poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział XIII

Mam nadzieję, moi najukochańsi czytelnicy, że zostaliście porządnie oblani:') ja sama dodając teraz rozdział jeszcze ociekam wodą:')
PS przepraszam jeśli będą jakieś literówki, ale dodaję notkę z telefonu, bo siedzę teraz ukryta w łazience, bo rodzinka się zjechała, a że to specyficzni ludzie, to wolę sobie do Was popisać;) więc nie przedłużając - zapraszam:))



ROZDZIAŁ XIII

Rozmawiając z Aaronem, Hermiona nawet nie zauważyła kiedy cała uczta się skończyła. Chłopak wcześniej się udał do Wieży, by „ogarnąć się w nowym miejscu”, bo McGonagall miała im, jemu i Veronice, wszystko objaśnić. Szatynka siorbała herbatę i uśmiechała się sama do siebie, wspominając rozmowę z Broadway’em. Okazał się dość ironiczną postacią, lubiącą dogryzać innym. I na tym przeważnie polegała ich konwersacja. Na wzajemnym droczeniu się, bo brunet ochrzcił ich „przyjaciółmi, którzy dbają, by ego za bardzo nam nie wzrosło”. I szczerze, gryfonka bardzo miło spędziła czas z nowym uczniem. Dokończyła wreszcie swój napój i gdy chciała już pójść do Pokoju Wspólnego, z zamiarem pomocy pierwszakom, dobiegł do niej Ron i zapytał czy może z nią pójść. Machnęła potakująco głową i do tej pory szli w milczeniu. Chłopak ściskał palce i skupił swój wzrok na butach. Za to panna Granger patrzyła się na niego wyczekująco. Nagle Ron zatrzymał się, a dziewczyna poszła w jego ślady.
-Przepraszam – wydukał rudzielec – Byłem ostatnio rozdrażniony i powiedziałem kilka słów za dużo. Wybaczysz mi? – dziewczyna uśmiechnęła się wesoło.
-Jasne, Ron! Ale powiedz mi co ci się wbiło do tej główki, że kocham Freda i że chce was zostawić?
-Bo po prostu boję się. O to, że po prostu stracę najlepszą przyjaciółkę i nie wyobrażam sobie, że mogłabyś nas zostawić.
-Ron, cymbale, nigdy was nie zostawię, przecież wiesz!
-Ale boję się także o ciebie. – wyszeptał cicho chłopak.
-O mnie? – Hermiona popatrzyła zaskoczona na zaczerwienionego rudzielca.
-Fajnie byłoby oficjalnie cię uznać za oficjalnego członka rodziny i cieszyłbym się jakbyś nosiła moje nazwisko. No wtedy to by było fajnie! Można powiedzieć, że straciłbym Ginny, bo ona byłaby Potter –dodał Weasley, patrząc miną znawcy na szatynkę – ale za to ty byłabyś Weasley, więc zyskałbym nową siostrę! Ale bylibyśmy fajnym rodzeństwem! I na przykład idziemy sobie Pokątną i wszyscy się patrzą –„ Co to za fajni ludzie?”, a my na to” Oł je, my jesteśmy Weasley’owie!”. A potem, a potem…
-Ron!– mruknęła rozbawiona gryfonka, słuchając wykładów kolegi, który prychnął urażony.
-Chodzi o to, że…  Mój brat, Fred Weasley jest dupkiem. Wieeeelkim dupkiem! –krzyknął chłopak, wymachując rękami – I zranił wiele dziewczyn i nie chcę, by cos takiego cię spotkało… Może to zabrzmi jakbym był zazdrosny, ale wiesz doskonale, że podoba mi się ktoś inny. Tu chodzi o to uczucie, jakim darzę Gin. Ale jeśli byłabyś z nim szczęśliwa, to bym się tylko cieszył! Naprawdę!
-Oj, Ron, Ron – Hermionie rozkleiło się serce, słuchając rudzielca – Jesteś kochany. Nie wiem, czy ja i Fred… Jesteśmy raczej przyjaciółmi.- wzruszyła rozbawiona ramionami –Ale cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chodź już, musimy jeszcze pomóc pierwszakom. – Rozradowany chłopak przytulił szatynkę i w znacznie lepszych nastrojach powędrowali w kierunku wieży. Pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyli, kiedy już dotarli na miejsce i weszli do Pokoju Wspólnego, niestety  w dość nieciekawym momencie. Pośrodku stał Harry, a naprzeciwko niego Seamus Finnigan. Gryfoni przypatrywali się dwójce w napiętej ciszy. Dziewczyna zacisnęła nerwowo ręce na ramieniu przyjaciela, na co ten tylko pogładził ja uspokajająco po dłoni.
-Jak zwykle łżesz, Potter!
-Ile razy mam mówić Seamus! On wrócił!- Szatynka szybko oceniła sytuację. Chłopcy pokłócili się „o Voldemorta” i jego powrót. Wiedziała, że może dojść do takich kłótni, ale nie wśród gryfonów, a na pewno nie od strony Seamusa, który był przecież ich kolegą. Popatrzyła jeszcze raz na wszystkich. Nikt nic nie zrobił, nikt nie zareagował. Ani George ani Ginny ani Fred, nic nie zrobili! Angelina nic nie zrobiła, podobnie jak Jordan, jak Katie, jak mały Collins Creevey! A przecież byli przekonani, oni mu uwierzyli, a teraz co?!  Nikt nie poparł Harry’ego. Nikt. Jedynie Neville Longbottom stał przy Harry’m i gniewnym wzrokiem mierzył Finnigana. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Chwilę potem popatrzyła zawiedziona na trójkę Weasley’ów, którzy stali w drugim końcu pokoju. Napotkała przerażony wzrok Gin, smutne spojrzenie George’a. Jej oczy dłużej się zatrzymały na Fredzie, który patrzył wprost na nią, swoimi cudnymi, teraz zawstydzonymi oczami. Pokręciła z niedowierzaniem głową. Przecież oni byli w Zakonie! W wakacje byli gotów walczyć przeciw Voldemortowi, a teraz co?! Poczuła się zdradzona. Odwróciła się natychmiast, skupiając się na dalszej kłótni gryfonów.
-Moja mama czyta Proroka Codziennego i oni mówią cos innego! Ubzdurałeś sobie coś, by znowu być w centrum uwagi!- Hermiona popatrzyła zaniepokojona na Rona, oboje kiwnęli porozumiewawczo głowami. Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Ron stanął między nimi.
-Ej chłopaki, spokojnie!
-Odsuń się Wesley! – chłopak odtrącił Rona, na bok i zaczął iść w kierunku okularnika. – Co, Potter? Zgadłem?! – w ostatnim momencie Hermiona wbiegła pomiędzy chłopaków, wtykając palec w klatkę Seamusa.
-Finnigan, uspokój się! Co ty w ogóle wygadujesz?!
-Dobrze ci radze, Granger, przesuń się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
-No cóż, najwyraźniej będziesz musiał. – dziewczyna stanęła pewnie na nogach.
-I ty mu wierzysz?! Myślałem, ze z tej trójki masz najwięcej oleju w głowie.
-Owszem, wierzę mu. Jakiś problem?
-Hermiono, odsuń się – powiedział gryfon jak najspokojniej potrafił, potem jednak wychylił się za ramienia dziewczyny i krzyknął do Pottera – Co, znowu następna będzie cię bronić, jak ta twoja głupia matka?!
Finnigan przekroczył granicę. Szatynka już miała cos powiedzieć, gdy w tym momencie okularnik rzucił się na kolegę, odtrącając przyjaciółkę na bok. Ron złapał dziewczynę przed upadkiem. Rozkazał jej zostać z boku i sam rzucił się w wir szarpaniny. Trudno było określić czyja noga jest czyja, a komu jest teraz rozrywana szata. Ignorując polecenie przyjaciela Hermiona podbiegła do nich i za ubranie wyciągnęła z bójki Harry’ego, drugą ręką odepchnęła Rona i stanęła miedzy nimi, a Finniganem. Cudem sama nie została pobita.
-Oszaleliście?! – Hermiona wrzasnęła wściekle, co chwilę przenosząc wzrok z Pottera, na Seamusa. Okularnik zwycięsko wyszedł z walki, praktycznie bez żadnych obrażeń. Jego rywal miał podarte rękawy i zaczerwienienia na twarzy, które niedługo pewnie przerodzą się w siniaki– Uspokójcie się, bo zaraz pójdę po McGonagall! Czy wy jesteście poważni?!
-Hermiono…
-Nie odzywaj się, Harry! Zgłupieliście do reszty, rzucając się sobie do gardeł?!
-To on zaczął!
-Och, zamknij się Seamus, bo zaraz oberwiesz ode mnie! Radzę wam obojgu się ogarnąć, bo zachowujecie się jak małolaty wzięte z przedszkola! Chociaż ty Seamus, tak samo słuchasz się swojej mamusi jak bachor. Nie masz własnego zdania? – chłopak popatrzył się na nią zaskoczony i próbował cos jeszcze powiedzieć, ale nie wiedział zbytnio co. Szatynka ruchem głowy nakazała Harry’emu i Ronowi pójść do dormitoriów, a sama zaczęła się kierować do pierwszaków.

