poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział IX

Bum cyk cyk, weny twórczej wielki come back!
Dziękuję bardzo za Wasze wszystkie komentarze, które zmotywowały mnie do pracy! Naprawdę, mam wrażenie, że wstąpiły we mnie nowe siły. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Ale zanim przeczytasz rozdział, mój drogi czytelniku, mam dla Ciebie kilka wskazówek.
1. Musiałam zmienić troszeczkę kilka rzeczy i rodzice Hermiony oboje byli aurorami.
2. Zmieniłam troszeczkę otoczenie akcji:)

I teraz kilka, ważnych powodów, dla których rozdział jest już dzisiaj ! A więc:
1. właśnie wybiło 3000 wyświetleń! DZIĘKUJĘ KOCHANI<3
2. Mój kochany Leonardo wygrał Oscara, jupi jupi jupi!
3. Niestety nie jest tak kolorowo, bo moja najukochańsza aktorka (po której mam moją nazwę) nie dostała nagordy:( a mianowicie Kate Winslet nie może się cieszyć złotym Oscarkiem:'( ale przynajmniej Leo wygrał<3
Nie przedłużając, oto rozdział.


ROZDZIAŁ IX

W połowie wakacji cała rodzina wraz z Hermioną i Harry’m przenieśli się do domu Syriusza Blacka, który był Kwaterą Główną Zakonu Feniksa. Okazało się, że to tajna organizacja przeciwko Voldemortowi. Dzieci pomagały tam w sprzątaniu całego domu, ale na posiedzenia Zakonu zostali wypraszani, co bardzo się im nie podobało. Tak jak zawsze dorośli zamknęli się w kuchni na dole, a młodszych wysłali na górę. Hermiona siedziała na ziemi, czytając książkę. Ku jej ogromnemu zadowoleniu Syriusz miał wielką bibliotekę, pełną ciekawych lektur. Harry, Ginny, Ron i Fred grali w Eksplodującego Durnia, a George skrobał coś na kawałku papieru. Ginny popatrzyła się na niego z nadzieją:
-George? Przyłączysz się do nas może? –chłopak tylko popatrzył na nią i pomachał przecząco głową, po czym znów zaczął coś zawzięcie skrobać na pergaminie. –Co ty tam tak zapisujesz?
-Listy do Luny pisze nasz romantyk! – Fred zapiał jak operowy śpiewak, łapiąc się za serce. Po czym głośno roześmiał się, a za nim reszta gryfonów oprócz zaczytanej szatynki. George tylko wymruczał coś na znak zaprzeczenia, ale co miał zaprzeczać? Do dziewczyny codziennie pisał listy, które wysyłał potem pan Weasley z Ministerstwa, ponieważ to było zbyt niebezpieczne wysyłać z Grimmauld Place. Bardzo tęsknił za blondynką, podobnie jak ona za nim, co wyrażała w swoich listach.  Hermiona podniosła wzrok znad zapisanych drobny makiem stronic i popatrzyła na rudzielca, uśmiechając się miło. Uważała, że z Luną niesamowicie do siebie pasują. Rozmyślanie nad ową parą przewał Alastor Moody, jeden z członków Zakonu Feniksa, który wszedł do pokoju dzieci:
-Jak tam u was, moje kochane dzieciaczki? – wszyscy popatrzyli się zdziwieni na aurora. Kto jak kto, ale on nie należał do osób wylewnych i stwierdzenie „moje kochane dzieciaczki” nie pasowało do niego. Zmierzył swoim szklanym okiem całą zaskoczoną gromadkę i prychnął jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem. – Nie przyszedłem tutaj na jakąś pogadankę. Molly kazała być miła, nie szczerz się tak Potter, to ostatni raz kiedy usłyszeliście ode mnie takie słowa. Przyszedłem tylko po Granger.
-Przepraszam? – szatynka zapytała się zaskoczona.
-Nie przepraszaj, tylko ruszaj się, wszyscy na ciebie czekają. Odstaw tą książkę i chodź.
Hermiona posłusznie wstała i rzuciła ostatnie zdziwione spojrzenie przyjaciołom, którzy tylko wzruszyli ramionami. Szalonooki przepuścił ją w drzwiach i sam mierząc jeszcze swoim przerażającym wzrokiem pozostała trójkę gryfonów, zatrzasnął drzwi. Dziewczyna czekała na niego na korytarzu. Ten tylko prychnął znowu niezrozumiałe słowa i kazał szatynce iść na dół. Gryfonka ostrożnie stąpała po skrzypiących schodkach. Myśli jak rozszalałe biegały jej po głowie, a na plecach poczuła stróżkę potu, powoli spływającą wzdłuż kręgosłupa. Połknęła głośno ślinę. Co chciał od niej Zakon? Po co była im potrzebna? Żadna racjonalna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy. Alastor cały czas za nią szedł, co potwierdzały tylko głuche stuknięcia o podłogę jego drewnianej nogi. Hermiona mogła przysiąc, że czuje na sobie palący wzrok szklanego oka aurora.  Dochodzili już do drzwi kuchni skąd było słychać podniesione głosy. Gryfonka rozpoznała głos ojca chrzestnego Harry’ego, czyli Syriusza Blacka, a także państwa Weasley i Remusa Lupina, również przyjaciela Syriusza i ojca Harry’ego. Krzyki były dość stłumione przez drzwi, ale można było się domyśleć, ze ostatnia trójka jest przeciwna poglądom Blacka, który musiał się z tego powodu awanturować. Zapukała, ale nikt jej nie usłyszał. Moody tylko pokręcił głową i bez żadnych skrupułów otworzył drzwi na oścież, wchodząc do środka i przerywając przy okazji Blackowi.
-Ona ma prawo wiedzieć! – mężczyzna zamrugał kilka razy i popatrzył się miłym wzrokiem na nowoprzybyłą szatynkę. Jego ton głosu od razu się zmienił. – Cześć Hermiono.
-Dzień dobry wszytskim. –gryfonka uśmiechnęła się miło, patrząc na resztę Zakonu. Syriusz siedział samotnie u szczytu stołu, a palcami wystukiwał jakiś rytm o własne kolana. Lupin nerwowo zaciskał kciuki, a wzrok miał zamglony, mimo to na jego twarzy pojawił się cień wymuszonego uśmiechu. Obok Remusa siedziała Nimfadora Tonks, której wściekle różowe włosy teraz były lekko różowe, jakby zawstydzone. Artur Weasley stał przy drugim krańcu stołu, obejmując panią Weasley, która uśmiechnęła się najszczerzej jak umiała do szatynki. Bill i Fleur siedzieli w kącie, a Kingsley stał oparty o jakąś szafkę. Szalonooki kilka razy tupnął swoją drewnianą nogą, zwracając na siebie uwagę.
-Zostają tylko najbliżsi reszta won, nie róbmy sztucznego tłumu.- Auror przejechał wzrokiem po zebranych. Syriusz zerwał się z miejsca.
-Ja zostaję!
-O nie, Łapo, jeszcze… - zaczął powoli Lupin.
-Jeszcze co?! Jeszcze co?! Zostaję, powiedziałem! Nie pozwolę, byście namieszali Hermionie w głowie! Poza tym czuję się za nią odpowiedzialny i nie pozwolę, by jakieś imbecyle…
-Black! – zagrzmiał Moody, uprzedzając Lupina, który już otwierał usta – Zostaje Molly, Artur, Lupin, ponieważ on ma większość informacji…
-A ja to co?! Mam pusto we łbie?!
-Syriuszu! – uniósł się Remus. – Zostaniesz, jeśli się uspokoisz. – mężczyzna mruknął tylko cos pod nosem i usiadł na miejscu. – Dobrze, więc zostaje nasza czwórka i Hermiona, a wy idźcie do pokoju obok.
Szuranie krzeseł, tupot kilku par stóp,  trzask drzwi i zostali sami. Gryfonka popatrzyła się podejrzanie na zebranych. Państwo Weasley wyczekująco patrzyli się na Lupina, a Syriusz skupił swój wzrok na krawędzi stołu. Niezręczną ciszę przerwała Molly Weasley:
-Remusie, powiedz o co chodzi.
-Czy cos się stało?- zapytała szatynka z nutką ciekawości w głosie, skutecznie stłumionej przez strach. Lupin skierował na nią swoje zielone oczy przepełnione smutkiem. Głośno westchnął.
-Hermiono, może zacznę od tego, że… całe dzisiejsze spotkanie Zakonu dotyczyło twojej osoby. Wiele dyskutowaliśmy na twój temat i doszliśmy do wniosku, za prośbą Dumbledore’a, że musimy udzielić ci kilka informacji, których wcześniej nie wiedziałaś. Może zacze od tego, że Hermiono, chodzi o to, że my wiemy, cały Zakon wie o tobie i o twoich rodzicach, i siostrze. – dziewczynie nagle zaschło w gardle. Czuła się jakby wielka, koścista ręka zaciskała się na jej płucach, uniemożliwiając oddychanie. Nie wiedziała czy jest bardziej przerażona, czy zdziwiona. Remus kontynuował swoim spokojnym głosem – Twoi rodzice należeli do nas, do Zakonu Feniksa. Dumbledore uznał, a my się z nim zgadzamy, że nie powinnyśmy podawać ci ich nazwisk.
Lupin popatrzył współczująco na szatynkę. Łzy zaczęły same kapać z oczu, a usta niebezpiecznie drgać. Przez całe życie była okłamywana, a teraz gdy poznała prawdę, nie chcą jej powiedzieć kim byli jej biologiczni rodzice. Wielki żal i smutek powoli ogarniał dziewczynę od środka, obezwładniając każdą komórkę ciała szatynki. Miała ochotę wstać i krzyczeć, ale zarazem miała też ochotę usiąść i płakać, odsunąć się, uciec od tego zakłamanego świata. Szloch wzbierał na sile, wprawiając całe ciało dziewczyny w drgania.  Poczuła jak czyjeś silne ramiona obejmują ją, a czyjaś dłoń głaszcze jej napuszone włosy, próbując uspokoić łkanie.
-To co robicie, to wielki błąd, Lupinie – powiedział powoli Łapa, przytulając cały czas płaczącą gryfonkę do piersi – Hermiona powinna wiedzieć! Ma prawo, by po tylu latach dowiedzieć się chociaż jak się nazywali jej prawdziwi rodzice! –Syriusz podniósł głos.
-Black, dobrze wiesz, że to dla jej bezpieczeństwa! Sam-Wiesz-Kto…
-Voldemort, Lupin, ona ma na imię Voldemort. – wtrącił Syriusz, powodując lekkie wzdrygnięcie przyjaciela i państwa Weasley. – A co nasz kochany Voldzio może jej zrobić?! Przez tyle lat nie skojarzył jej z jej rodzicami, których sam zabił! A teraz nagle go oświeci, czy co?! – Hermiona na wzmiankę o Czarnym Panu, zabijającym jej rodziców, znów zaniosła się płaczem, wtulając się jeszcze bardziej w starą koszulę Łapy. – Hermionka powinna wiedzieć, mówię po raz ostatni.
-Niestety, Syriuszu, musisz uszanować decyzję Dumbledore’a, nawet jeśli się z nią nie zgadzasz.
-Prędzej czy później dowie się prawdy, nie zajmie jej długo, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, Remusie – powiedział Łapa, patrząc na przyjaciela –Jest dokładnie taka sama jak Mar…
-Black! –krzyknęła razem cała trójka, przerywając mężczyźnie.
-Nie róbcie z tego takiej afery! Jest dokładnie taka sama jak ona, a ciekawość i zaradność również odziedziczyła po niej. Nie widzicie? Przecież z charakteru to cała ona. -dodał już spokojnym tonem mężczyzna, po czym usadowił dziewczynę na krześle, a sam usiadł naprzeciw niej, ściskając jej ręce – Hermiono, posłuchaj mnie teraz proszę. – szatynka podniosła zapłakany wzrok na Blacka. - Nie powiem, że wiem jak się czujesz, bo ja nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Jedyne co mogę powiedzieć, to musisz być dzielna, musisz jakoś to przetrwać. –Syriusz poprawił niesforne pasemko włosów dziewczyny, wkładając je za ucho -Może to być trudne, ale ja wierzę, że dasz radę, bo jesteś silną osobą i wiem, że nigdy się nie poddajesz, Hermiono, za co bardzo cię podziwiam. Dlatego nie płacz już, mała. – dziewczyna zaczęła się powoli uspokajać. Oddech jej się wyrównał, a ręce przestały trząść. – Dzielna gryfonka – Łapa objął szatynkę, tarmosząc przy okazji jej włosy.
-Czy jest jeszcze cos jeszcze co muszę wiedzieć? – wyszeptała cichutko Hermiona – Chciałabym przemyśleć teraz to wszystko.
-Chciałam Ci tylko powiedzieć, kochaniutka – zwróciła się do niej pani Weasley – że na Święta jesteś mile widziana u nas w domu i na wakacje też. Póki nie dorośniesz możesz spokojnie u nas przebywać i nie to nie będzie żaden kłopot. – dodała szybko Molly, widząc, że szatynka już otwierała usta.
-I do mnie możecie z Harry’m wpadać czasem na Święta, nie obrażę się.- dodał wesoło Syriusz. Dziewczyna wyswobodziła się z uścisku mężczyzny i skierowała się ku drzwiom – Jakbyś czegos potrzebowała, Hermionko, to do mnie zawsze możesz się zwrócić o pomoc.
-Dziękuję –uśmiechnęła się miło – i dziękuję tez za tą rozmowę, mimo że chciałabym się dowiedzieć więcej o rodzicach.
-Innym razem coś tam poopowiadam – puścił jej oczko Syriusz, karcony spojrzeniem Lupina. Gryfonka wyszczerzyła zęby i wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Skierowała się na górę schodów, gdy nagle jakaś nitka dotknęła jej policzka. Dziewczyna złapała szybko przezroczysty, cieniutki sznureczek i powędrowała palcami wzdłuż nitki do dołu. Na podłodze leżało sztuczne ucho. Ale to nie było byle jakie ucho. Ucho Dalekiego Zasięgu – wynalazek bliźniaków Weasley. Hermiona z bijącym sercem popatrzyła się z bólem ku górze schodów, by zobaczyć widok, którego tak bardzo nie chciała zobaczyć. Na drugim końcu sznurka patrzyło na nią kilka par przerażonych i zawstydzonych oczu. Szatynka poczuła jak słone łzy znowu torują sobie drogę na jej policzkach. Zerwała sznureczek i cisnęła w kąt magiczne ucho. Z biegiem ruszyła na górę schodów, mijając jej przyjaciół, którzy starali się ją przeprosić, porozmawiać. Dziewczyna zatrzymała się przy swoim pokoju i popatrzyła na nich z wielkim smutkiem i żalem malującym się w każdym milimetrze jej czekoladowych tęczówek.
-Jak mogliście?
Szepnęła, po czym weszła do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Rzuciła się na łóżko, ponownie tego wieczoru, wybuchając płaczem.




