obu to był ogromny szok. Szatynka powoli analizowała całą sytuację. W tym momencie poczuła się jakby tysiące małych sztyletów rozrywało jej serce. Głos uwiązł w jej gardle, a z oczu już dawno popłynęły łzy. Hermiona zaczęła cicho jąkać:
- Czyli… to znaczy, że my jesteśmy siostrami… przez tyle lat żyłyśmy w kłamstwie… nie powiedzieliście wcześniej… Mam siostrę, której przez połowę życia uważałam za wroga, a wy nie byliście moimi rodzicami…- szatynka niespodziewanie zerwała się z krzesła -  jesteście cholernymi kłamcami! Nie mogliście powiedzieć wcześniej?! Baliście się ?! Nie wiesz, jak się teraz czuje, niech sie pani zamknie!
Pani Granger popatrzyła przerażona na gryfonkę.
- Ja rozumiem, kochanie…
- Nie nazywaj mnie tak ! I co ja mam do cholery zrobić! – w furii kopnęła krzesło, które po chwili leżało na ziemi.  Dziewczyna zaczęła dławic się własnym łzami – Na serio ja nie wiem co mam teraz robić… co… przecież to wszystko zmienia… - Gryfonka podeszła do pana Grangera, który popatrzył się na nią z troską, ale i z pewna dumą. - Co ja mam teraz robić, no co…
- Jesteś dokładnie taka sama jak twoja mama… byłby z ciebie dumna …
Powoli pokiwała głową, po czym wybiegła z pokoju. Pani Granger zaczęła szlochać i wtuliła się w męża. Cała uwaga skupiła się teraz na Pansy. A ona siedziała spokojnie i pustymi oczami wpatrywała się w kamienną podłogę. Przeniosła wzrok na państwo Parkinson.
-Dlaczego teraz? – jej głos był nienaturalny, ale spokojny.
- Uznaliśmy, że już jesteście na tyle duże, że dacie radę to zrozumieć… jednak myliliśmy się…
- Proszę nie martwić się Hermioną… Ona tak wyraziła swoje emocje. Mam ochotę zrobić  dokładnie to samo, ale jakoś nie potrafię. Po prostu nie umiem… Dla mnie to tez jest szok i tez mam do was wszystkich żal, też jestem cholernie smutna i zła zarazem, ale …
Dziewczyna wzruszyła ramionami i powolnym krokiem podeszła do drzwi.
- Pansy, gdzie idziesz ?
Ślizgonka nie odwróciła się i zatrzymała się przed drzwiami.
- Do jedynej osoby, która jest mi teraz najbliższa, która wie co czuję, do kogoś kogo potrzebuję- otworzyła drzwi i odwróciła głowę – Do mojej siostry.


Pansy przeszła korytarz i skierowała się w kierunku schodów. Powoli schodziła na dół, poszukując gryfonki. Usłyszała ciche łkanie w komórce pod schodami. Uchyliła, najciszej jak umiała drzwi i weszła do środka. Na ziemi siedziała skulona szatynka, a głowę schowała w ręce.
- Idź sobie kimkolwiek jesteś! Chce być sama!
- To może posiedzimy razem same? – ślizgonka dosiadła się obok siostry. Hermiona podniosła głowę.
- Przepraszam Pansy, myślałam, że to oni…
- Matko, jak to dziwnie brzmi od ciebie ‘Pansy”, a nie „Parkinson, tłusta krowo” – dziewczyny lekko się uśmiechnęły. Hermiona popatrzyła na siostrę.
- Jeśli chcesz może tak zostać – gryfonka wyszczerzyła się.
- E, młoda nie zaczynaj!
- To jak to będzie teraz? Nadal nie mogę w to uwierzyć….
- Dla mnie nadal to jest szok… Teraz jesteśmy dla siebie najbliższą rodziną a 15 minut temu wiesz jak było… Zachowajmy to w sekrecie.. Chwilowo nie mówmy nikomu o tym, dopóki same tego nie pojmiemy… Nie chodzi mi o to, że się wstydzę, czy coś, ale raczej mi chodzi o nasze domy… Nie sądzę, że będą bili nam brawa…
- Chciałam zaproponować to samo… To co teraz mamy zrobić, po prostu pójdziemy do swoich domów i stracimy kontakt?
Ślizgonka gwałtownie się odwróciła w stronę szatynki:
- No co ty, obowiązkowo po liście każdego dnia! Zawsze chciałam mieć siostrę, a poza tym musimy nadrobić te wszystkie lata naszej nienawiści… Jakie masz plany na wakacje?
- Tydzień tu, a potem do Nory.
- Do Weasley’ów? – Pansy popatrzyła zniechęcona.
- Ej, Pansy pamiętaj jesteś moją siostrą – o Merlinie nadal w to nie wierzę – i musisz się pozbyć stereotypów! A ja postaram się szanować twojego chłopaka.
- Draco? Spokojnie zerwaliśmy miesiąc temu.
- O, to dobrze – gryfona odetchnęła ulgą – Bo to by było chyba za ciężkie dla mnie… Ale czemu? To przez tego nowego… Jak mu tam?
- Blaise Zabini?
- A no tak! To co z nim jesteś? A on i mugole?
- Spoko, on nie jest jak Malfoy i reszta. Tak samo jak jego przyjaciel, Teodor Nott. Ale powracając wakacji, to ja też przez pierwszy tydzień jestem w domu, to musimy się spotkać kilka razy.
- Ja chętnie! Zawsze muszą być jakieś plusy…  Poza tym nie chcę spędzać za dużo czasu z nimi… Jak oni mogli nas tak okłamać i rozdzielić?! Całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem!- gryfonka zachłysnęła się powietrzem. Brunetka delikatnie ją przytuliła.
-Słuchaj, ja wiem jak się czujesz… ale nie możesz teraz tak się załamywać ani popadać depresję… Oni starali się nas chronić, oczywiście rozumiem, że nie chcesz im wybaczyć i że nadal będziesz miała do nich żal… Ale popatrz na to w ten sposób . Zyskałaś mnie, co jest ogromnym plusem! Hermioneczko… Jakie są twoje zdrobnienia?
-Hermionka raczej… niektórzy mówią do mnie „Miona”, ale to jest dość wkurzające…
-Dobra, zapamiętam. Ale powracając do tego, co mówiłam… Potraktuj to jako coś nowego, a tamten rozdział za sobą po prostu zamknij. Brzmię jak z jakiegoś taniego mugolskiego romansidła?
-I to bardzo – dziewczyny serdecznie roześmiały się - Nie zrobiłam tam za dużego bałaganu na górze? – Hermiona zwrócila oczy na sufit.
- Nie, chyba bardziej ich wstrząsnęła moja reakcja…
- Co zrobiłaś?
- No właśnie nic.




Ta dam! Mam nadzieję, że podoba wam ten wątek. Proszę o komentowanie :)