Kiedy wreszcie Hermiona zagoniła małych czarodziei do łóżek, rzuciła się na kanapę obok przyjaciół. Zanim do nich doszła, gryfoni postanowili nie poruszać tematu Finnigana. Harry podał jej butelkę soku. Sięgnęła po nią z wdzięcznością i jednym haustem wypiła większość napoju.
-Czemu to jest takie męczące, co?
-Pomyśl, że jutro czeka cię pierwszy dzień szkoły, a zaczynamy od – Harry podszedł do tablicy ogłoszeń, wiszącej w kącie Pokoju– dwóch godzin eliksirów z naszymi ślimorami, obrony przed czarną magią z … o również z nimi, co za miłe zaskoczenie! Przynajmniej poznamy tą różową ropuchę…
-Szczere wolałabym jej nie poznawać –mruknęła Ginny – No proszę was, co możemy oczekiwać po takiej babie z tego głupiego Ministerstwa?!
-Luzik…
-Arbuzik…
-Siostra! – dokończyli razem bliźniacy.
-Będzie żałować, że tu przyszła –powiedział wesoło Fred – Już my tego dopilnujemy! A skoro mamy prefektów po naszej stronie, to obędzie się bez kar! –rudzielec mrugnął do Hermiony i Rona. Weasley wyszczerzył się szatańsko, ale dziewczyna zmarszczyła gniewnie czoło.
-O nie, nie, nie. Rona możecie sobie przekupywać, mnie nie! Ode mnie dostaniecie podwójną karę!- mruknęła mściwie szatynka, ale widząc bliźniaków, którzy szykowali się, by rzucić w jej stronę zabójcze poduszki, dopowiedziała niepewnie – No dobra, możemy jeszcze to przedyskutować! –gryfoni wybuchli śmiechem – A co jest dalej Harry?
- Na koniec historia magii i transmutacja. Kocham Hogwart. – dodał ironicznie - Ale przynajmniej bez zajęć dodatkow… Zaraz Angelina co ty robisz?!
Okularnik popatrzył przerażony na ciemnoskórą gryfonkę, która zaczęła przywieszać kilka kartek do tablicy. Ze szpilkami pomiędzy ustami zaczęła niezrozumiale cos tłumaczyć, ale brunet tylko bardziej wytrzeszczył oczy. Dziewczyna wyjęła z buzi szpilki i odłożyła je na bok.
-Jakbyś nie umiał czytać, Potter – odwróciła się potem w stronę reszty gryfonów – Jak wiecie zostałam kapitanem drużyny i nie pozwolę, by Malfoy i jego spółka palantów zabrali nam sprzed nosa Puchar, dlatego treningi zaczynamy już w tym tygodniu. Trzy razy na tydzień. Wtorek, czwartek i sobota. Do zobaczenia moja drużyno.
Odeszła zostawiając osłupiałych gryfonów. Bliźniakom oczy wypadły z orbit, Ginny załamana wzniosła ręce ku niebu, a Ronowi ciastko wyleciało z buzi. Zrezygnowany Wybraniec rzucił się na sofę, obok szatynki, która uśmiechnęła się triumfalnie i już miała podokuczać reszcie, ale gdy otwierała buzię, pięć poduszek trafiło prosto w jej twarz. Wszyscy ponownie wybuchli śmiechem. Bliźniacy nagle wstali i wyszli z Pokoju Wspólnego. A pozostali, bardzo zmęczeni, udali się do łóżek.

Szatynka weszła cicho do dormitorium, starając się nie zbudzić jej dwóch współlokatorek. Szybko się umyła, przebrała i skierowała kroki do łóżka. Zobaczyła, że na jej poduszce leży mała karteczka, wypełniona pochyłym i ładnym, dziewczęcym pismem. Dziewczyna zmrużyła oczy, próbując przeczytać treść : „Zapomniałam powiedzieć . Uważaj na Lav, ostatnio jest strasznie przewrażliwiona (zerwała z chłopakiem). Przez to była niemiła dla Freda i dla ciebie też może być, ale zrozum ją proszę. Ja i Padma też się z nią ostro pokłóciłyśmy, ale to cały czas moja przyjaciółka . Ostrzegam cię tylko: ) Dobranoc. – P.”Hermiona uśmiechnęła się lekko. Wiele razy przeżywała już „Lavender po zerwaniu” i wiedziała, co może się dziać. Wzruszyła ją również postawa Parvati. Była z niej bardzo dobra przyjaciółka, szatynka sama tego doświadczyła. Położyła się i czekała, aż zmorzy ją sen. Jednak bezskutecznie. Wsłuchiwała się w odgłosy nocy. Chrapanie Lavender i miarowy, spokojny oddech bliźniaczki. Jednak nie tego dźwięku oczekiwała. Nie usłyszała charakterystycznego trzasku obrazu Grubej Damy, co oznacza, że nikt nie wyszedł, ale i nie wrócił. Ta druga opcja bardziej ją nękała, ponieważ obawiała się o bliźniaków. Popatrzyła na zegarek, na którym wskazówki wskazywały dwunastą. Ciekawość dała górę. Nałożyła bluzę i w spodenkach do spania wyszła z dormitorium. Powędrowała do pokoju bliźniaków i stanęła pod drzwiami nasłuchując. Usłyszała jedynie nucenie jakiejś melodii. Zapukała. Po chwili drzwi otworzył jej przystojny, młody gryfon:
-Ktoś ty jest, co się nocą osłaniając, podchodzisz moją samotność? – Hermiona popatrzyła się zdziwiona i rozbawiona.
-Jordan, ty i mugolskie książki?
-Nie odpowiada ci rola mojego Romea? – chłopak zabawnie poruszył brwiami, jeszcze bardziej rozśmieszając gryfonkę.
-Wolałabym być Julią, szczerze powiedziawszy.
-To co cię tu sprowadza, moja Julio?
-Szukam bliźniaków, są może tu?
-Nie, wyszli i nie wrócili. A co tęsknisz za nimi?
-Za nimi? No co ty, ja tylko za moim Romeem tęsknie. Dobranoc, Lee. – dziewczyna pomachała mu na pożegnanie i wróciła do Pokoju Wspólnego. Rozejrzała się, po czym cichutko przemknęła się przez portret Grubej Damy. Po wymianie zdań z obrazem, że idzie tylko do kuchni, zaczęła się przechadzać po zamku. Szukała miejsc, w których mogła znaleźć bliźniaków. Ale wszędzie cicho i ciemno. Zrezygnowana zaczęła wracać do Pokoju. W końcu się znajdą. Jednak cos ja zatrzymało, a dokładnie pewien głos. Wszędzie by go rozpoznała. Weszła po schodach i skręciła do korytarza, skąd dochodziły dźwięki. Podeszła do ściany i zaczęła się skradać do jej końca. Ostrożnie wyjrzała zza rogu. Widok, który zobaczyła, rozbawił ją. Snape stał nad bliźniakami, którzy nic sobie nie robili z wkurzonego profesora i stali uśmiechając się zawadiacko z rękami w kieszeni.
-Co macie na swoje wytłumaczenie, Weasley?!
-Zależy który, panie profesorze – odparł najspokojniej w świecie Fred.
-Nie zaczynaj, ty…
-George.
-Nie zaczynaj George, ty i twój brat…
-Ale ja jestem Fred!
-Przed chwilą powiedziałeś, że George!
-Facet zmiennym jest – dopowiedział prawdziwy George.
-Oboje mówię, cholera jasna, macie…
-Ależ proszę się nie unosić, jeszcze pan kogoś obudzi…
-Mhm, może wasze mózgi z wiecznego snu.
-Panie psorze, proszę nas nie obrażać !
-Jeszcze któryś się odezwie, a potroję punktu minusowe dla Gryffindoru! Macie poważne kłopoty! Chodzenie po ciszy nocnej, pyskowanie nauczycielowi… Mam dla was świetną karę – Snape mruknął złowieszczo. Bliźniacy tylko wzruszyli ramionami.
-Nie jedną rzecz się w życiu robiło, co nie Fred?
-To prawda. Chyba każda klasa w Hogwarcie została przez was umyta. Ja jednak bardziej się zastanawiam, jak poradzi sobie drużyna Gryffindoru bez pałkarzy… -Hermiona zakryła ręką buzię, a  chłopcy momentalnie zbledli. Popatrzyli przerażeni na profesora, który tylko wykrzywił się w wrednym grymasie. Szatynka postanowiła działać, nie może dopuścić, by bliźniaków wyrzucono z drużyny. Wtedy Gryffindor spadłby od razu na ostatnie miejsce w Quidditch’u. Nie mówiąc o tym, że Johnson zabiła by ich na miejscu. -Tylko porozmawiam z  McGonagall  i…
-Chłopaki, tu jesteście! – wykrzyknęła Hermiona, podbiegając do bliźniaków i ich przytulając. Cała trójka patrzyła się zdziwiona na gryfonkę, która odwróciła się do Snape’a z uśmiechem na twarzy. – Coś się stało, profesorze?
-Yyy, tak, tak – zdziwiony mężczyzna zamrugał oczami –Granger, co ty tu robisz? Nie przypominam sobie, że można sobie tak chodzić po zamku w nocy?
-Ależ ja nie chodzę, stoję teraz. – bliźniacy parsknęli śmiechem, ale dziewczyna wbiła paznokcie w ich uda, nakazując im być cicho. Snape zdawał się tego nie zauważać.
-Ale czemu poza dormitorium? I czemu jak widzę oni z tobą też? –szatynka zawahała się lekko i zagryzła wargę. Poczuła, jak głowa ją pali pod przerażonym wzrokiem bliźniaków. I ten wyobrażony ból przywiódł jej pewien pomysł. „Ryzyk fizyk, Granger!” – jak to zwykł mawiać Teodor Nott.
-Źle się poczułam i poprosiłam chłopców, by poszli dla mnie po jakieś proszki do pani Pomfrey. Zawroty głowy i ból brzucha, straszna sprawa. Teraz ledwo się ruszam, ale musiałam po nich wyjść, bo się bałam co się z nimi dzieje. Najwidoczniej pani ich zatrzymała, wie profesor, jak ona się wypytuje zanim da komuś leki. Prawda, Fred?
-Yyy, no tak było.
-No właśnie. Dlatego bardzo proszę o niekaranie ich, bo oni chcieli mi tylko pomóc. Prawda, George?
-Yyy, no tak, prawda.
-Więc bardzo proszę, jeśli chce pan kogoś ukarać to mnie. – gryfonka wypięła dumnie pierś, czekając na konsekwencje. Profesor tylko popatrzył się zrezygnowany.
-Nieważne już, Granger. Ty Weasley i ty Weasley, dopilnujcie by dotarła bezpiecznie do łóżka. Mam jeszcze cały rok, by wam wlepić jakieś kary. Dobranoc.
-Dziękujemy i dobranoc. Zaniesiemy poszkodowaną do Pokoju – odparli bliźniacy, po czym Fred wziął szatynkę na ręce. Odmaszerowali zgodnym krokiem od profesora, który tylko machnął ręką i powędrował w kierunku lochów. Weasley’owie widząc, że oddalili się wystarczająco od Snape’a wybuchli śmiechem. Fred postawił dziewczynę na ziemi.
-Kochamy cię Hermiono! Nie wiem co byśmy zrobili bez ciebie!
-Po raz drugi nas ratujesz, Mionka! Jesteśmy twoimi dłużnikami… - George schylił się w pół.
-Kiedyś odpłacicie, a teraz chodźcie spać, jestem zmęczona. Ale ostatni raz ratowałam wam skórę, zapamiętajcie sobie! Poza tym Snape miał dziś cos za dobry humor jak na niego.– rzuciła jeszcze Hermiona, na co bliźniacy pokiwali rozbawieni głowami. Weszli do Pokoju Wspólnego. George poleciał do ich dormitorium, by szybko się umyć. Fred odprowadził dziewczynę pod drzwi.
-Ale co ty tam w ogóle robiłaś? – Fred popatrzył na gryfonkę.
-Szłam na tajemną randkę z Filchem, a co innego miałabym robić? - przyjaciele cicho zachichotali, ale po chwili Fred spoważniał.
-Hermiono, chciałem ciebie o coś zapytać.
-O co chodzi?
-Co myślisz o tym, co się stało wiesz przed Wielką Salą?
Hermionie stanęło serce. Co myślała? Że to było chyba najcudowniejsza chwila od początku wakacji? Że tak bardzo chciała go pocałować? Że czekała na te moment odkąd zrozumiała, że czuje coś do niego? Że tak dobrze nie czuła się przy żadnym chłopaku?
-A co mam myśleć? Przecież mnie tylko przytuliłeś. – szatynka zaśmiała się nerwowo, właśnie w tym momencie łamiąc sobie serce. Nie tylko sobie. Fred stał przed nią bez ogników w oczach, bez żadnego zawadiackiego uśmiechu.  Zacisnął tylko usta i pokiwał markotnie głową.
-Właśnie… To dobranoc Hermiono.
Szatynka weszła ze łzami w oczach do dormitorium, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Trzask przebudził Lavender Brown, która popatrzyła się wściekle na gryfonkę:
-Ciszej nie można?! O, w mordę. –mruknęła, gdy zobaczyła stan, w jakim była jej koleżanka. Nie wychodząc zupełnie z krainy snu, popatrzyła się współczująco –Chłopak? –Hermiona pokiwała potakująco głową – Faceci to niewychowane świnie bez żadnych uczuć! –blondynka przetarła oczy –Chodź tu do mnie, bekso. Jak widać trzeba zrobić wspólne spanie na pocieszenie. Parvati, budź się, śpiochu. Patil! –brunetka otarła oczy i podniosła się na jednym ramieniu. Przeniosła zaspane tęczówki na szatynkę i na blondynkę .
-Wspólne spanie? –mruknęła bliźniaczka, a jej współlokatorki pokiwały głową. Koleżanki te miały bowiem w zwyczaju zasypianie na jednym łóżku, gdy którejś coś się nie udawało z płcią przeciwną. Taki rodzaj pocieszenia. A na ich szczęście łóżka były duże, więc mogły bez problemu pomieścić trzy zapłakane nastolatki. Relacja, jaka łączyła te trzy dziewczyny, była dosyć nietypowa. Na co dzień każda z nich miała własnych przyjaciół, z którymi spędzały czas. Ale jak przychodziło do jakiś kłótni lub niepowodzeń z chłopakami, gryfonki rozumiały się bez słów. Może właśnie ta neutralność w ich codziennym życiu sprawiała, że łatwiej im było się otworzyć przed osobami bardziej obcymi? Kto tam wie, ważne było, że zawsze wiedziały, że mogą na siebie liczyć w najtrudniejszych sytuacjach sercowych i czasem nie tylko. –Gdzie? U ciebie, Lav? Ok., idę. -Dziewczyna wstała z własnego łóżka i przeniosła się na  łóżko przyjaciółki. Po chwili do nich dołączyła się szatynka.– Cieszę się, Lav, że wracasz do żywych.
-Ale ile można płakać za jakimś gumochłonem? Przepraszam was, jeśli byłam niemiła.
-Byłaś –mruknęła zaspana bliźniaczka. – Musisz jeszcze przeprosić Freda, bo z nim… -ale słysząc imię rudzielca, zapłakana dziewczyna chlipnęła głośno, przerywając zdanie przyjaciółki. -Merlinie, czyli jednak Weasley?
-No to nie wiem, czy jest sens przepraszać tego idiotę. Poza tym nie mówmy już o tym, bo trzeba pomóc naszej małej Granger’ównie. Ale pogadamy o tym już jutro, ok. Hermiś? –ale Brown odpowiedziało tylko głośne chrapnięcie Patil i Hermiony. Blondynka westchnęła rozbawiona, ale po sekundzie również zapadła w głęboki sen.