Puf! Może troszkę nudno i krótko, ale ja dopiero wracam do siebie po kryzysie weny, więc zrozumcie, że ten rozdzialik nie będzie bum, fajerwerki, radość i dzikie tańce. Taki trochę smutas, ale miałam potrzebę napisania czegoś takiego, a wena nie sługa:/
5 komentarzy i rozdział w piątek!
 ~Kate

środa, 24 lutego 2016

Rozdział VIII

Witam, witam,
Bez dłuższego wstępu daję rozdział, trochę ponudzę pod nim, a teraz miłej lektury moje robaczki świętojańskie (jak to mówi moja pani od biologii:') )


ROZDZIAŁ VIII

-Co do jasnej ciasnej tu się dzieje?!
Szatynka popatrzyła się przerażona na kuchnię, która teraz nie przypominała tego, co miała przypominać. Nie wiedziała czy się śmiać, czy raczej złościć, ale to drugie odczucie, w głowie zawsze racjonalnie myślącej panny Granger, stanowczo wygrało. A co było powodem gniewu naszej gryfonki? Otóż wszystko wokół (łącznie z ludźmi w kuchni) było poobklejane klejącą się masą krówkową. Grube warstwy krówki pokrywały większość pomieszczenia. Jej przyjaciele starali się wydostać, ale każdy ruch powodował zgęstnienie masy przez co bardziej wpadali do środka tego wielkiego czegoś. Przez kilka pierwszych minut Hermiona nie potrafiła nic powiedzieć, a jej twarz powoli przybierała kolor dojrzałego pomidora.
- Fred, George co zrobiliście?! – szatynka popatrzyła wściekła na bliźniaków. Ci odpowiedzieli jej oburzonym wzrokiem.
-Czemu zawsze my?! –wykrzyknęli równo.
-Te stereotypy są bardzo krzywdzące, prawda Forge?
-Prawda, Gred! – bliźniacy pokiwali wspólnie głowami, na co szatynka tylko wywróciła oczami.
- Ale jak nie wy to kto? -Dziewczyna rozejrzała się po zebranych .Luna była przyklejona do George’a (co chłopakowi akurat nie przeszkadzało), Harry przykleił się do lodówki, a Ginny i Ron zakleili się plecami. Fred leżał na stole, a z nosa leciała mu krew. -Merlinie, Fred krwawisz! -Hermiona starała się podejść do chłopaka, ale wielki krówkowy bąbel tarasował jej drogę. – Dobra, potem ci pomogę, a teraz mi powiedzcie co tu się stało?!
-Gdybyśmy to wiedzieli… - mruknęła Ginny.
Gryfonka obserwowała bacznie każdego z osobna. Wszyscy byli zaskoczeni, wręcz przerażeni sytuacją, oprócz jednej osoby, którą zdradziły czerwone jak buraki policzki. Szatynka skierowała na niego oskarżycielski wzrok i splotła ręce na klatce piersiowej.
-Nigdy nie byłeś dobrym aktorem Harry. -Momentalnie wszyscy, wyjątkowo wściekli popatrzyli się do okularnika. Chłopak jeszcze bardziej się zawstydził, a okulary zsunęły mu się z nosa. Hermiona pokiwała współczująco głową– Teraz następuje chwila, kiedy winny się tłumaczy.
-Więc…
-Na zaczyna się zdania od „więc”, Harry – upomniała go szatynka, przy okazji rozładowując lekkie napięcie w kuchni. Okularnik tylko przewrócił oczami :
-W ten sposób nigdy się nie dowiecie, co się stało.
-Chciałam trochę rozładować tą kleistą atmosferę. - odpowiedziała Hermiona, akcentując przedostatnie słowo. Ginny, jedyna rozumiejąc gryfonkę, roześmiała się serdecznie.
-Ale sucharami walisz, Hermi! Aż się z tego suchara pokruszyło! - tym razem młoda Weasley'ówna poruszyła w zabawny sposób brwiami, doprowadzając obie przyjaciółki do śmiechu. Reszta, nie do końca rozumiejąc co się dzieje, popatrzyła na dziewczyny przerażona i zaskoczona. - Dobra, Harry, kontynuuj. -wydukała rudowłosa, pomiędzy napadami śmiechu.
-Dziękuję - chłopak chrząknął - Otóż miałem kilka krówek ciągutek przy sobie i chciałem je roztopić, byśmy mogli zrobić takie wafelki, bo mówiłaś, Hermiono, że gdy byłaś mała i smutna to twoja babcia robiła ci wafelki z toffi i ja chciałem cię w ten sposób pocieszyć. Włożyłem krówki do mikrofalówki, w ogóle co ona tu robiła, przecież to mugolski wynalazek, ale to chyba sprawka pana Weasley’a…
-Harry! – monolog bruneta przerwał Ron.
-Dobra, dobra wracam do tłumaczeń, więc ona wybuchła przez co mnie odepchnęło i przykleiło do lodówki, a Fred który stał też blisko dostał jakąś częścią tej mikrofali w twarz, dlatego mu leci krew.
-Tak właśnie było – pokiwał głową poszkodowany bliźniak – To był nasz wspólny plan, bo chcieliśmy cię pocieszyć po prostu. Ale chciałbym też zaznaczyć, że policzek mi drętwieje, a krew mi cały czas leci, więc Mionka zrób coś szybko.
-Ale czemu ta mikrofalówka eksplodowała? – Luna popatrzyła się po zebranych.
-Żebyś się kochanie pytała.- George uśmiechnął się szarmancko i pocałował blondynkę w głowę, na co ta machnęła, najsilniej jak umiała prawym ramieniem, które było na wysokości brzucha George’a.  –Ała! Luna! To bolało!
-I miało boleć – dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
-Od kiedy ty się stałaś taka agresywna? Ktoś ma na ciebie zły wpływ!
-Ja doskonale wiem kto.
-No kto?
-Mój kochany chłopak. – odparła z ironią.
-Aha, przyznałaś się ! – chłopak zaczął podskakiwać (na tyle, na ile pozwalała mu krówka), a że cały czas był przyklejony z krukonką, ona, chcąc nie chcąc, też zaczęła podskakiwać – Nazwałaś mnie swoim chłopakiem, teraz już nie zaprzeczysz!
-Oj, zamknij się. – wszyscy wybuchli śmiechem, a bliźniak jeszcze raz cmoknął blondynkę w głowę, na co ta pokryła się delikatnym rumieńcem– A teraz kto mi odpowie?
-Ona była już stara, więc w każdym momencie mogła zrobić bum! – powiedział Ron – A że akurat trafiło się to teraz, to jak to mawia nasza kochana profesor Trelawney , to przypadek naszego nieodgadniętego losu! –chłopak świetnie naśladował nauczycielkę wróżbiarstwa - Ej –powiedziawszy to, odgryzł kawałek krówki, którą był pokryty – tfo jeft smacne!
-Ronald, jesteś obrzydliwy! Jeszcze zaraz mnie zjesz! –Ginny starała jak najdalej odsunąć się od brata, ale krówka jej na to nie pozwalała.
-Drętwieje mi już cała szczęka – mruknął Fred .
-Dobra, dobra, ale co mam teraz zrobić, może wasza mama ma coś w szafkach na klejące rzeczy… -Gryfonka poszperała w szafkach, które nie były pokryte masą. – Przepisy, przepisy, przepisy… -mruczała dziewczyna, odsuwając książki kucharskie na bok – O, mam jakiś proszek!
Szatynka otworzyła fioletowe opakowanie po czym rozsypała troszkę srebrzystej zawartości na Harry’ego, który stał najbliżej. Krówka zaczęła się momentalnie kurczyć i po chwili zniknęła, zostawiając Wybrańca samego, chociaż on sam był cały w klejącej masie. Hermiona posypała resztę osób, które uwolniły się z krówkowej sieci.
-Wasza mama umie wszystko przewidzieć. Dobra idźcie się teraz umyć i przebrać. – dziewczyna pokazała palcem na schody – Nie dotykajcie niczego, nie chcemy mieć domu z toffi. – wszyscy grzecznie skierowali się na górę – Fred, ty zostajesz! – rudzielec popatrzył na nią zdziwiony – Trzeba cię opatrzyć, siadaj na stole. - Chłopak posłusznie usiadł i patrzył jak dziewczyna szuka opatrunków. Po chwili podeszła do chłopaka z apteczką w ręku. Stanęła przed nim i popatrzyła się na lecącą krew, jak się okazało nie z nosa, ale z zadrapanego policzka i na całą prawą część szczęki, która była mocno spuchnięta. Chłopak uśmiechnął się rozmarzony, patrząc na Hermionę, która wyglądała przepięknie, gdy marszcząc swój nosek, przypatrywała mu się z troską w jej czekoladowych tęczówkach. Dopiero po chwili bliźniak się zorientował, że szatynka coś do niego mówi.
-Zaraz, co, co mówiłaś?
-Pytałam, czy bardzo boli. Zaczynam się o ciebie martwić. – popatrzyła się współczująco Hermiona. –Więc powtórzę jeszcze raz: boli bardzo?
-Nie tak bardzo – bolało cholernie, ale Fred Weasley nie przyzna się przed dziewczyną, że cokolwiek go boli.
-Dobra, muszę to przemyć na początku wodą, masz tu nadal ślady krówki.- szatynka podeszła do zlewu z chusteczką.
-Mionuś, wiesz że mogę zrobić to sam?
-Wiem, wiem, jednak bezpieczniej będzie jak ja to zrobię. Jeszcze wysadzisz sobie twarz.
-Nie przesadzaj, aż takim palantem nie jestem! – grfyonka zachichotała lekko – A co miał znaczyć ten śmiech, przepraszam bardzo? Oj panno Granger, bo się obrażę. –dziewczyna tylko pokiwała rozbawiona głową.
-Jak zaboli to ściśnij mi rękę– Podała mu dłoń, po czym delikatnie obyła twarz bliźniaka. Mimo bólu chłopak czuł rozpływające po jego ciele ciepło, gdy palce dziewczyny dotykały jego obolały policzek -Z rany przestała już lecieć krew, ale zakleję to plasterkiem na wszelki wypadek. –gryfonka poszperała chwilę w apteczce. Przeszukiwała całe pudełko kilka razy, ale patrzyła się tylko zawiedziona  - Kurczę, nie ma innego? –dziewczyna w ostatnim akcie desperacji wywaliła wszystko na stół. Znalazła tylko jeden plasterek. Jeden plasterek. Wiedziała, że męska duma nie pozwoli na to bliźniakowi, ale trzeba spróbować. Hermona wzięła głęboki oddech.– Fred, znalazłam tylko różowy w fioletowe kwiatki, może być? – chłopak popatrzył na nią oburzony, łapiąc się dramatycznie za serce.
-Nigdy w życiu!
-Fred, nie ma innego!
- Będę wyglądał jak dziewczynka!
-To dla twojego zdrowia!
-Wolę umrzeć, niż nosić różowe plasterki!
-Masz to założyć, koniec i kropka!
-Nie założę.
-Założysz.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak!
-Nie!
-Weasley!
-Granger!
-Weasley!
-Tak, ja jestem Weasley, ty jesteś Granger! Nic nowego! A plasterka nie założę!
-Fredzie Weasley…
-Hermiono Granger…
-Boże!
-Wystarczy ‘Fred’!
-Zabiję cię kiedyś, przysięgam!
-Uwierz mi, kwiatku, nie jesteś pierwszą osobą, która już to przysięgała. Będziesz musiała się ustawić w kolejce. – Bliźniak posłał dziewczynie rozbrajający uśmiech, który jeszcze bardziej wyprowadził ją z równowagi. Załamała ręce i dramatycznie wzniosła oczy ku górze. Ale po chwili wpadł do jej główki genialny plan, który musiał zadziałać. A jeśli nie, no cóż, trzeba będzie użyć siły, ale na to Hermiona popatrzyła krytycznie. Ona kontra Fred? Musi wypalić plan A.
-Freddie-dziewczyna zrobiła maślane oczka, uciekając do ostateczności. Ten chwyt wiele razy działał na jej starszych kuzynów, więc może i na niego zadziała - bądź grzecznym chłopcem, jutro już go zdejmiesz, to tylko na noc.
Chłopak zmiękł, gdy dziewczyna zdrobniła jego imię. W jej ustach tak pięknie to brzmiało! Mimo że nie lubił, gdy ktokolwiek się do niego w ten sposób zwracał, szatynka wymówiła to z taką czułością, troską, że mógłby godzinami słuchać jak mówi tylko to zdrobnienie. Niby niechętnie nadstawił policzek dziewczynie, która zadowolona z siebie nakleiła różowy plasterek.
-O jak ładnie wyglądasz! Proszę, na to spuchnięte miejsce przyłóż lód. – dziewczyna podała mu ręcznik z kostką lodu w środku. Sprzątnęła wszystko do półek, a podłogę umyła, po czy usiadła na stole obok chłopaka. Popatrzyła się na niego troskliwie - Źle trzymasz ten lód – Hermiona wyjęła mu z ręki ręcznik i sama przyłożyła mu do twarzy. -Lepiej trochę?
-Tak, dziękuję.
-Dzięki, że chciałeś mnie pocieszyć.
-Pomysł Harry’ego, ja się tylko dołączyłem.
-Nie kłam, Freddie – dziewczyna zeskoczyła ze stołu, stanęła naprzeciw rudzielca, by zmienić położenie lodu – Nigdy nie mówiłam o tym nikomu, dopiero powiedziałam tobie, po akcji z kontrolerem. George poszedł wtedy do łazienki, a my zaczęliśmy gadać o ulubionych ciastach i ciasteczkach z dzieciństwa. Innego normalnego tematu nie mogliśmy znaleźć. –dziewczyna roześmiała się.
- Po prostu nie lubię kiedy jesteś smutna – szatynka zarumieniła się, a w środku jej brzucha jeden motylek poderwał się do lotu – Lubię twój śmiech i to jak się śmiejesz, więc zasmuciło mnie okropnie, że znowu przez tego kogoś płakałaś, dlatego chciałem cię pocieszyć – to już nie był jeden motylek, ale całe stado buszowało w żołądku gryfonki.
-Dziękuję Fred, to bardzo miłe – Hermiona stanęła na palcach i ucałowała chłopaka w plasterek, na co on zaczerwienił się leciutko. „Wygląda przeuroczo, mimo że jest cały spuchnięty” – Boli nadal?
-Jeszcze jeden? – rudzielec uśmiechnął się szelmowsko i nadstawił drugi policzek, a Hermionę nie musiał długo prosić. Cmoknęła go delikatnie. – Już w ogóle nie boli.
-To się cieszę. Dobra lecę na górę, pójdź się umyć i też idź spać. Przy okazji przekaż reszcie, żeby oni tez kładli się już do łóżek. Dobranoc, Fred.
Dziewczyna lekko wbiegła po schodach, zostawiając bliźniaka samego.
-Branoc, Hermionko. – szepnął do siebie.