No i to by było na tyle:) komentarze, komentarze plis plis plis, a może uda mi się dodać rozdział wcześniej;)
I ten tego, ja już kończę, bo siedzę w tej łazience przez dwadzieścia minut i familia może się niepokoić:'))
~Kate

PS WYBIŁO DZIŚ 5 001 WYŚWIETLEŃ MOI DRODZY! JUPI JA JEJ!<33

piątek, 18 marca 2016

Rozdział XII

Szczerze nie wiem, co by tu powiedzieć. Będę jak Dumbledore i bez zbędnych ceregieli, zapraszam na ucztę! Znaczy na rozdział!:')



ROZDZIAŁ XII

Już prawie, parę milimetrów…
Jednak po chwili szatynka poczuła lekkie szarpanie za ramię. Wszystko pękło jak bańka mydlana, dźgnięta palcem przez niesforne dziecko. Dziewczyna zalana szkarłatnym rumieńcem odwróciła tylko głowę od Freda, którego policzki dorównywały kolorem włosom. Szatynka zaskoczona popatrzyła się na Lunę, wpatrzoną w odwróconego do góry nogami „Żonglera”. Blondynka nawet nie podniosła wzroku:
-Naprawdę, ciekawe rzeczy tu piszą! Ale do rzeczy, Hermi, widziałaś może George’a? Cały czas go szukam! – uśmiechnięta krukonka dopiero po chwili popatrzyła na dwójkę gryfonów, którzy cały czas byli do siebie przytuleni. Momentalnie zbladła, o ile było to widoczne na jej mlecznej cerze. Otworzyła buzię z przerażenia i zdziwienia, a błękitne oczy prawie wypadły jej z orbit. Próbowała cos powiedzieć, ale tylko ruszała ustami jak ryba wyjęta z wody. Szybko odwróciła się i pobiegła w kierunku Wielkiej Sali, zostawiając parę samą. Zdyszana wbiegła do pomieszczenia, gdzie trwał już przydział pierwszoroczniaków do domów. Otwierając drzwi, zwróciła na siebie uwagę wszystkich uczniów i nauczycieli. Zawstydzona Luna uśmiechnęła się lekko i szybko odnalazła wzrokiem swojego chłopaka, siedzącego przy stole gryfonów. Usiadła między nim a Ginny i zrezygnowana, oparła głowę na rękach. Jasne włosy otoczyły wokół jej twarz, zasłaniając ją. Wszyscy powrócili do przerwanych czynności, ale mimo to większość zaciekawionych gryfonów co chwila na nich zerkała, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Bliźniak popatrzył zdziwiony na dziewczynę.
-Hej kochanie! Nie musisz się załamywać na mój widok, następnym razem się umyję ,obiecuję! – krótka uwaga rozśmieszyła wszystkich oprócz Luny, której jasne włosy rozwaliły się już po stole, wpadając George’owi na talerz – Ależ złotko, nie na sałatkę!
-I tak jej nie zjesz – odburknęła błękitnooka.
- W sumie racja. Ej no, Luna co jest?
- Wszystko zepsułam, czemu jestem taka głupia?!
-Wytłumaczysz bardziej?
- Przeze mnie Hermiona nie pocałowała się z Fredem! – rodzeństwo otworzyło z zaskoczenia oczy, podobnie jak reszta gryfonów, którzy przysłuchiwali się rozmowie-  A byli już blisko, o tak jak my teraz! – dziewczyna przyłożyła nos do nosa George’a, by po chwili się odsunąć, unikając całusa bliźniaka.  – Tak blisko byli! A ja tam : ”Hej, gdzie George?”! Ugh… Rozwaliłam wszystko!- Dziewczyna ponownie się załamała, chowając głowę w kolanach, które podciągnęła na ławkę. Po chwili do sali weszła owa para. Szli obok siebie, cali zaczerwienieni. Usiedli w oddzielnych częściach stołu. Blondynka popatrzyła załamana na Hermionę, potem na Freda. Podniosła oczy do nieba, a ręce załamała.-Idę się schować i nigdy już nie wyjdę! Gdybym umiała się kamuflować jak gnębiwtryski!–  krukonka pocałowała George’a w czoło i poszła w kierunku stołu Ravenclawu, odprowadzana nienawistnym wzrokiem wielu dziewczyn, zakochanych w George’u oraz wielu chłopców, którzy musieli przyznać, że Luna wyładniała i po kryjomu zazdrościli Weasley’owi. Ten jednak podejrzliwie na nich patrzył, zapamiętując sobie nazwiska nowych wrogów.
„Nagroda dla największego idioty roku wędruje do Freda Weasley’a! Gratulujemy!”. Chłopak grzebał widelcem w sałatce. „Co ty znowu narobiłeś, kretynie?! Merlinie, przecież to przekreśla wszystkie moje szanse u niej! Wyszedłem na jakiegoś napalonego palanta”. Zaczerwieniony słuchał bliźniaczek Patil i Lavender Brown, które nie zwracając wyraźnie na niego uwagi, głośno komentowały zdarzenia sprzed chwili:
-Lovegood i George! Ten świat schodzi na psy! Co on widzi w takiej brzydkiej, głupiej i jakiejś chorej psychicznie dziewczynie, kiedy ma mnie obok?!
-Bo Luna nie widzi własnego nosa, jest miła i nie jest taką świnią jak ty, Brown! Nie dziwię się, że ten mugol z tobą zerwał! – rudzielec popatrzył zdegustowany na blondynkę, która zmrużyła gniewnie oczy. Mimo że Luna zniszczyła szansę na pocałowanie Hermiony, nie gniewał się na nią, w końcu to nie jej wina, prędzej już jego. Bliźniaczki Patil wymieniły znaczące, przerażone spojrzenia. „Rozbroił bombę. Niestety nieudolnie”
-Bronisz jej? Właśnie ona przerwała twój romantyczny pocałunek z kujonicą! Ty i Granger?! Pf… Prędzej uwierzę, że jesteś pod wpływem eliksiru miłości jej roboty!
-Dobrze ci radzę, zamknij się.
-Wszyscy gryfoni się zdziwili! No proszę cię, Fred! To był jakiś zakład, co nie? Pomiędzy tobą i Georgem! Który poderwie którą prędzej… Łatwiejsza kujonka czy powalona idiotka?
-Lav, uspokój się, przekraczasz pewne granice – wtrąciła któraś z bliźniaczek.
-Co, bronicie go? Proszę was dziewczyny, zmiłujcie się i wysilcie te wasze pół móżdżki i zobaczcie co tu się dzieje!
-Dobra przesadziłaś, nie chcę cię słuchać! Stałaś się okropna odkąd rozstałaś się z tym chłopakiem…  Zobacz, jak nas traktujesz! Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, ja, Padma, Fred i Hermiona! Przestań ją obrażać, przecież to twoja przyjaciółka! Podobnie jak my… chyba – dopowiedziała Parvati, patrząc smutno na blondynkę -Chodź Padma, idziemy stąd – bliźniaczki wzięły swoje talerze i ruszyły w przeciwną stronę. – Tobie Fred też radzę, chodź usiądź z nami – dodała jeszcze Parvati, po czym cała trójka odeszła zostawiając wściekła blondynkę samą. Usiedli bliżej środka stołu. Dziewczyny zajęły się swoimi kolacjami, ale coś niewątpliwie je gryzło. Fred patrzył z rozbawieniem jak bliźniaczki próbują się opanować, ale ich plotkarska krew dawała się wyraźnie we znaki. Chłopak podniósł ręce w geście kapitulacji:
-Co chcecie wiedzieć?
-Nie chcemy nic wiedzieć…- zaczęła niepewnie Padma.
-Oczywiście, że chcemy, Padma – dokończyła Parvati– Chodzi nam o to, że od kiedy ty i Hermiona, no wiesz?
-Własnie nie wiem. W ogóle nie wiem co się stało na korytarzu. Luna chyba źle to odczytała, po prostu pocieszałem Hermionę po „ataku” Malfoya. – rudzielec skłamał. „Oczywiście, że nie Fred! Chciałeś ją pocałować! Ale może lepiej jak tak będzie, bo dziewczyny to rozniosą po Gryffindorze i to pomoże mi naprawić sytuację z Mionką…”
-Szkoda… -mruknęły, po czym wróciły do jedzenia. Fred nie puścił tej uwagi mimo uszu. Popatrzył się zdezorientowany na bliźniaczki.
-Szkoda?
-W sumie to by było bardzo słodkie. No weź, Hermionie kiedyś się podobałeś!– Parvati popatrzyła na bliźniaka jak na ostatniego idiotę.
-A to nie był George przypadkiem?
-Uwierz mi, Padma, to był Fred na sto procent. To nie ty wysłuchiwałaś codziennie marudzącej Hermiony o tym, że nie ma żadnych szans u tego fajnego Freda Weasley’a! Chyba na pierwszym i na drugim roku cię lubiła bardziej, ale teraz to nie wiem. – hinduska wzruszyła ramionami.
-No co ty, Pav! Przecież to było dawno, przejrzała na oczy, po tym jak dodaliście jej Eliksiru Nasennego do picia. Do końca życia zapamiętam minę McGonagall, gdy po klasie rozniosło się głośne chrapnięcie Mionki!– czarnowłosa zaśmiała się na wspomnienie, ale rudzielcowi serce się skurczyło. „Kochała się we mnie! Hermiona Granger się we mnie kochała! Ale oczywiście musiałeś to zepsuć. Czy musiałem być taki głupi?!” – Poza tym w jej życiu pojawił się Krum. –„O jeszcze kochany Wiktorek… Jesteś przekreślony Fred, przekreślony..” -Właśnie, ciekawe czy utrzymuje z nim kontakt? – Padma popatrzyła na siostrę. Po chwili obie wstały – Pa, Fred miło się gadało i jeszcze raz sorry za Lavender.