Zrozumiem, jeśli nie dożyję jutra. Zostawiłam Wam jakiś "fajny" przedsmak, a tu takie coś. Nie, nie podoba mi się, ale jakoś nie mogłam wpaść na nic innego. Mam wrażenie, jakbym została wrzucona do pralki i wyprana ze wszystkich pomysłów. Przepraszam Was, ten rozdział to klapa. Mam nadzieję, że następny bardziej mi wyjdzie, ale nie wiem. Trudność sprawia mi napisanie kilku słów, a co dopiero całego rozdziału. Oj, ogarnia mnie jakaś załamka.
Przepraszam, że tak się Wam wyżalam, mam nadzieję, że jednak zrozumiecie Kate w kłopocie:(
Jedyne co mnie jeszcze motywuje to Wasze komentarze, więc im więcej, tym może będzie lepiej:)
Dajcie znać co myślicie o tym czymś, co miało przypominać rozdział:/
No to nara nara moje robaczki! <3
~Kate

środa, 17 lutego 2016

Rozdział VII

Ajajajajaj, 2000 wyświetleń!
Umieram ze szczęścia. Dosłownie. Dziękuję wszystkim za te wyświetlenia i wszystkim, którzy komentują te moje pokręcone wpisy<3 Matko, nawet nie wiem co powiedzieć. NO PO PROSTU NIE WIERZĘ!<3
Zgodnie z obietnicą, gdy miały być 4 kom( a jest ich 5!<3) pod ostatnim rozdziałem miałam dodać nowy, więc dodaję :))
PS wspominam tylko, że akcja dzieje się przed piątą klasą Hermiony i siódmą Freda( Zakon Feniksa), bo wcześniej zapomniałam;)
PSS miłego czytania, na mnie czeka matematyka juhu!:/ w takich momentach najbardziej żałuję, że Hogwart nie istnieje i nie mogę się uczyć transmutacji, obrony przed czarną magią i zaklęć:((



ROZDZIAŁ VII

Pomiędzy Luną a George’em nie doszło to niczego więcej. Po jakimś czasie krukonka, dając całusa w policzek George’owi , poszła na górę. Zostawiła chłopaka samego na ławce, który uśmiechał się od ucha do ucha. Bliźniak przemyślał to co przed chwilą się zdarzyło. Jeszcze rok temu odnosił się do tej małej blondyneczki jak do idiotki, kogoś pomylonego. No w końcu to była „Pomyluna Lovegood”. Te wszystkie nargle i inne niestworzone rzeczy. Sam jej dokuczał, robił z niej żarty razem z Fredem. Ale nagle coś w nim pękło, gdy zobaczył jak starsi ślizgoni znęcają się nad tą istotką. Dobiły go wyrzuty sumienia, bo on przecież robił to samo! Zadziałał na niekorzyść starszych i od tego momentu zaczął z nią gadać. Potem jak się okazało, Luna i jego siostra się zaprzyjaźniły, z czego jeszcze bardziej się ucieszył, ponieważ mógł, oczywiście okazyjnie, spędzać z dziewczyną więcej czasu. Znajomość ta opierała się ogólnie na docinkach George’a, które Luna zręcznie odpyskowywała. Kto by pomyślał, że ta krucha dziewczynka jest taka waleczna? Cieszył się jak dziecko, gdy dziewczyna pojawiała się w obrazie ”Grubej Damy”, dosiadała się do stołu gryfonów lub przychodziła do Nory. Chłopak potrzebował, chociaż zobaczenia jej, by jego dzień stał się lepszy i po pewnym czasie zrozumiał, że może czuć coś do tej zafiksowanej osóbki więcej niż przyjaźń. Na jego twarzy pojawił się niewielki grymas, przypominając sobie, jak to nazwał Harry, ”napad” na Lunę po imprezie. Ale w końcu na dobre wyszło. Chłopak tylko bardziej wyszczerzył się i przymknął oczy, pozwalając słońcu na ogrzanie jego twarzy. Nagle coś poruszyło się w krzakach. Gryfon momentalnie poderwał się z miejsca, oczekując najgorszego. Poczuł chwilową ulgę, gdy zobaczył, że z krzaków wychodzi jego brat z Hermioną, ale po chwili zczerwieniał na twarzy. Nie zwrócił uwagi na to, że oboje byli przygnębieni i smutni, a Fred wydawał się także zły.
-Podglądaliście nas?!
-Na pewno lepiej niż wy nas – skwitowała szatynka.
-No ale podglądaliście! Cholera, mogłem się domyślić! Wiecie, że jest coś takiego jak prywatność?! No kurde, Fred!
-Weź się uspokój. Hermiona, gdzie idziesz? – zapytał smętnie Fred, patrząc za gryfonką.
-Do Luny.
To mówiąc szatynka zniknęła w drzwiach Nory. Fred zrezygnowany opuścił głowę. Kopnął przechodzącego obok gnoma, który wyleciał za ogrodzenie.
-Wszystko zepsułem! A było już tak blisko, już miałem jej wszystko powiedzieć!
-Zostawić was na chwilę samych...- wzruszył ramionami George – chociaż wcale nie zostawiłem was samych, to znaczy wy chyba nie chcieliście być beze mnie – chłopak zaśmiał się.
-Zamknij się, okej? Miona to zaproponowała.
-Co? Ona? Sprowadzasz ją na złą stronę brat, uważaj. Ale dobra przejdź do rzeczy, co zrobiłeś?
-Sam muszę na razie to przemyśleć, ok.? – bliźniak zrozumiale pokiwał głową – A teraz powiedz co tam z Luną? Widziałem, że się nie całowaliście, biedny Georgie…
-Spadaj gumochłonie! Tobie tylko jedno w głowie, zboczeńcu!
-E, nie wyjeżdżaj mi tu ze zboczeńcem!
-No ja nie wiem, co wy tam w krzaczkach z Hermioną… Dobra, brat, sorki, sorki!- George zręcznie uchylił się przed nadlatującą pięścią sobowtóra. –Jeśli nadal cię interesuje ma historia to słuchaj.Otóż było miło, bardzo miło, gadaliśmy, przeprosiłem ją za rano, ona powiedziała, że to już nieważne i jakoś tak… pogadaliśmy o tym wypadku po tej imprezie, a ona na to czy to było na serio, ja tak i ona się tak słodko zarumieniła i potem gadaliśmy i … dawno nie czułem się taki szczęśliwy! I wtedy ja zapytałem się czy chciałaby zostać moją no wiesz… dziewczyną… A ona tylko się uśmiechnęła i pocałowała mnie – George dotknął rozmarzony prawego policzka - Fred?
-Co?
-Pamiętasz naszą rozmowę? O tym „zakochaniu”?
-No, to co?
-Tak się właśnie teraz czuję. Czyli wygląda na to, że chyba jestem zakochany...
-Ja tez bracie, ja też… -Oboje usiedli na ławce i westchnęli głęboko. – Jak już się w coś wpakujemy..
-To zawsze razem – dokończyli we dwójkę.
 
Nadszedł wieczór. Wszyscy, oprócz  Hermiony, Ginny i Harry’ego, zebrali się w kuchni i czekali na jedzenie. Po chwili na dół zeszła szatynka. Zostało jej tylko miejsce obok jednego z bliźniaków, akurat obok tego, z którym nie miała ochoty rozmawiać. On sam miał głowę spuszczoną, ale bacznie obserwował każdy ruch szatynki. Do kuchni weszli państwo Weasley.
-Posłuchajcie, jak wiecie byliśmy u cioci Dorothy. Tym razem to nie symulacja, zawieźliśmy ją do św. Munga, bo to chyba już coś poważniejszego. Musimy pojechać do niej, by wyrazić zgodę na operację, ale też by się nią zająć jak wyjdzie ze szpitala, dlatego nie będzie nas przez kilka następnych dni. Nie możemy poprosić Billa i Fleur, by przyjechali, bo zostają dłużej w Londynie i nie chcemy im tego wyjazdu psuć. Dlatego też macie być grzeczni i słuchajcie się nawzajem. Ufam wam, może nie do końca wszystkim, ale nie zepsujcie tego. Fred i George spróbujcie cokolwiek zniszczyć, a się o tym dowiem i kara was nie ominie! Nie oddam wam różdżek, nie patrzcie tak na mnie. Macie karę do końca wakacji, pamiętajcie.
-Mamo, ale to nie fair! Jesteśmy już pełnoletni! - Fred popatrzył oburzony na mamę.
-Mhm, pełnoletni, ale jak widać nie umysłowo – mruknęła do siebie pani Weasley , po czym zwróciła się do syna - Nie zaczynaj kłótni znowu, George proszę. I tak ich nie dostaniecie.
-Mamo, jestem Fred. I ty kobieto nazywasz siebie naszą matką?
-Przepraszam cię Fred. Ale tak czy siak różdżek nie dostaniecie, za dużo dostałam uwag od McGonagall w tym roku.  W sumie nie tylko od niej. Ale powracając do naszego wyjazdu. Przekażcie wszystko reszcie. A i jeszcze jedno, czy Luna możesz u nas zostać dopóki nie wrócimy, bo każda kobieca dusza się przyda, by poskromić moich rozrabiaków?
George lekko ścisnął rękę blondynki pod stołem, na co ta się uśmiechnęła:
-Bardzo chętnie, pani Weasley. Sądzę, że i tak bym tu codziennie przychodziła, bo w domu bym siedziała sama i bym się nudziła. Tak, tata znowu wyjechał do Londynu. Poza tym w moim domu osiedliły się chyba na stałe nargle, nieprzyjemna sprawa.
-Oj, współczuję. –mina pani Weasley wskazywała jednak, że nie za bardzo wie, czego współczuje krukonce -Ale to w sumie dobrze, cieszę się, że będziesz u nas. Chłopcy, wyjmiecie potem łóżko polowe ze strychu i zaniesiecie je do pokoju dziewczynek, by Luna miała gdzie spać.
-Może spać ze mną! – George podniósł rękę do góry, uśmiechając się od ucha do ucha. Blondynka spiorunowała go wzrokiem.
-Nie bądź śmieszny George, prędzej już Luna wolałaby spać z gnomem niż z tobą. George strasznie chrapie i się rozpycha na całym łóżku.- odpowiedziała pani Weasley, na co cały stolik, z wyjątkiem wspomnianego, wydającego znak protestu bliźniaka, wybuchł śmiechem. – A teraz jedzcie.
To mówiąc Molly rozstawiła na stole kilka talerzy, a z kuchni nadleciało kilka naleśników.  Każdy zabrał się do jedzenia. Ręka Hermiony kilka razy musnęła ręce Freda, oboje za każdym razem mieli na twarzy kilka, niewielkich rumieńców. Po chwili doszli do nich Ginny i Harry, którego włosy były bardzo zmierzwione, a koszulka trochę ponaciągana. Para milczała, co inni uznali za znak „O nic nie pytajcie, nie zabiliśmy się, było wręcz przeciwnie”. Ron rzucił jakiś luźny temat i wszyscy zaczęli rozmawiać. Zapanowała miła, lekka atmosfera. Bliźniacy się przedrzeźniali, a reszta śmiała się do rozpuku. Rozbawiona do łez Hermiona oparła się o Freda, co on przyjął za znak, że pomiędzy nimi wszystko jest po staremu. Mimo że skończyli już zjadać pyszne naleśniki pani Weasley, nadal siedzieli przy stole. Tematy skakały z nowych pomysłów bliźniaków na to kto jest lepszym Malfoyem. Konkurs stanowczo wygrała Ginny, która zaczęła komentować wszystko: „Niech tylko mój ojciec się o tym dowie!”. Miłą atmosferę przerwały sowy, które wleciały do domu. Kilka listów upadło na stół. Każdy szukał swojego nazwiska, czy przypadkiem nie do niego są skierowane  przesyłki. Trzy dla pani Weasley zostawili na stole, jeden dla Ginny, który został spiorunowany wzrokiem przez Harry’ego. Zaczerwieniony Ron szybko wyrwał sowie różowy list, zaadresowany do niego. Bliźniacy nie mogli przepuścić takiej okazji i od razu zaczęli mu dokuczać. Hermiona sięgnęła po dwa listy. Przeczuwała już czyje nazwiska zobaczy. Jeden od Pansy, a drugi oczywiście od rodziców.
Dziewczyna wykrzyknęła jakieś niezrozumiałe słowa, zwracając na siebie uwagę wszystkich pozostałych. Gwałtownie wstała i podeszła do kosza. Pogniotła list i wrzuciła do kosza na śmieci, zatrzaskując bardzo głośno drzwiczki. Stała tak przez chwilę i patrzyła się wściekle na kosz, po chwili skierowała wzrok na przerażonych przyjaciół, potem znów na kosz. Wyjęła list, zmoczyła wodą, po czym mokry podarła, zniszczyła, by nic nie można było odczytać. Wrzuciła resztki do kosza. Popatrzyła teraz na resztę, która cały czas siedziała w tych samych miejscach. Skierowała błagalnie wzrok na Freda. Chłopak wstał z miejsca:
-Posłuchajcie pójdziemy się z Hermioną przejść, a wy tu skończcie jedzenie.
Po czym bliźniak szybko podszedł do dziewczyny, objął ją ramieniem i wyszli z Nory. Pozostali popatrzyli po sobie. Harry, wyjątkowo zdenerwowany całą sytuacją, chrząknął:
-Czy ktoś wie co się dzieje? Słuchajcie, Mionka jest dla mnie jak siostra i nie wiem, co się stało, ale chce jej pomóc, jeśli ktoś cokolwiek wie, powiedzcie proszę.
-Pamiętacie, pierwszy dzień jak Hermiona do nas przyjechała… –Ginny opowiedziała szybko sytuację, której była świadkiem razem z George’m.
-Przeczytajmy to co wyrzuciła, może coś się da wyczytać! – Ron chciał pobiec do kosza na śmieci, ale Luna złapała go za rękę .
-Przecież wszystko zniszczyła, woda na pewno rozmazała atrament, poza tym wszystko podarła. I widziałeś jaka przerażona wyjęła list i go zniszczyła jeszcze raz. Bo się bała, że będziemy to czytać i się domyślimy. Powinniśmy poczekać, potem nam powie jak sama, wiecie, dojrzeje do tego.
Wszyscy zamilkli i zrozumiale pokiwali głowami, tylko George się szczerzył jak najęty.
-No patrzcie jaką mam mądrą dziewczynę!
Luna po raz drugi spiorunowała go wzrokiem, co resztę rozbawiło.
-Jeszcze nie jestem twoją dziewczyną.
-No jak nie?
-Za szybko, Georgie, za szybko. Ja nie wiem czy być dziewczyną kogoś kto ciągle chrapie i się rozpycha!
-Luna, ale nie zostawiaj mnie…
-Cii gołąbeczki, wracają!
Do kuchni weszła Hermiona, a za nią Fred. Oczy dziewczyny były spuchnięte. Rękami nerwowo ściskała dół spódnicy, bliźniak ją lekko obejmował i patrzył z troską.
-Posłuchajcie… To co było w tym liście, co było związane z tym listem – dziewczyna powstrzymywała się od płaczu, ale gula w gardle niebezpiecznie rosła – to dla mnie cały czas jest niezrozumiałe i nie mogę wam jeszcze nic powiedzieć, bo ja sama nic nie rozumiem. Nie patrzcie tak, Fred też nic nie wie, żeby nie było, że ktoś wie więcej, po prostu już raz dostałam list od nich  i wtedy on…
-Wiemy, Hermi, idź odpocząć jeśli chcesz – Ginny troskliwie się uśmiechnęła.
-Wiesz, chyba tak zrobię. Został tu jeszcze list, które dostałam? O tu leży. – Hermiona wzięła list ze stołu, po czym poszła na górę, zostawiając przyjaciół. Fred jeszcze patrzył przez chwilę za Hermioną, cały czas czując słodki zapach szatynki.