Po czym pognały z talerzami w stronę Hermiony, która gawędziła sobie z Katie Bell i Angeliną Johnson. Dosiadły się do nich i zaczęły tematy Kruma i rzekomego pocałunku z bliźniakiem. Hermiona, przewracając oczami, bo przed chwilą mówiła wszystko dwóm gryfonkom, wytłumaczyła sytuację podobnie jak Fred, że on ja tylko pocieszał. Chłopak z bólem serca przysłuchiwał się dziewczynie. Miał nadzieję, że ona wszystkiemu zaprzeczy i powie, że ona też chciała go pocałować. Czego on oczekiwał?! Może to on tylko sobie ubzdurał, że to wyglądało jak jakiś cholerny pocałunek. A Luna zobaczyła ich tylko jak się przytulają… Wiadomo, że blondynka ma wybujałą wyobraźnię. A u niego skąd pojawił się ten pomysł, że mieli się pocałować?! Może dlatego, że jej usta były tak blisko, że czuł jak jego krew gwałtownie przyspiesza, a serce łomotało mu jak… „Och, zamknij się Weasley! Jesteś żałosny!” – skarcił się rudzielec i z niesmakiem popatrzył na zimnego kurczaka, który dzisiaj przeżył kilka przeprowadzek po stole i kilka wbitych widelców.
Hermiona natrętnie machała łyżką w kubku, mimo że już wszystko dokładnie wymieszała. Wbiła wzrok w herbatę, która lekko parowała. Grfyonka westchnęła głośno. „Co ci w ogóle odbiło? Całować się z Fredem Weasley’em! Merlinie, co mi się stało?! Dobrze, że dziewczynom udało się wbić ten kit. Na całe szczęście. „-szatynka popatrzyła na bliźniaczki Patil, Angelinę Johnson i Katie Bell, zatracone teraz w rozmowie między sobą -„Czemu nie mogę sobie wybić z głowy tych jego oczu?! Wypad, wypad, wypad!”- mruczała w głowie gryfonka uderzając się dłonią w głowę. Przeniosła wzrok na resztę stołu gryfonów. Większość osób skończyła już kolację i teraz wszyscy wesoło rozmawiali. Z przodu siedziała Ginny z przyjaciółkami z roku, a obok niej Harry, który w ogóle nie zwracał uwagi na Weasley’ównę, ale patrzył się tępym wzrokiem na stół Krukonów. Oj, Hermionie nie spodobało się to spojrzenie. Popatrzyła w danym kierunku i ujrzała czarnowłosą dziewczynę, śmiejącą się teraz głośno i szczerzącą zęby do koleżanek. Gryfonka prychnęła lekko i posłała Potterowi karcący wzrok, ale chłopak tego nie zauważył. Pośrodku stołu siedział teraz Fred i George, rozmawiający wesoło. Naprzeciw nich siedział Jackson Millway, jeden z najprzystojniejszych siódmoklasistów. Z tego co wiedziała Granger, był on bliskim kuzynem Angeliny i od początku wakacji oficjalnie chłopakiem Bell. Teraz był pogrążony w rozmowie z Jordanem, na którym co chwila Johnson’ówna zawieszała wzrok. Szatynka uśmiechnęła się półgębkiem. Już widziała jak te dwie przyjaciółki będą siadały w Pokoju Wspólnym, próbując wciągnąć ją do rozmowy o chłopakach. Były jedynymi, którymi udawało się tego dokonać z wielką łatwością, bo nawet Ginny miała czasem z tym problem. Dalej siedział naburmuszony Ron, wymieniający uwagi z Finniganem i Neville’m. Na twarzy dziewczyny pojawił się niewielki grymas i skupiła się z powrotem na herbacie. Powróciła myślami do spotkania z Malfoy’em. Wzdrygnęła się na same wspomnienie. Ślizgon już nie obawiał się przyznawać do Śmierciożerców, przynajmniej przed równieśnikami. Kto wie, jak to jest z nauczycielami. Rozmowa z blondynem wiązała się także z wzmianką na temat Bellatrix Lestrange. Ponowny dreszcz przeszedł jej ciało. Mało kto wiedział, że ona już się z nią spotkała. Przyjaciele obawiali się jej jako postaci tylko z opowieści Syriusza, Zakonu Feniksa czy Neville’a, gdy mówił o rodzicach. A Hermiona? Ona się jej bała. A była przecież gigantyczna różnica pomiędzy „obawą” a „strachem”.                                                              A wszystko zaczęło się, gdy na Mistrzostwach Świata w Quidditch’u ją spotkała. Szatynka zacisnęła mocniej rękę na małej łyżeczce, przeklinając się ponownie za własną naiwność i głupotę. Gdy Mroczny Znak się pojawił i wszyscy uciekali, na chwilę straciła pana Weasley’a i całą rodzinę z oczu. Zaczęła się szybko oglądać za jakimkolwiek człowiekiem, który mógł jej pomóc. I wtedy podbiegła do niej kobieta. Nie zdążyła się jej przyjrzeć, gdy ta mocno pociągnęła ja za rękę w kierunku namiotu. „Zostaw mnie!” krzyczała jak najgłośniej Granger’ówna, ale nieznajoma kazała jej być cicho i powiedziała, że ona chce jej tylko pomóc. Wbiegły do namiotu i kobieta zsunęła z głowy kaptur. Wyszczerzyła zżółkniałe zęby w wrednym uśmiechu, a z oczu kipiała nienawiść i triumf. Kręcone włosy opadały jej na bladą twarz, pozlepiane w grube pasma. Nim Hermiona zdążyła cokolwiek zrobić, ciemnowłosa zacisnęła jej szyję długimi, zimnymi palcami, a do piersi przyłożyła nóż, rozdzierając bluzę dziewczyny.
-Nie bój się szlamciu –wychrypiała jej do ucha kobieta – Wiesz kim jestem? Wiesz?! – dodała, mocniej ściskając gardło szatynki, a jej twarz wykrzywiła się złowieszczo, gdy z oczu gryfonki pociekły łzy – Jestem Bellatrix Lestrenge. Mówi ci to coś? – Hermiona lekko pokiwała głową, tracąc powietrze – Grzeczna szlama. Więc pewnie wiesz, że jestem zwolenniczką Czarnego Pana, tak? Tak, tak. –szeptała, przejeżdżając nożem po bluzie szatynki – I wiesz pewnie, że powinnam być w Azkabanie – powiedziała, dumna z siebie, uśmiechając się szatańsko – Powiem ci sekret. Ja wiem jak się wydostać – przesączony jadem głos rozbrzmiewał w głowie dziewczyny, zamrażając każdy milimetr jej ciała – Wszyscy myślą, że tylko ten pchlarz, zdrajca naszego rodu to umiał. Nie, nie, nie ja też umiem! –zapiszczała wesoło, jak mała podekscytowana dziewczynka -Jeśli chcę to czasem mogę sobie wyjść na spacerek, by pomęczyć niektóre szlamy –każda głoska ociekała triumfem i dumą -Ale to tajemnica. –dodała szeptem, przeciągając samogłoski . –A teraz…
Nagle obie usłyszały jak ktoś nawołuje szatynkę. Bellatrix odskoczyła od niej jak poparzona i wybiegła z namiotu. Hermiona złapała się za gardło, z trudem wciągając powietrze. Była przerażona. Jedna z największych popleczników Voldemorta, wie jak uciec z Azkabanu. I uciekła specjalnie po to, by ją dopaść. Przymknęła powieki i próbowała oddychać, ale dreszcze wstrząsnęły jej ciałem. Znów usłyszała, że ktoś ją woła. Po chwili do namiotu wbiegł pan Weasley, a za nim cała rodzina. Resztę wydarzeń szatynka pamiętała jak przez mgłę. Ktoś wyprowadził ja z namiotu, okrywając ja płaszczem. Szatynka zakryła szyję, nie chciała, by ktokolwiek widział, że cos się jej stało. Połknęła ślinę, sprawiając sobie wielki ból. Potem wszystko wydarzyło się tak szybko. Jedyne co pamiętała w okresie kilku dni, po tym zdarzeniu, to notoryczne sprawdzanie Proroka Codziennego w poszukiwaniu informacji o ucieczce Bellatrix z Azkabanu. Ale nic się nie pojawiło. Nic. Żadna najmniejsza wzmianka. Z tego powodu w głowie Hermiony kłębiło się wiele, niezrozumiałych myśli. Po pewnym czasie doszła do wniosku, że Śmierciożerczyni umie się wydostać z więzienia, a potem do niego wraca. Wymyka się po prostu. Ale po co? I ta niewiedza chyba jeszcze bardziej przerażała gryfonkę.
Hermiona wzdrygnęła się, wybudzając się z przykrych wspomnień. Nieprzytomnie przejechała dłonią po szyi, czując na niej zimne ręce Śmierciożerczyni. Rozejrzała się po Wielkiej Sali. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach i rozmawiali miło. Szatynka przetarła oczy i wzięła głęboki oddech. „Weź się w garść!”. Uśmiechnęła się do Katie Bell i już chciała cos powiedzieć, ale wtedy po Sali rozniósł się donośny głoś dyrektora:
-Przepraszam, że wam przerywam moi drodzy, ale w tym momencie przyjechała do nas dwójka nowych uczniów. Zapraszamy serdecznie – Dumbledore zaczął klaskać, a razem z nim wszyscy uczniowie, wypatrując nowych. Gigantyczne drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a w nich stanął chłopak i dziewczyna. Na oko mieli po siedemnaście lat. Dziewczyna była piękną długowłosą brunetką z zielonymi oczami. Uśmiechała się zadziornie, przyciągając wzrok całej części męskiej. Ale dziewczyny też nie próżnowały. Każda połykała wzrokiem przystojnego bruneta, dobrze zbudowanego z niebieskimi jak niebo oczami. Na policzku widniał mały dołeczek. Powoli skierowali się w kierunku dyrektora, który uśmiechał się miło. – Poznajcie Veronicę i Aarona Broadway’ów. Na ostatni rok przenieśli się do nas. Veronica z Beauxbatons –dziewczyna dygnęła lekko, powodując wielki zachwyt wszystkich chłopców –a Aaron był samoukiem. –chłopak uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów, co ty razem skutkowało omdleniem wszystkich dziewczyn -Teraz szybko przydzielimy ich do Domów i mam nadzieję, że zaopiekujecie się nowymi uczniami – powiedział miło dyrektor, na co męska część Hogwartu zagwizdała. Brunetka uśmiechnęła się uroczo, a jej brat przewrócił tylko oczyma. – No to zapraszam. Aaron Broadway.
Wyraźnie znudzony chłopak podszedł do dyrektora i usadowił się wygodnie na stołku. Profesor nałożył na jego rozczochrane włosy Tiarę Przydziału, która zamruczała cicho, ale ze względu, że w Sali panowała głucha cisza, każdy usłyszał, co mówi:
-Hmm… Jest coś w tobie… ciekawego…  Ravenclaw? –po chwili ciszy, Tiara pewnie odpowiedziała -Nie, nie. Jednak nie. Już wiem. GRYFFINDOR! –krzyk „czapki” rozniósł się po całym pomieszczeniu, by po chwili zostać zagłuszonym przez oklaski gryfonów. Broadway wzruszył ramionami i wstał ze stołka. Stanął przy stole, szukając wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca. Kilka dziewczyn zrzuciło z miejsc swoje koleżanki, by nowy chłopak usiadł obok nich. Uśmiechnął się ironicznie, patrząc na ich wyczyny, po czym dosiadł się do stołu, siadając obok Hermiony. Szatynka, słysząc kilka smutnych i zawiedzionych westchnięć, popatrzyła się na niego zdziwiona, a chłopak tylko przewrócił oczami.
-Będziesz się tak patrzeć jak idiotka, czy cos powiesz?
-O jak miło na sam początek – mruknęła Hermiona, a brunet wyszczerzył zęby.
-Nie moja wina, że jesteś szurnięta. Ja ci tylko uświadamiam prawdę.
-Zawsze jesteś taki chamski?
-Taki się urodziłem.
-Wiesz, znamy się niecałą minutę, a mam ochotę cię zabić.- wysyczała przez zęby szatynka.
-Z wzajemnością. Jestem Aaron –podał gryfonce rękę, którą ta lekko uścisnęła, czując na sobie wściekły wzrok żeńskiej części Hogawartu.
-Hermiona Granger.
-Hermiona? Co to za dziwne imię? –zapytał zaskoczony, ale widząc wzrok dziewczyny umilkł. Przeniósł wzrok na swoją siostrę, która teraz siedziała na stołku. Skrzyżował palce u rąk i zaczął cicho szeptać – Tylko nie Gryffindor. Tylko nie Gryffindor. Proszę cię Merlinie, tylko nie Gryffindor! No nie! – krzyknął głośno, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła głośno nazwę Domu Lwa. –Cudownie – mruknął, wbijając wzrok w pusty talerz.
-Nie lubisz jej? –zapytała zaciekawiona Hermiona.
-Uwierz mi skarbie, też jej nie polubisz. Masz chłopaka?
-Słucham?! –dziewczyna popatrzyła się z oburzeniem, na co on tylko ponownie wywrócił oczami i zignorował zdenerwowanie rozmówczyni.
-Nie schlebiaj sobie, czochrańcu. –brunet zmierzwił hermionowe włosy, po czym z wyraźnym grymasem zabrał rękę, gdy szatynka wymierzyła mu kuksańca w żebra. -To ciesz się, że nie masz. Ta jędza postawiła sobie za cel zniszczenie każdego związku, jaki napotka na swojej drodze. – odpowiedział jej zdegustowany. Szatynka przejechała wzrokiem Wielką Salę. Gryfoni nadal klaskali tak , że prawie ręce im odpadały, a dziewczyny mrużyły niebezpiecznie oczy, spoglądając na brunetkę, która lekkim krokiem podeszła do stołu i zajęła miejsce pomiędzy Fredem, a George’m. Hermiona zmarszczyła czoło, gdy Broadway zaczęła się łasić do bliźniaków. Popatrzyła z powątpiewaniem na Lunę, która pałaszowała w tym momencie budyń i chyba w ogóle nie zauważyła, że cokolwiek innego się dzieje. Nie zwróciła uwagi, że nowa się przystawia do jej chłopaka. Znowu skierowała wzrok na Freda, który uśmiechnął się miło do nowej uczennicy. „Chyba nie polubię tej plastikowej lali” pomyślała szatynka i mimowolnie zacisnęła wściekle rękę na ramieniu Aarona, który pokiwał współczująco głową.
-Już sobie znalazła nowe ofiary. Och, co ja widzę – mruknął zaskoczony, gdy Fred i George zaczęli patrzeć zniechęceni na jego bliźniaczkę. Hermiona uśmiechnęła się triumfująco, gdy brunetka prychnęła cicho i zaczęła nachalnie flirtować z Jacksonem i Jordanem. Opuściła rękę z ramienia kolegi. –Dzięki, już prawie go nie czułem. –dopowiedział rozbawiony, ale widząc mordercze spojrzenie szatynki, znów popatrzył na bliźniaków. – Podziwiam ich, skoro nawet tej idiotce się nie oparli. Który to twój?
-Mój? Nie ma żadnego mojego. – oburzyła się dziewczyna, ale widząc uśmieszek Broadway’a wypuściła powoli powietrze z płuc – Po prostu lubię ich, dlatego tak zareagowałam. Tamten nazywa się George – pokazała jednego z Weasley’ów palcem – i ma dziewczynę, Lunę Lovegood. Kiedyś ci ją przedstawię. A jego bliźniak to Fred, mój…
-Chłopak. – dokończył nowy gryfon.
-Przyjaciel! –krzyknęła Hermiona, powodując wybuch śmiechu u Aarona.
-Dobra, dobra. A ci dwaj, do których przyczepia się teraz ta lafirynda?
-Ten ciemnoskóry to Lee Jordan, bez dziewczyny. Chociaż Angelina, to ta siedząca przede mną, się nim interesuje. A obok niego to Jackson Millway, chłopak siedzącej tu Katie Bell – Granger kiwnęła głową w kierunku brązowowłosej, rozmawiającej żywo z przyjaciółką. Broadway zagryzł wargi, głęboko zastanawiając się nad czymś, skacząc wzrokiem z Jackson’a na Bell. Po chwili nachylił się nad stołem w kierunku gryfonek, tak by mogły go spokojnie usłyszeć. Uśmiechnął się uroczo, pokazując swój dołeczek na lewym policzku.
-Hej Katie –zagadnął miło – Chciałbym ci dać taką, jedną, malutką radę. Zajmij się swoim chłopakiem, bo ta zdzira…
-Aaron! –Hermiona otworzyła szeroko oczy, na co brunet wzruszył w obronnym geście ramionami.
-Mówię jak jest! Ale niech ci już będzie. –zwrócił się ponownie do przyjaciółek -Bo ta, z którą jestem niestety spokrewniony, zaraz ci go zabierze – mrugnął porozumiewawczo i wskazał głową ową parę. – I Angelina, złotko, tobie też radzę wziąć się za Jordana, bo moja siostra szybko zmienia zainteresowania.
Dziewczyny zamrugały zdziwione i popatrzyły się na ich chłopaków lub przyszłych chłopaków. Katie zacisnęła usta, a Angelina posyłała Broadway’ównie wściekłe spojrzenie.
-Wiesz co, Angie? Chyba pójdę już do Jackson’a. –wymruczała Katie przez zaciśniętą szczękę.
-Tak, tak pilnuj tego mojego kuzyna. A ja dawno nie gadałam z Lee. O, patrz, a teraz się przerzuciła na Weasley’ów, a to wredna su… - Johnson gwałtownie zamilkła, patrząc przepraszająco na rozbawionego Aarona, który wzruszył ramionami.
-To i tak łagodne epitety w porównaniu z tymi, którymi ja ją obdarzam –wyszczerzył zęby, a gryfonki, odpowiadając mu tym samym, poderwały się z miejsc i pognały do chłopców. Angie usiadła obok Jordana, który skupił całkowicie na niej swoją uwagę, a Millway zapatrzył się w Bell’ównę, która powitała go lekkim całusem na policzku. Bliźniacy Weasley zignorowali Veronicę, której złość wychodziła uszami i pogrążyli się z rozmowie z dziewczynami i chłopakami. Brunetka odwróciła się wściekle w kierunku Hermiony i Aarona. Broadway pomachał jej ręką, uśmiechając się milutko.
-Widzisz, Hermiś? Jestem…
-Tylko nie Hermiś, Boradway.- warknęła dziewczyna.
-W takim razie – widzisz Granger? Jestem potrzebny temu światu, by go ratować przez tą… -brunet szukał odpowiedniego słowa, by nie urazić szatynki – tą…  i tu pada słowo zacenzurowane. A teraz, skoro jak na razie udaremniłem jej plany, możemy w spokoju pogadać.
-Wspominałam już, że mam ochotę cię zabić. Więc jeśli chcesz przeżyć, to idź stąd-Broadway tylko uśmiechnął się wesoło.