Hermiona weszła na górę i skierowała się do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i rozpakowała list od siostry. Z koperty wypadły ciastka,  pognieciony pergamin i jedno małe, ruchome zdjęcie, na którym Pansy rzucała w Blaise’a mąką, a z tyłu Teodor zajadał się następnym ciasteczkiem. Szatynka odwróciła zdjęcie, by zobaczyć napis: „Pieczemy ciastka a’la Granger”. Gryfonka uśmiechnęła się, przypominając sobie jeden z dni, których spędziła z tą trójką. Po raz pierwszy mieli do czynienia z czymś takim jak mugolski piekarnik. Hermiona musiała im wszystko wytłumaczyć i dała im przepis na ciastka z orzechami. W tym momencie dziewczyna uświadomiła sobie, że strasznie za nimi tęskni, mimo że znali się niedługo, to niesamowicie się zżyli. Wzięła się za czytanie listu:

Kochana Hermionko,
Z tego Weasley’a niezły gentelman, zdziwiłam się, ale wiesz – pozytywnie. Co do listów od rodziców nie przejmuj się. Po prostu je ignoruj. U nas wszystko dobrze, jak widzisz upiekliśmy twoje ciastka. Było ciężko, ale się udało (mam nadzieję, że ciastko, które ci wysłałam doszło w miarę dobrym stanie). Tęsknimy za Tobą bardzo i naprawdę szkoda, że zobaczymy się dopiero w Hogwarcie , przecież to tak długo! Jak już tam będziemy musimy się często spotykać, chociaż to może być trudne.
Powiedziałaś przyjaciołom o wiesz… o rodzicach, o mnie? A może tylko temu bliźniakowi? W ogóle zauważyłam, że w tamtym liście cos dużo się o nim rozpisałaś …(oj żałuję, że nie widzę teraz tych rumieńców, które masz na twarzy, gdy czytasz ten list). Bo stwierdziliśmy (cała nasza kochana trójeczka), że imię tego rudzielca pojawiło się kilka razy w tym liście i to może coś znaczyć… Młoda( jak ja kocham tak mówić do ciebie!), starszej siostry (i jej chłopaka, i jej kumpla) nie oszukasz. Ale tak na serio – jeśli chodzi o sprawy sercowe to leć do mnie, zawsze ci pomogę, poza tym ten Weasley nie wydaje się być aż taki zły. Muszę trochę zmienić nastawienie do gryfonów tak ogólnie,ale to może potrwać, ostrzegam. A teraz lulu papa, bo jest już dość późno zdaję się (chociaż nie wiem kiedy sowy doręczą ten list, więc tak na przyszłość).
Całuski,
Pansy
PS Teodor ma dziewczynę!
Hermiona ugryzła ciastko, po czym odrzuciła je szybko na łóżko, patrząc z obrzydzeniem na to co przed chwilą spróbowała. „Umiem stanowczo lepiej piec, czy to w ogóle jadalne? Przynajmniej się starali, następnym razem nauczę ich trochę lepiej.” Jeszcze raz przeczytała list siostry, rumieniąc się właśnie w tym miejscu, o którym dziewczyna mówiła, że się zarumieni. „Naprawdę, aż tak dużo razy napisałam jego imię? Pansy przesadza, lubi się chyba bawić w swatkę. Stawiam 10 galeonów na to, że to ona zapoznała Notta z jego dziewczyną! W ogóle to cud chyba, że Teo ma dziewczynę! Ale wracając do Freda, przecież jemu się podoba inna, nie ma sensu już dawać sobie nadziei… Lepiej będzie jak znowu powrócą nasze ‘koleżeńskie’ stosunki, a ja zapomnę o tym, że Fred się tak słodko uśmiecha, że czuję się tak fajnie, gdy mnie przytula, że jego oczy…”- dziewczyna uszczypnęła się w ramię – „Hermiono Jean Granger! Stop! Matko, to niewykonalne, jak mam go nie lubić , skoro go lubię! Niech się wypchają teraz te wszystkie mugolskie komedie romantyczne z Hugh Grantem i Julią Roberts, które oglądałam z kuzynkami! Nic nie jest tak jak powinno być! Jakby mi ktoś zaledwie miesiąc temu powiedział, że będzie mi się podobał Fred Weasley, a z Pansy Parkinson będę piec ciasteczka i pisać listy to wysłałabym go do Skrzydła Szpitalnego! Wszystko jest bez sensu! Poza tym to przeminie, to tylko jakaś wakacyjne zauroczenie, no proszę Fred Weasley… Fred Weasley! Zaczynam się sama sobą załamywać! Muszę być chora, może to jakiś wstrząs, o! udar od słońca to pewne! Przecież ja się nie zakochuję, to głupie Hermiona, co ci strzeliło do tej głowy?!” –głosik w głowie odezwał się cichutko, wymawiając jedno imię i nazwisko- „Krum? A co do tego ma ten infantylny osiłek, mój głupi mózgu? Ile razy mam powtarzać, ja się nie zakochuję, Krum to Krum, nigdy mi się nie podobał. Patrzył się tylko na mnie, a to było wnerwiające. A Weasley, mówię przecież, to udar słoneczny! I zostańmy przy tym!”
Dziewczyna opadła na łóżko, zamknęła oczy i chwilę pomilczała. Nie miała siły odpisywać siostrze, więc wzięła pierwszą lepszą książkę i chwile poczytała. Wreszcie mogła się zrelaksować. Szybko przerzucała strony, nie mogąc za bardzo się skoncentrować. Nie czytała jednak długo, bo z kuchni dobiegł ją głośny trzask, a raczej wybuch. „Nie ma pani Weasley, a już są kłopoty!” – pomyślała Hermiona, zbiegając na dół do kuchni. Przerażona szatynka stanęła z wrażenia w drzwiach.

-Co do jasnej ciasnej tu się dzieje?!