Jednak tak jak stary, poczciwy Drops wspominał o Zakazanym Lesie, to ja wspominam o komentarzach:)
Proszę, wręcz błagam komentujcie! Jestem bardzo ciekawa jak Wam się podoba nowy wątek i czy przypadły Wam do gustu nowe postacie, bo trochę ich tu wprowadziłam:)))
I niestety ostrzegam - nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział, bo nie wiem czy w święta się wyrobie, by choć na chwilę usiąść i cokolwiek napisać:( jednak postaram się Was nie zawieść:)
Dlatego dzisiaj się postarałam i dałam większy rozdział, byście mieli czym nacieszyć Wasze gałki oczne:')
~Kate

piątek, 11 marca 2016

Rozdział XI

OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Przepraszam, miałam dodać rozdział w środę, ale nie wyszło mi troszeczkę:/ a jak poczekacie kilka dni dłużej to też się nic nie stanie;) jak przeczytacie, to bardzo proszę, zwróćcie uwagę na kilka moich słów na dole, bo wydaje mi się, że ten rozdział może być dla mnie przełomem i potrzebuję Waszej pomocy:)
Ale to już na dole;)


ROZDZIAŁ XI

Na ostatnie kilka dni wakacji postanowiono, by dzieci wróciły do Nory, aby jeszcze spędziły beztrosko czas na świeżym powietrzu. Hermiona z Harry’m nie zareagowali na to zbyt szczęśliwie, ponieważ oboje chcieli spędzić jak najwięcej czasu z Syriuszem. Harry był bardzo zżyty z ojcem chrzestnym, podobnie jak szatynka, którą zbliżyły do Blacka ostatnie sytuacje, w których mężczyzna bardzo jej pomógł. Łapa próbował jeszcze kilka razy powiedzieć gryfonce jak najwięcej o jej rodzicach, ale Lupin deptał im po pietach i praktycznie ani na chwilę nie zostawiał ich samych, w obawie, że jego przyjaciel wypapla za dużo. Nieraz się z tego powodu pokłócili.
Hermiona nie dostawała już listów od rodziców, co sprawiło radość nie tylko jej, ale wszystkim jej przyjaciołom. Po tym jak odkryli jej tajemnicę starali się zręcznie omijać temat, bo wiedzieli jak dużo bólu sprawia to szatynce. Za to, ona razem z Ronem, zostali mianowani prefektami. Tak jak wszyscy spodziewali się tej posady po Hermionie, tak bardzo zaskoczył ich Ron. Bliźniacy nie odpuścili sobie nowego tematu do żartów.
Ginny i Harry uchodzili za idealną parę, podobnie jak George z Luną. Mimo że niektórzy dziwnie reagowali na to połączenie wystarczyło im się wyraźniej przyjrzeć, by zobaczyć, że ta dwójka jest dla siebie stworzona. Oboje lekko zwariowani, ale za to bardzo się kochali. Ron prawie codziennie dostawał różowe koperty, ale nikomu nie udawało się zobaczyć imienia nadawcy. Fred z Hermioną patrzyli z przerażeniem jak wszyscy łączą się w pary i nieprzerwanie dokuczali zakochańcom, mimo że oboje chcieli się znaleźć na ich miejscu. Hermiona cały czas próbowała zapomnieć o wciąż rosnącym i prawie rozrywającym ja od środka uczuciu do bliźniaka, a rudzielec z każdym dniem co raz bardziej się upewniał w przekonaniu, że ta mała Granger znalazła sobie miejsce w jego sercu.
Pierwszego września w Norze jak zwykle panował wielki harmider. Pani Weasley pospieszała wszystkich, a sama siedziała w kuchni, przygotowując jedzenie dla dzieci. Każdy biegał i pakował się, jedynie Hermiona pomagała innym, bo sama była już od dawna spakowana. Właśnie wchodziła do pokoju bliźniaków, niosąc kilka par majtek. Pamiętając, co ją spotkało w pokoju chłopaków, wychyliła ostrożnie głowę przez drzwi.
- Hej, mogę wejść?
-Jasne, nie krępuj się – Fred podniósł głowę z nad kufra, uśmiechając się miło do dziewczyny, która cały czas stała za drzwiami – Nie martw się, pułapki rozmontowane. – szatynka weszła do pokoju i od razu kucnęła, czekając na atak tłuczków – Spokojnie, nie ma już tego, naprawdę – Fred roześmiał się.
-Ja tam żałuję – mruknął George, starający się wepchnąć ich wynalazki do jego kufra. – Co tam trzymasz, mała?
-Wasza mama kazała wam to dać – rzuciła w ich stronę bieliznę – Muszę przyznać, że są przeurocze te różowe bokserki z waszymi imionami na nich.
Hermiona zachichotała, a chłopcom zrzedła mina. Szatynka wyszła zamykając cicho drzwi. Wszystko potoczyło się potem szybko. Dojazd na peron, przejście rzez barierkę, pożegnanie z państwem Weasley, wejście do  pociągu. Znalazła wolny przedział i razem z Harry’m, Ronem i Ginny usiedli w nim. Zaczęli wesoło gadać i wspominać całe wakacje. Trójka gryfonów co chwila wydawała dźwięki niezadowolenia, ale Hermiona i tak wiedziała, że się cieszą na powrót. W Hogwarcie spędzali najlepsze chwile, a niezadowolenie było tylko dla pozorów. Zaczynali już piąty rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Piąty rok! A przecież nie tak dawno była spetryfikowana przez bazyliszka i leciała z Harry’m i Blackiem na hipogryfie! Te cztery lata jej tak szybko minęły i ze smutkiem zauważyła, że następne miną jeszcze szybciej. Wyrywając się z myśli, Hermiona wstała:
-Idę się przejść, za niedługo wrócę. –dziewczyna nie czuła potrzeby tłumaczenia im dokąd dokładnie idzie, przyjaciele powinni jej zaufać. Ginny i Harry posłali jej tylko uśmiechy i od razu powrócili do rozmowy o Quidditch'u.
-Idziesz do Freda? – mruknął Ron, zaskakując szatynkę.
-Nie, Ron, mam innych przyjaciół, wiesz? Poza tym nie musisz wszystkiego wiedzieć.
Gryfonka wyszła z przedziału, zostawiając przyjaciół, a sama zastanowiła się głębiej nad słowami Rudzielca. O co mu znowu chodziło? Przez ostatnie kilka dni chodził rozdrażniony i był dla wszystkich opryskliwy, Ginny raz prawie doprowadził do płaczu chamskim zachowaniem. Przeszła już parę wagonów, ale nie znalazła ślizgonów. Chciała wreszcie się spotkać z siostrą. Nie podjęła jeszcze decyzji, czy podzielić się wiadomością o ich rodzicach, ale wiedziała, że na pewno nie zrobi tego teraz, kiedy obok będzie Blaise i prawdopodobnie Nott. Musiały by być wtedy same. Nagle rozmyślenia przerwało czyjeś silne ramię, które wciągnęło ją do przedziału i w taki sposób wylądowała w uścisku czarnoskórego chłopaka.
-Patrz kogo znalazłem! – Blaise wyszczerzył białe zęby – Hej Mionka! – szatynka latała w uścisku ślizgona.
-Blaise, bo zrobię się zazdrosna! Ja wiem, że moja siostra jest ładna, w końcu po kimś to odziedziczyła! – Pansy machnęła kilka razy z włosami – Ale teraz oddaj mi ją, ja też chce się przywitać!- Czarnoskóry wypuścił ją z objęć, która rzuciła się z piskiem na siostrę:
-Pansy!
-O jej, Hermionka, jak ja się stęskniłam!
-Nie uwierzysz, jak ja bardzo!
Dziewczyny stały przytulone po środku przedziału. Chłopak ślizgonki kręcił z niedowierzaniem głową:
-To takie dziwne, że spędziłyście razem tylko tydzień, wiedząc kim naprawdę jesteście, a teraz zachowujecie się jakbyście znały się od dziecka.
-To niesamowite, prawda? Chore trochę!– siostry roześmiały się, nie zluźniając uścisku. Nagle do przedziału wparował zdyszany Teodor Nott. Zanim złapał oddech chwile postał, opierając ręce na kolanach.
-Wieee… wiecie – chłopak łapał kolejny oddech – żee Malfooo.. Malfoy  zerwał z tą krukonką! A raczej ona z nim!
-Gratulacje dla niej! – zaśmiała się Hermiona, którą dopiero teraz zauważył Nott. Podniósł się i patrzył na nią zaskoczony.
-Hermiś, słońce ty moje! – podszedł do niej podniósł ją i obrócił wokół własnej osi. – W ogóle cię nie zauważyłem!
-Przyjaciółki nie zauważasz? Ty wredny ślizgonie jeden!