Yup! Mam nadzieję, że się podoba, komentarze proszę ładnie! Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, ale może będzie trochę weselszy niż ten, bo jakiś smętny mi wyszedł, ale czasem tak trzeba :(
 No to wszystko, co chciałam przekazać:)
Jeszcze raz dziękuję za każdy komentarz, długi i krótki, bo to mnie motywuje jak nie wiem co!:))))
~Kate

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział VI

Wesołych Walentynek :) spełnienia w miłości tralalala i innych serduszek.
Rozdział, jak obiecałam, dodaję, ale mówię, że nad tym tekstem pracowała praktycznie moja cała grupa z obozu, bo jak to powiedzieli: "wciągnęli się i chcą napisać ze mną rozdział", a ja nie dałam rady ich powstrzymać:) więc prosimy o zrozumienie dla naszego początkującego talentu:')))
PS nie wierzę, że to już VI rozdział, a wyświetleń mam już 1400! Całuski przesyłam:)))


ROZDZIAŁ VI

Bliźniacy Weasley dla Harry’ego zawsze byli tajemnicą. Co się działo w ich głowach? I czemu zawsze oboje myśleli o tym samym, wiedzieli co zaraz zrobi lub powie drugi? To okularnika aż przerażało w pewnych momentach. Rozumiał, że są bliźniakami, że „to” działa jakoś inaczej, ale u nich ta telepatia była nad wyraz rozwinięta. Gdy zaprzyjaźnił się z Ronem i zaczął jeździć na wakacje do Nory, gdy się z nimi zakolegował, myślał, że wie czego się można się po nich spodziewać. Łajnobomby gdziekolwiek wybuchną, wiedziano, że to bliźniacy. Snape zmienił kolor włosów na niebieski? Bliźniacy. McGonagall biegnąca korytarzem? Pewnie po bliźniaków. Filch wyklinający gryfnów na całe gardło? Miał na myśli tak naprawdę bliźniaków. Ale tego, że oboje się zakochają w tak różnych od nich osobach, zaskoczyło Pottera bardzo. „Kto by pomyślał? George i Luna? Fred i Hermiona? A jednak” –myślał rozbawiony okularnik, patrząc na rudzielca skupionego na swoim kubku z piciem. Chłopcy siedzieli na dole i czekali. Każdy z nich milczał i czekał na reakcje George’a. Rudowłosy popatrzył zrezygnowany na resztę, nadal siorbiąc kakao. Wzniósł oczy ku górze i złożył ręce.
-Co ja mam zrobić, Merlinie!?
-No zaproś ją, proste- odparł Fred.- czemu ty w ogóle krzyknąłeś „moja”? Nie wiem, nie mogłeś się powstrzymać, czy co?
- Jakoś tak ładniej mi zabrzmiało…
-Dobra, chłopaki, podjęta decyzja – Harry wstał i oparł ręce o blat stołu – George zaprasza na randkę Lunę, a my mamy w tym pomóc. Wiem to i owo, ciocia Petunia nauczyła mnie choć trochę dobrych manier… Może nie nauczyła, po prostu wbiła do głowy, nie mogła sobie pozwolić, żebym coś narobił przy gościach. Musisz nauczyć się być gentelmanem. Komplementy, kwiaty itd… Ale w twojej sytuacji jedynym rozsądnym wyjściem będzie ... – brunet zmarszczył czoło, głęboko zastanawiając się. George popatrzył lekko przerażony na okularnika:
-Spokojnie, Harry wyluzuj, bo spinasz się za bardzo. Muszę się po prostu ogarnąć i powiedzieć: „Hej Lun, umówisz się ze mną…”
-Oszalałeś do reszty! – okularnik popukał się w czoło – Po takim występie musisz pokazać, że ci na niej zależy! Przepraszam Was, ale tyle komedii romantycznych ile ja się naoglądałem z ciotką Petunią, żaden z was nie obejrzał! Poza tym moją najlepszą przyjaciółką jest dziewczyna, więc w miarę wiem o co im chodzi – chłopak miał na myśli płeć piękną - i już wiem, co zrobisz! Musisz się ładnie postarać, bo wyjście z byle jaką odzywką będzie nie jak gentelman. Więc…
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! – oburzył się bliźniak.
-George, owszem będzie, jeśli chcesz, by Luna na ciebie jeszcze popatrzyła. – odpowiedział spokojnie Fred, uprzedzając Harry’ego, który już otwierał buzię. Rudowłosy posłał swojemu sobowtórowi nieznoszące sprzeciwu, ale również uspokajające spojrzenie. Kto jak kto, ale on umiał jako jedyny przemówić bratu do rozsądku.
-Dobra – bliźniak uniósł ręce w geście poddania – Co mam robić?
-Więc tak: Ron, leć po jakieś ładne kwiaty do ogródka –najmłodszy z Weasley’ów wybiegł z domu - Fred, idź poszukaj George’owi jakiś spodni, a ty George, lecisz po koszule, jakąś elegancką.
-Koszulę?! Co ja idę na spotkanie z Knottem?!
-George, zamknij się, zachowujesz się jak jakiś bachor. Gdzie twój romantyzm braciszku? Naprawdę nie wierzę, że jestem z tobą spokrewniony – Fred wykonał dramatyczny gest – Cały czas jestem zdania, że ktoś cie podrzucił. – dorzucił chłopak i uciekł na górę, zanim dosięgła go pięść bliźniaka.
 
-
Jak działamy, dziewczyny?
Hermiona patrzyła na Lunę i Gin. Blondynka bezradnie wzruszyła ramionami, a Ruda pewnie wyprostowała się i splotła ręce.
-To jasne, czekamy. Nic innego nie możemy zrobić. To on zawinił i on ma się obronić. Luna kochanie, nie patrz na mnie tak, na pewno cokolwiek zrobią jeśli kiedykolwiek George będzie chciał byś się do niego odezwała.
-A jak nie wiem no, to wszystko to był żart i teraz się ze mnie śmieją, bo ja na serio lubię George’a i zrobił mi nadzieję dla „ śmiechu”?
-Na pewno nie, takim chamem mój brat nie jest. Na pewno się postara prędzej czy później.
-Wlałabym, żeby to było prędzej. – szepnęła Luna. Nie czekały jednak długo. Zanim temat przeszedł z kłopotów miłosnych Lavender Brown na problemy Deana Thomasa, to pokoju wparował George elegancko ubrany z kwiatami w ręku. Momentalnie Luna pokryła się malutkim rumieńcem. Chłopak stał z bukietem, z którego kilka kwiatków spadło, sam był czerwony po uszy i nieśmiało się uśmiechał.
-Hej Luna… czy spełnisz mi ten…  ten … ten…?
-Zaszczyt! – dziewczyny usłyszały syk Freda zza drzwi.
-Właśnie! – Rudzielec odzyskał pewność siebie – Czy spełnisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na spacer? Proszę...- chłopak popatrzył błagalnie na blondynkę, która tylko kiwnęła głową. Bliźniak cały rozpromieniał – Zatem zapraszam, madame.
Dziewczyna wzięła wyciągniętą rękę chłopaka i zeszli razem na dół. Do pokoju oniemiałych gryfonek zza drzwi wślizgnęli się Fred, Harry i Ron. Dziewczyny patrzyły na nich z podziwem.
-No naprawdę się postaraliście. Udało się wam wepchnąć Geroge’a w koszulę! – zaklaskała kilka razy Hermiona.
-A to bardzo trudne zadanie – zaśmiała się Ginny.
-Przyznam nieskromnie, że to moja zasługa – Harry delikatnie się ukłonił. – Ciężko było, ale jakoś wyszło, ważne żeby tego nie zepsuł. A teraz co robimy?- okularnik omiótł spojrzeniem wszystkich milczących, jednak napotkał zalotny wzrok Ginny. Weasley’ówna wstała z łóżka i wzięła chłopaka za rękę i wyszli z pokoju. Zebrani popatrzyli zdziwieni po sobie.
-Co tu się przed chwilą stało ktoś mi powie? – Fred wydukał, patrząc na Hermionę i Rona.
-Odbiera mi kumpla, do jasnej ciasnej! - Ron dramatycznie popatrzył w kierunku drzwi, gdzie zniknął Harry i Ginny –Dobra, nieważne, idę zobaczyć co u rodziców, chyba się już obudzili. Mama powinna już coś ugotować.
-Ron, przed chwilą jadłeś śniadanie!
-Ale emocje wzbierają apetyt! A było tyle emocji, nie zaprzeczysz!
Rudzielec wyczłapał z pokoju. Fred popatrzył na Hermionę, która zapatrzyła się w podłogę. Podszedł i usiadł obok niej na łóżku. Lekko ją szturchnął łokciem.
-Nie jesteśmy parą – „Chociaż fajnie by było”- i nie musimy nic robić, jak Ginny z Harry’m – „Mam ochotę ją przytulić, a najlepiej pocałować!”- ale jeśli masz jakiś pomysł – „Czy jej usta zawsze tak diabelnie pięknie wyglądają”- możemy coś zrobić, bo zostaliśmy sami – „Błagam, zróbmy coś, chcę być jak najbliżej ciebie!’- co ty na to?
Dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła na prześcieradło, po czym powoli przeniosła wzrok na Freda i popatrzyła mu w oczy.
-W sumie –„Jakie on ma oczy, zupełnie jak mleczna czekolada…”- wpadłam na pewien pomysł – „Mogłabym siedzieć z Tobą godzinami”- i jeśli chcesz –„Błagam, zgóóódz się, Fred!”- możemy to zrobić.
-Bardzo chętnie, jaki plan? -„O, tak! Udało się, chce ze mną być! Może lepsze słowo –przebywać- jak na razie…”
-Dobra, chodź ze mną! -„Zgodził się! O, tak!”. Gryfonka wstała i pociągnęła go za rękę. Oboje dosłownie zlecieli ze schodów i zatrzymali się przy drzwiach wyjściowych. Popatrzyła mu w oczy i mocniej ścisnęła rękę -Teraz skup się. Pójdziemy podglądać George’a i Lunę. Dalej się piszesz na to? W końcu najlepszym szpiegiem to ty nie byłeś.
-Panno Granger, nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie – powiedział Fred, świetnie naśladując głos profesor McGonagall. Dziewczyna tylko się roześmiała – Ale wracając, nie wiem czy wiesz, ale  masz do czynienia z najlepszym szpiegiem wszech czasów- bliźniak wypiął pierś, po chwili jednak dodał szybko- tamto się nie liczy. Poczekaj – Fred wychylił się przez okno, ale ani na sekundę nie puścił dłoni szatynki – Dobra, nasze gołąbeczki siedzą na ławce, a przed nimi się krzaki jakiś tam kwiatów mamy, tam najlepiej będzie się schować.
-Ale jak tam dojdziemy?
-Krzaki zaczynają się praktycznie z tyłu domu i ciągną się przez całe podwórko, więc przejdziemy w nich od tyłu.
-No to na co czekamy! Chodźmy! -Wyszli tyłem domu i zaczęli się przebijać przez krzaki. Fred pierwszy, a za nim Hermiona -Cholera Fred to róże!
-No to co?
-Yyy, no nie wiem… kolce?! Ty masz długie spodnie, a ja tu jestem w samej spódniczce!
-Cicho, ale posłuchaj mnie. Czy coś cię pokłuło już?
-No nie..
-Jakiś kolec cię dotknął?
-No nie…
- A dlaczego? Bo ci kwiatku drogę toruje, by nic ci się nie stało. A dokładnie przed ławką mamy już wyklepaną z George’em kryjówkę i jest tam miejsce dla dwóch osób, więc nie ma co się stresować. A teraz cichutko, zbliżamy się!
Gryfoni doszli do kryjówki i przykucnęli na ziemi. To prawda było tam zrobione miejsce, a kwiaty znajdowały się dość daleko od ciał gryfonów. Uważnie przypatrywali się George’owi i Lunie, którzy siedzieli na ławce i szeptali sobie coś do siebie. Z tego miejsca nie było nic słychać, ale przynajmniej mieli świetny widok. Jedna ręka gryfona obejmowała blondynkę, a druga trzymała dziewczynę za obie ręce. Ich twarze były dość blisko, ale na razie zatrzymali się chyba tylko na czułych słówkach.
-Fred… ale nie mów do mnie „kwiatku”.
Chłopak uśmiechnął się zawadiacko. „Przynajmniej nie wspomniała o tym, że nadal trzymam jej rękę! Tylko się nie poć, Fred, nie poć! To przerażające, ale dawno nie czułem się w ten sposób kiedy jakakolwiek dziewczyna trzymała mnie za rękę. Co się z tobą dzieje, Fredzie Weasley?”
-Spoko… kwiatku.
Dziewczyna popchnęła lekko Freda, jednak dla chłopaka, który kucał na palcach „lekkie szturchnięcie” oznaczało utratę równowagi. Chłopak przewalił się, pociągając za sobą szatynkę, która wylądowała na jego torsie.
-Fred!
Chłopak tylko przyłożył palec drugiej ręki do ust, nakazując szatynce być cicho. Popatrzyli przerażeni na zakochaną parę, która dalej była sobą zajęta i nie zwróciła uwagi na nic w około. Odetchnęli z ulgą. Hermiona popatrzyła na Freda, na którym teraz leżała.
-Co teraz?
-Wiem, że to zabrzmi jak jakiś słaby podryw, ale sądzę, że powinniśmy zostać w tej pozycji, bo jak zrobimy już większy ruch w postaci powrotu na miejsce, to już nas mogą zobaczyć, więc chyba musimy tak zostać.
-Hmm.. No chyba nie mam innego wyboru… - szepnęła gryfonka, jednak była bardzo zadowolona sytuacją w jakiej się znalazła.
-Poza tym przyznaj, jestem bardzo wygodny.
Dziewczyna posłała chłopakowi mordercze spojrzenie, na co on tylko uśmiechnął się szelmowsko(„Jak on uroczo się uśmiecha”), doprowadzając policzki szatynki do pokrycia się różowym kolorem(„Jest śliczna z tymi rumieńcami”). Jednak popatrzyli się z powrotem na zakochaną parę.”W końcu po to tu przyszliśmy, ogarnij się Weasley/Granger!” –pomyśleli. George i Luna sprawiali wrażenie jakby nic nie dostrzegali oprócz siebie. Dziewczyna cały czas siedziała z rumieńcem, co chwila przerywała rozmowę cichym śmiechem.  Hermiona uśmiechnęła się.
-Jak oni cudownie razem wyglądają. Kiedy tak George ją polubił? Przecież jeszcze nie dawno śmiał się z niej i dokuczał jej.
-Jesteś najmądrzejszą dziewczyną w całej szkole i jaką kiedykolwiek spotkałem i jeszcze tego nie pojęłaś?- Hermiona jeszcze bardziej się zarumieniła i miała nadzieję, że Fred tego nie zobaczył. Jednak się myliła. Chłopak uśmiechnął się – Chłopcy dzielą się na dwie grupy. Jedni, by poderwać dziewczynę są dla niej niemili, dokuczają jej, by w ten sposób zwrócić uwagę, czytaj: George – szatynka zachichotała – Drudzy są bardziej klasyczni, są mili, komplementują i wiesz… tak się zachował okularnik wobec naszej malutkiej Ginewry. Proste?
-Proste. Czyli co mam rozumieć, że Malfoy mnie kocha? –gryfoni starali się powstrzymać wybuch smiechu, by nie zdradzić swojego położenia.
-No dobra, są wyjątki –szepnął rozbawiony rudzielec. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwało chrząknięcie:
-A ty do jakiej grupy należysz, Fred?
-Ja?- chłopak się zastanowił. Dla Hermiony mógł należeć do obu grup, każdy sposób, by z nią przebywać, robić razem cokolwiek był idealny – Wiesz, ja chyba należę do obu grup. Jestem tak po środku.
-A masz teraz jakąś dziewczynę na oku?
Hermiona przygotowała się na odpowiedz. Liczyła na to, że chłopak zaprzeczy, żeby mogła mieć chociaż jakąś szansę, nadzieję, ale i tak wiedziała, że nie ma co się cieszyć. Nie sądziła, że ktoś taki jak on chciałby dziewczynę taką jak ona. Byli jak ogień i woda, jak niebo i ziemia, jak… -szatynce zabrakło porównań-… jak Snape i szampon!  Fred zastanawiał się nad odpowiedzią. Powiedzieć tak czy nie? Zaryzykował.
-Jest taka jedna dziewczyna… Bardzo mi na niej zależy, ale boję się z nią pogadać, bo co jeśli ona mnie wyśmieje?
Szatynka poczuła jak jakaś malutka szpileczka wbija się w serce. „Czego innego się spodziewałaś, idiotko?! Narobiłaś sobie jakiś nadziei, a teraz co? Jedyne co mogę zrobić to go pocieszyć, jaka dziewczyna by go wyśmiała? Zazdroszczę jej.” Fred czekał na reakcję dziewczyny. Jedyne co usłyszał to głośny wdech dziewczyny i jedyne co poczuł to chłód w ręce, która szatynka puściła. Od razu się znienawidził. Jak mógł na to pozwolić?! Teraz pewnie gryfonka myśli, że może ma jakąś inną na oku, a ją traktuje tak po prostu dla zabawy. „Co ty znowu narobiłeś, Fredzie Weasley?!”
-Zaryzykuj, powiedz jej to. Większość dziewczyn w Hogwarcie się w tobie podkochuje, a jeśli cię wyśmieje będzie po prostu głupia.
-O nie, ona na pewno nie jest głupia. Jest inteligenta, czuła, zabawna. Ona nie jest jak większość dziewczyn, jest  jedyna w swoim rodzaju.
-Skoro taka jest, to co masz do stracenia? – głos prawie uwiązł dziewczynie w gardle.
-Przyjaźń na pewno, chociaż nie wiem czy to co jest pomiędzy nami można tak nazwać. Raczej kolegowanie się. To jest straszne, chcę ją zyskać, ale zarazem mogę ją tez stracić.
-Zazdroszczę.
-Czego? – zdziwił się chłopak.
-Że nikt tak o mnie nie mówi. Że wiesz… nikomu się nie podobam.
„Jak bardzo się mylisz Mionka…”.



Witam, witam jeszcze raz. Dodaję szybko walentynkowe wyzwanie. Jeśli pojawią się 4 komenatrze to następny rozdział będzie w środę:))
~Kate

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział V

UWAGA HISTORIA MOJEGO ŻYCIA
Zanim przejdę do rozdziału to szybko opowiem Wam historię, jaka mi się dziś przydarzyła. Otóż jestem na obozie narciarskim ( i dlatego wstawiam z tel, więc proszę o wyrozumiałość, bo ja i autokorekta jesteśmy odwiecznymi wrogami) i dzisiaj, podczas przerwy kiedy idziemy się napić herbatki, ogrzać itd. zaczęłam przysłuchiwać się dwóm dziewczynom, na ok. 12 lat. Mówiły o hp i o różnych parringach. Brzmiało to mniej więcej tak :"Jezu, dramione jest takie słodkie... No co ty, przecież Ron i Hermiona to para idealna..". Nie myśląc wiele, wbiegłam między nie, rozdzielając je i krzyknęłam : "FRED I HERMIONA NA ZAWSZE!". Po czym odbiegłam od dwóch przerażonych dziewczynek. No cóż tak bywa :') Musiałam to tutaj napisać  :))
I daję obiecany rozdział + mam nadzieję, że polubicie ten nowy parring, bo według mnie jest wprost przeuroczy i ubóstwiam go zaraz po fremione.
 