-Nie obrażaj się, gryfonko.
Chłopak poczochrał dziewczynę po włosach. Cała czwórka zaśmiała się wesoło. Usiedli w przedziale i zaczęli wesoło gadać. Tematy schodziły od wakacji do planów następnych spotkań. Zabini nie byłby sobą, gdyby nie poruszył tematu dziewczyny Teodora. Ten się tylko zaczerwienił, gdy przyjaciel zapytał czy pozna przyszłą panią Nott. Okazało się, że Jasmine („Ach, więc tak nazywa się ta biedna istota” –Blaise nie szczędził sobie złośliwości) chodziła do Beauxbatons i na razie nie będą mogli jej poznać. Pansy, ratując przyjaciela przez żartami jej chłopaka, zmieniła temat na ciastka, które upiekli. Hermiona nie powstrzymała się i zaczęła się głośno śmiać na wspomnienie okropnego smaku wypieku przyjaciół. Reszta udawała obrażonych, ale tylko przez chwilę. Szatynka podniosła się:
-Wiecie, ja już będę się zmywać, muszę jeszcze posiedzieć chwilę z resztą, potem się zobaczymy.
-Dobra, pa Mionuś – siostra mocno przytuliła szatynkę. Gryfonka ucałowała w policzek chłopaków i skierowała się do przedziału gryfonów. Weszła i szybko dostosowała się do tematu rozmowy. Gryfoni żywo dyskutowali, co chwila jednak przerywali rozmowę głośnym śmiechem. Hermiona sięgnęła do torby po książkę i ze zdziwieniem zauważyła, że w torbie znalazła się przypinka Slytherinu. ‘Pewnie komuś musiała wpaść, jak się ze mną witali, pójdę im lepiej oddać. Niby to nic ważnego, ale potem zapomnę.”
-Hej, ja zaraz wrócę, muszę znowu na chwilę wyjść. Na serio na sekundkę. -Ginny i Harry przyjaźnie pokiwali głową, ale Ron patrzył na szatynkę naburmuszony.
-Znowu idziesz się obściskiwać z moim bratem?
-Zależy o którym mówisz Ron, masz ich kilku. –dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny.
-Myślisz, że nie widzimy jak cię zabiera?!
-Słucham?!-Hermiona popatrzyła zaskoczona na wściekłego gryfona i na pozostałą dwójkę, szukając jakiegoś wyjaśnienia.
-Ron sobie ubzdurał, że w czasie wakacji spędzałaś za dużo czasu z bliźniakami, a o nas zapominasz. Ja mu wybijam to z głowy, ale on jest jakiś przewrażliwiony. – wytłumaczył spokojnie okularnik.
-Wcale nie, Harry, powiedz jej prawdę, zgadzałeś się ze mną!
-Dobra, wychodzę. Ron nie mam ochoty z Toba gadać. Spędzaliśmy czas wszyscy razem, z wami samymi tez dużo czasu spędzałam. Potem porozmawiamy. -To mówiąc gryfonka wyszła z przedziału i skierowała się w stronę wagonu, gdzie wcześniej spotkała ślizgonów. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi :
-Nie widzisz, że Fred chce zniszczyć naszą przyjaźń?!
Dziewczyna zatrzymała się przy jednym z przedziałów i odwróciła się do Rona, który stał po środku wagonu, patrząc się na nią wściekle. Wzięła wdech i najspokojniej jak umiała, odpowiedziała:
-Ron na serio, ogarnij się.
-Ile razy wychodziłaś specjalnie do Freda, ile razy to tylko z nim przebywałaś, co?!-i w tym momencie nastąpił wybuch. Ale nie na świecie, nie w Londynie, nie w pociągu. Tylko w duszy niby spokojnej szatynki, którą teraz złość opanowywała w najmniejszym calu.
-A co nie mogę?! Zakazujesz mi mieć przyjaciół?!
-Teraz też od razu do niego pędzisz, bo ani chwili bez niego nie możesz wytrzymać! A my, starzy przyjaciele są już nieważni?!
-Jasna cholera, Ron! Mówiłam ci, byłam u kogoś innego i teraz też tam idę, a nie do Freda, by się z nim, jak to ująłeś ‘obściskiwać’! Jesteście dla mnie bardzo ważni i nigdy o was nie zapomnę.
-Jakoś to teraz robisz!
- Czy raz na jakiś czas nie mogę się spotkać z kimś innym?! Jest gdzieś zapisane, że Hermiona Granger zawsze musi być z Ronem Weasley’em i Harry’m Potter’em?!
- Wszyscy uważają, że przesadzasz, że cię tracimy!
-Z tego co zauważyłam Ronald to tylko ty masz jakiś idiotyczny problem z tym, że mam innych przyjaciół!
- A czemu tak nie chcesz powiedzieć do kogo idziesz, co?!
-Bo jest to związane z wiesz… - szatynka ściszyła głos. Miała nadzieję, że teraz chłopak zrozumie o co chodzi. Nie chciała krzyczeć na cały Express, że ma siostrę.
-No właśnie nie wiem! Może niech Fred  mi powie, skoro już on wszystko o tym wie! Skoro to do niego rzucałaś się z płaczem, gdy pisali do ciebie rodzice! On już pewnie wszystko wiedział!
-Ron, czy ty słyszysz samego siebie?! Uspokój się!
-Może ty go w ogóle kochasz, co?! – tym pytaniem totalnie zbił ja z tropu. Kilka razy mrugnęła wściekle i obdarzyła gryfona takim wzrokiem, że gdyby mógł zabijać, to każdy już składałby kondolencje państwu Weasley.
- A nawet jeśli bym kochała Freda, to co ty masz do tego Ronald?! Co się tak patrzysz tymi idiotycznymi gałami?! Tak, tak, tak! Zgadłeś! Kocham Freda, zaraz pójdę się z nim obściskiwać! W ogóle to mamy zamiar się pobrać! I będziemy mieli piątkę cudownych dzieci! I te dzieci też będą miały dzieci i będziemy jedną, wielką i cholernie szczęśliwą rodziną! I jeszcze z Fredem razem umrzemy i będziemy, kurde, w jednej trumnie sobie leżeć, a ty Ron będziesz sam jak palec na drugim końcu cmentarza! Taki jest właśnie mój plan na życie!
Hermiona gwałtownie otworzyła drzwiczki przedziału, przy którym stała i weszła do niego, nie zważając na to czy ktoś jest w środku, czy nie. Zatrzasnęła wściekle drzwiczki i odwróciła się do środka. Przejechała wzrokiem po zdziwionych twarzach trójki, siedzącej na fotelach. „Lepiej nie mogłam trafić’. Po prawej stronie przy oknie siedział George, obok niego Lee Jordan. Po lewej stronie przy drzwiach siedział, nie kto inny jak główny powód kłótni między nią a Ronem, czyli Fred Weasley. Gdyby nie to, że już była czerwona z wściekłości, każdy by zauważył rumieńce na jej twarzy. „Czyli Fred słyszał wszystko… Genialnie po prostu.”. Nawet nie spytała tylko po prostu usiadła przy oknie. W przedziale zapanowała cisza, którą przerwało ciche chrząknięcie:
-Zamierzamy mieć piątkę dzieci?
-Jakiś problem?
-Nie no skąd, mi się podoba.
Gryfonka popatrzyła spod łba na bliźniaka, który uśmiechał się niewinnie. Momentalnie cała złość przeminęła i wybuchła śmiechem, a za nią reszta chłopców. Nie mogli przestać się śmiać przez dobre kilka minut. Hermiona nie miała ochoty wracać do własnego przedziału i pomyślała, że siostra poczeka. Z chłopakami spędziła naprawdę miło czas. Co chwila śmiech wypełniał całe pomieszczenie, a Hermiona kilka razy musiała wycierać oczy. Lee sypał żartami jak z rękawa, a Fred i George przechodzili samych siebie przekomarzaniu się. Świetnie się z nimi bawiła i nawet nie zauważyła, kiedy dojechali do Hogwartu. Poleciała szybko do przedziału, by założyć szatę. Nie chciała wymieniać zdań z Ronem, którego o dziwo w przedziale nie było. Popatrzyła pytająco na Harry’ego i Ginny, którym sugerując po ich wyglądzie, samotność nie przeszkadzała.
-Ron po twojej odpowiedzi przyszedł tutaj, ale wtedy również na niego nakrzyczeliśmy …
-Bo nas tez wkurzył, więc pomamrotał cos do siebie i wyszedł. Typowe. – dokończyła wypowiedź okularnika Ginny.
-Przyjdzie i przeprosi, nie martw się Hermi. – poklepał ja po ramieniu okularnik – Ale nieźle odpierałaś ataki, my tutaj widzieliśmy doskonale reakcję Rona na twój plan na życie i uwierz mi…
-Takiego zdziwionego nigdy go nie widzieliśmy- para wesoło roześmiała się. Opuścili Ekspres i ruszyli w kierunku powozów. Dołączyli się do nich bliźniacy z Jordanem. Od razu zapanował weselszy nastrój, ale nie mógł trwać wiecznie.
-Kogo ohydnego moje piękne oczy widzą? Tęskniłaś szlamo?  -wszyscy powoli odwrócili się do blondyna. 
- A miało być już tak miło, a ty się znowu przyplątałeś. –szatynka teatralnie westchnęła.
Gryfoni stali wpatrzeni w slizgona. Hermiona mierzyła pogardliwym wzrokiem Malfoya, który patrzył na nią z lekkim uśmieszkiem. Nagle slizgon kiwnął lekko głową, a przyjaciół dziewczyny obwiązały niewidzialne sznurki. Kilka osób upadło, gryfonka nawet nie zauważyła dokładnie kto. Szatynka podbiegła przerażona do Lee Jordana, który stał najbliżej, ale jak tylko próbowała chłopaka uwolnić, jakaś siła odepchnęła i poleciała prosto w ramiona ślizgona, który ją złapał, zatrzymując ja przed upadkiem. Natychmiast odepchnęła się od chłopaka, który uśmiechał się ironicznie.
-Co tak na mnie lecisz Granger? Wyładniałem?
-Puść ich! Słyszysz kretynie!? – dziewczyna wskazała ręka na związanych przyjaciół, którzy próbowali się wyswobodzić z więzów. Osoby, które upadły, jakimś cudem wstały i szamotały się teraz z sznurkami.
-Wtedy nie byłoby zabawy…
Chłopak szarpnął gryfonkę za nadgarstek, przyciągając do siebie. Na jej twarzy pojawił się widoczny grymas bólu, gdy slizgon mocniej ścisnął jej rękę. Związani gryfoni zaczęli się gwałtownie poruszać. Chłopcy zaciskali pięści i wykrzykiwali w stronę chłopaka różne obelgi. Najbardziej wydawała się jednak waleczna Ginny, która czerwona ze wściekłości na twarzy, zaczęła podskakiwać i miotać się na wszystkie strony:
-Pożałujesz Malfoy! Tkniesz ją tylko, a obiecuję, że ta twoja tłusta, arystokracka dupa wyląduje za oceanem!
-Zamknij się Weasley! To na czym stanęliśmy szlamo? – chłopak wykręcił je boleśnie rękę i przyłożył jej różdżkę do piersi, która niespodziewanie znalazła się w jego dłoni. Wszyscy zamarli. Hermiona odwróciła głowę i popatrzyła przerażona na przyjaciół, po chwili jednak uśmiechnęła się lekko do nich, pi z powrotem skierowała się do ślizgona. Zebrała sobie całą siłę jaką miała i drugą ręką wcelowała w brzuch chłopaka. Blondyn momentalnie wypuścił nadgarstek szatynki, która natychmiast wyjęła różdżkę i skierowała ją na krzyczącego z bólu blondyna. Drugą ręką rozmasowywała obolałą rękę, ale ból minął, gdy zobaczyła wykrzywionego Malfoya. Uśmiechnęła się lekko, nie kryjąc zadowolenia, a obecni gryfoni po prostu wybuchli śmiechem.
-Pożałujesz Granger!
-Po raz który mi to mówisz? To się robi nudne.
-Zamknij się szlamo. Szkodami marnować czasu na ciebie i tych zdrajców krwi.
-Odszczekaj to!
-Uważaj do kogo się zwracasz, Granger!
-Zwracać to mogę jedzenie na twój widok!
-Prędzej mi oczy wypadną, jeśli będę dłużej na ciebie patrzył!
-Merlinie – dziewczyna dramatycznie złapała się za głowę - mój mózg nie wytrzymuje twojej głupoty, Malfoy!
-Twój mózg? Ty w ogóle masz coś takiego?
-W przeciwieństwie do ciebie, owszem mam.
-Mhm, wielkości orzeszka! Weasleyowie mają więcej pieniędzy niż ty rozumu!
-Dobrze ci radzę Malfoy, spadaj stąd dla swojego dobra! Myślałam, że nauczyłeś się czegoś po trzeciej klasie. – szatynka skrzyżowała wyzywająco ręce na piersi. – A teraz idź sobie, bo będę celowała znacznie niżej! Zrobię przysługę temu światu, by następni palanci się nie rozmnażali!
-A co, byłabyś chętna, by mi pomóc?
-Nie schlebiaj sobie, Malfoy. Prędzej już bym umarła!
-W tym roku na pewno twoje życzenie się spełni, szlamciu.
-Już się ciebie boję tleniona fretko!
-To nie mnie powinnaś się bać.
-Naślesz na mnie tatusia? O nie, zaraz się ze strachu posikam!
-Nie chodzi mi o moja rodzinę, szlamo. Śmierciożercy również się stęsknili, szczególnie jedna taka miła pani. - na chwile Hermionie zamarło serce. Bellatrix Lestrange. Popatrzyła się lekko przerażona na przyjaciół, nie wiedząc zupełnie jak zareagować. Gryfoni też mierzyli zaskoczonym wzrokiem Malfoya, który jak wyraźniej miał wielki ubaw z tej sytuacji. –  Nie będziesz musiała długo czekać, niedługo się spotkacie. Żegnaj Granger.
Ślizgon zniknął w mroku, zostawiając gryfonów w osłupieniu. Po krótkiej chwili ciszy dziewczyna bez słowa zaczęła rzucać jakieś zaklęcia na niewidzialne sznurki, które cały czas trzymały jej przyjaciół. Na koniec jeszcze Harry miotał się z liną.
-Nie martw się, nie pozwolę, by ona ci cokolwiek zrobiła. Nie bój się, nikt z nas nie pozwoli. – Wybraniec uśmiechnął się pocieszająco patrząc na przyjaciół, którzy ochoczo kiwali głowami.
-Ja się nie boję – szatynka zaprotestowała -  Po prostu zaskoczył mnie. Ale dziękuję.
-Może powiedział to tak, by cię zastraszyć i spokojnie uciec. Tez bym uciekał tak przerażony, gdybym dostał tak w brzucho! Dziewczyno, masz talent! – Jordan machał z wrażenia rękami.
– Niby pani prefekt, a tu taka wojowniczka! Prawdziwa gryfonka! -George roześmiał się wesoło, a grupa mu zawtórowała, sprawiając, że Hermiona zarumieniła się lekko. Papugowali jeszcze Malfoya i w o wiele lepszym humorze poszli powozów, a jak z nich wysiedli od razu skierowali się do Wielkiej Sali. Mimo że szatynka nie starała się zepsuć nastroju innych była lekko zaniepokojona. Trzymała się z tyłu grupki, jednak po chwili podszedł do niej wysoki rudzielec.
-Nie pozwolę, by cię skrzywdziła. – Fred opiekuńczo objął dziewczynę ramieniem. Hermiona popatrzyła na bliźniaka. Zdziwiła się, widząc, że ich twarze były teraz tak blisko siebie. Wzięła głęboki oddech, zakłócając chwilową ciszę. Zatopili się w swoich oczach, nie zwracając uwagę na nic więcej. Zostali sami na korytarzu, bo wszyscy uczniowie znaleźli się już w Wielkiej Sali. Dziewczyna czuła przyjemne ciepło, które powoli obezwładniało każdą najmniejszą część jej wiotkiego ciała. „Czemu on ma takie hipnotyzujące oczy?”. Szatynka miała wrażenie, że tysiące motylków w jej brzuchu odtańcują przeróżne marsze radości. Była w stanie policzyć jego każdy, najmniejszy pieg. Chłopaka przeszywały ciepłe dreszcze, a w głowie szalała tylko jedna myśl- „Jaka ona jest piękna…”. Serca biły jak szalone, prawie wyskakiwały z piersi młodych gryfonów. Chłopak popatrzył na malinowe usta Hermiony, po czym znowu wpatrzył się w jej czekoladowe tęczówki. Objął rękami jej biodra, mocniej przyciągając dziewczynę, w obawie jakby miała zaraz uciec. Już prawie, dosłownie parę milimetrów…



UWAGA NA MNIE!
Wiem zakończenie straszne, ale teraz sprawa ważniejsza. Obrażę się, jeśli mi nie pomożecie, bo jestem w tak zwanej kropce:( Mam do Was kilka pytań i proszę, żebyście mi na nie odpowiedzieli, bo to może w dużym stopniu dotyczyć przyszłości bloga, bo już sama nie wiem co poradzić.
Otóż, czy ja nie daję za dużych rozdziałów? Może powinnam dawać krótsze? Bo wydaje mi się, że upycham za dużo akcji jak na rozdział, a nie wiem, czy to dobrze. Może sama już przesadzam i nie wiem co z tym fantem zrobić, dlatego tak mi zależy na Waszej opinii.
Jak pisać te cholerne "sceny miłosne"? Nie chodzi mi tu o to słowo na "s" i kończące się na "eks", ale mam na myśli to co zaprezentowałam Wam kilka linijek w górę. Czy takie opisy w ogóle coś fajnego dały? Czy się Wam to spodobało? Bo w miłosnych opisach jestem zacofana:')
I to chyba tyle:) Proszę o szczere odpowiedzi:)
Całuski kaktuski<33
~Kate