 
ROZDZIAŁ V

Jak najciszej umiała zakradła się do swojego pokoju. Z cichym skrzypnięciem otworzyła drzwi. Hermiona smacznie spała z nogami zwisającymi z łóżka. Młoda Weasley’ówna starała się cichutko przejść, by nie zbudzić przyjaciółki, w końcu była prawie druga w nocy. Dotarła do łóżka i weszła do niego. Zakryła się po uszy ciepłą kołdrą i odwróciła się, by zasnąć. Jednak nie było jej to dane.
- Ginny?
- Hermi, idź spać.
- Ty myślisz, że ja ci dam zasnąć, zanim mi nie powiesz wszystkiego? Za bardzo Harry ci poprzewracał w głowie.  - Ginny zrezygnowana odwróciła się i zobaczyła Hermionę siedzącą na łóżku po turecku, jak małe dziecko czekające na bajkę na dobranoc. Szatynka wstała, zapaliła światło i powróciła do swojej pozycji.- Opowiadaj!
- Nie krzycz, wszystkich obudzisz!
- Ty myślisz, że wszyscy śpią? Fred i George nie, słyszałam ich przed chwilą, Billa i Fleur nie ma, zostali w Londynie, a twoi rodzice pojechali odwiedzić jakąś waszą ciocię, bo źle się poczuła. A i sądzę, że Harry i Ron robią dokładnie to samo, co my. Więc nikogo nie obudzisz.
- Ciocia? Która?
- Powiedzieli, że ta, której nie lubisz.
- A, czyli ciocia Dorothy. Ona cały czas udaje, że coś jej jest, ale jest świetną aktorką. Zależy jej na uwadze. Wiesz kiedyś grała w mugolskim teatrze i naprawdę ..
- Gin! Do rzeczy!
- Ech, jesteś niemożliwa – przyjaciółka tylko uśmiechnęła się triumfalnie - No dobra. Więc poszliśmy pod ten stary dąb, tam na skraju ogrodu, i nie uwierzysz! Wszystko było rozstawione, kocyk, jakieś jedzenie, picie i nie uwierzysz! Krówki ciągutki! Nie wiem, kiedy to ustawił, może zanim poszliśmy się kąpać… Więc usiedliśmy tam i gadaliśmy o małoistotnych rzeczach, które nam tylko ślina przyniosła, ale i tak było cudownie! Śmialiśmy się, wygłupialiśmy się i … - Rudowłosa zamilkła na moment. Hermiona wpatrywała się w nią, czekając na dalszą część opowiadania -  Dał mi to – Ginny pokazała na mały, srebrny łańcuszek, który wisiał na szyi, o którym wcześniej mówił szatynce Harry.
- No postarał się! I…? Bo to chyba nie koniec historii?
- No nie. Na koniec poprosił, bym została jego dziewczyną, i…
- Zgodziłaś się! – wykrzyknęła szatynka z iskierkami w oczach.
- Tak.
Ginny nieśmiało się uśmiechnęła. Za to Hermiona buzowała, jak prawdziwy wulkan, z radości. Momentalnie wyskoczyła z łóżka, rzucając się na Weasley’ównę.
- Wreszcie!
Hermiona zczołgała się z przerażonej dziewczyny i wyciągnęła ją na środek pokoju. Ginny patrzyła na przyjaciółkę, która zaczęła tańczyć jakieś skomplikowane wygibasy wokół niej. Do tego zaczęła śpiewać ballady miłosne.
- Ginny i Harry! Razem! Miłość, miłości czas! On i ona! On kocha ją, ona go też! Miłości, miłości czas!
Podczas, gdy Hermiona zajmowała się śpiewaniem, do środka pokoju wślizgnęły się dwie osoby. Fred i George patrzyli z zaciekawieniem, co się dzieje w środku. Pośrodku pomieszczenia stała ubrana w całości Gin, która popatrzyła się na braci z nadzieją na ratunek. Chłopcy zobaczyli teraz powód, przez którego rudowłosa potrzebowała pomocy. Po całym pokoju biegała Hermiona, która cały czas śpiewała i tańczyła, ubrana tylko w zwiewną koszulkę, która odsłaniała połowę brzucha, i majtki. Bliźniacy nie wiedzieli na czym skupić wzrok. Po chwili tańczenia, Hermiona zauważyła nowoprzybyłych. Gwałtownie się zatrzymała i przerażona przenosiła wzrok z siebie, na bliźniaków. Zaczerwieniła się na widok Freda, który dosłownie zjadał ja wzrokiem. Zaczęła szybko szukać czegoś, co mogłaby na siebie narzucić. Chłopak zdjął bluzę i rzucił dziewczynie, która szybko ja nałożyła i zapięła się. Poprawiła szybko włosy  i popatrzyła pytająco na bliźniaków:
- Co tu robicie? Słyszeliście o czymś takim jak prywatność?
W tym momencie Ginny podbiegła do bliźniaków i przytuliła się do George’a.
- Błagam, pomóżcie mi! Ona jest jakaś chora! Chora! Zapiszcie ją do Munga!
- Ja chora? – Hermiona fuknęła – Ja tylko się bardzo cieszę z powodu kilku rzeczy i no…
- Dobra, robimy tak, dziewczynki idziecie spać, już bez żadnych tańców. – George znacząco popatrzył na szatynkę, na co ta jeszcze bardziej się zaczerwieniła. – A, jutro nam powiecie przyczynę tych szalonych ruchów. No do łóżek.
Chłopak zaczął zaganiać dziewczyny do łóżka, ale jego bliźniak zawahał się.
-Yy, Hermiono, moja bluza. To jakieś hobby zasypiania w moich ubraniach? Jedną już mi oddałaś, tą w sumie też chciałbym odzyskać.
Dziewczyna przeniosła wzrok z chłopaka na bluzę.
- Yy, no tak, moment.
- Możemy zamknąć oczy – Fred uśmiechnął się szarmancko.
- I nie będziecie podglądać? Już wam wierze. Poczekaj chwilę.- Hermiona weszła pod kołdrę i zdjęła pod nią bluzę, po czym rzuciła Fredowi. - Dzięki. A teraz dobranoc, panowie. -Bliźniacy zgasili światło i już prawie zamknęli drzwi, ale wtedy odezwała się Hermiona - Czemu w ogóle do nas przyszliście?
- Fred chciał.- odparł szybko George. Za nim zdążył zamknąć drzwi, dziewczyny usłyszały odgłos sprzeciwu i zaskoczenia, który wydobył się z wspomnianego bliźniaka.  Hermiona spłonęła rumieńcem. Na szczęście Ginny, tego nie zobaczyła. Chociaż Rudowłosa coś czuła, że między jej bratem, a przyjaciółką może coś się wydarzy. A Ginny Weasley nigdy się nie myli.
 
Rano dziewczyny szybko się ubrały i zeszły na dół. Rudowłosa ubrała się w uroczą, dziewczęcą, żółtą sukienkę, a włosy rozpuściła. Szatynka zaś założyła czarna spódniczkę, a do tego niebieską, krótką bluzkę na ramiączka. Włosy upięła w jeden luźny warkocz. Na dole siedzieli już wszyscy, oprócz Fleur i Billa, którzy cały czas byli w Londynie, a państwo Weasley, którzy wrócili nad ranem, teraz odsypiali stracone godziny, które spędzili przy cioci Dorothy. Harry i Ron siedzieli obok siebie i cos szeptali, a Fred i George zajmowali się swoimi płatkami z mlekiem. Ginny usiadła obok Harry’ego, a Hermiona obok Freda. Rudowłosa popatrzyła znacząco na okularnika, na co on tylko westchnął:
- Ej chcemy wam coś powiedzieć. – Ginny pokiwała głową. Wszyscy popatrzyli na nich.- Bo, ja I Ginny…
- Jesteśmy razem – dokończyła ruda – Czy wam to się podoba, czy nie. No, dziękuję za uwagę.
Pozostali wpatrywali się w parę. Po chwili Fred pokiwał głową.
- To dlatego te wczorajsze tańce – popatrzył się z ironicznym uśmieszkiem na Hermionę, na co ta się zaczerwieniła – To co dziś powtórka z rozrywki?
- Chciałbyś Fred! – szatynka wymierzyła mu prosto w twarz kilkoma płatkami.
- No, chciałbym! – tym razem gryfonka dostała płatkami. Jednak Fred nie musiał długo czekać na rewanż. Po sekundzie na jego bluzce pojawiła się plama z mleka. – Oj, zadarłaś z Fredem Weasleyem! Radzę ci uciekać!
- Ja ?! Ja nie jestem jakimś tchórzem jak Ron! – odpowiedziała szatynka i przybrała pozę, godną samego Godryka Gryffindora. Ron chciał coś odpowiedzieć, ale Fred go uprzedził.
- Czy aby na pewno? – Fred złapał kilka płatków, gotów uderzyć. Hermiona przerażona popatrzyła na broń chłopaka.
- No dobra, może jestem!
Hermiona zerwała się do biegu, a Fred za nią z miską z resztką płatków. Pozostali wybuchli śmiechem, a dwójka cały czas się ścigała. Gryfonka szukała każdego możliwego schronienia. Pod stołem, za George’m, za lodówką, jednak Fred nie odstępował jej na krok Szatynka skierowała się w stronę drzwi i wpadła prawie w nowoprzybyłą, która właśnie weszła do środka.
-Dzień dobry wszystkim! Czy…
- Luna! Ratuj!
I schowała się za blondynką. Fred dobiegł i był gotów wymierzyć cios w obie dziewczyny, ale wtedy z miejsca podskoczył George:
- Nie w moją Lunę!
Nagle wszyscy się odwrócili się zdziwieni w stronę bliźniaka, łącznie z najbardziej zszokowaną Luną. George momentalnie spłonął rumieńcem i patrzył przerażony i zakłopotany na dziewczynę, która lekko chrząknęła:
- Moją Lunę?
George stał się jeszcze bardziej czerwony niż przed chwilą. Usiadł szybko na swoim miejscu i wtopił wzrok w płatki. Nastąpiła bardzo niezręczna cisza, słychać było tylko ciche przeżuwanie Rona i szuranie butów zakłopotanej krukonki. Hermiona poprawiła kilka kosmyków i popatrzyła się na innych. Napotkała wzrok Ginny. Obie kiwnęły głową. Rudowłosa wstała od stołu i podeszła do dziewczyn.
- To, chodź Luna, na górę, tak dawno się nie widziałyśmy. Co tam mówiłaś o ...? Ale nieważne, powiedz co u ciebie…. Nie wiem, czy słyszałaś, ale…
Przyjaciółki przeszły obok stołu i samego George’a, który prawie się zatapiał w zielonej misce. Ginny starała się jak najbardziej zagadać blondynkę, zadawając jej setkę pytań, jednak co chwila Luna patrzyła na dół.  Hermiona jeszcze chwilkę została na dole.
-Zaraz do was dojdę! – kiedy dziewczyn już nie było widać, szatynka popatrzyła stanowczo na chłopaków – No dobra, ogarnijcie się, trochę, szczególnie ty George, a wy mu pomóżcie – wskazała palcem na rudzielców i Wybrańca – I no…
-Hermiono? – George podniósł głowę znad miski.
-Tutaj masz – dziewczyna wyciągnęła z szafki saszetkę- Wrzuć do ciepłego mleka, zamieszaj i możesz pić. Uwierz kakao naprawdę pomaga– chłopak z podziękowaniem pokiwał głową. -  Jak chcesz się trochę odratować, bo teraz sam nie zaprzeczysz, ze coś do niej czujesz, to zaproś ją na spacer i pogadaj. Nie patrz tak na mnie, to twoja jedyna deska ratunku. Szczerze to się tego nie spodziewałam George. -Szatynka skierowała się w stronę schodów. - A i Fred – szybko podeszła do chłopaka i wytrąciła mu miskę z płatkami z ręki tak, że cała wartość wylądowała na bliżniaku – Nie zadzieraj więcej ze mną.
Po czym szatynka zgrabnym krokiem przeskoczyła schody i zniknęła na górze. Szybko wbiegła do pokoju i zatrzasnęła drzwi za sobą. Odwróciła się, oparła się o nie i popatrzyła na koleżanki nadal zaskoczona. Podeszła do łóżka, na którym siedział Luna. Ginny siedziała na łóżku obok.
- Dobra, ja szczerze nie wiem co to było tam na dole…
- Ja też nie wiem!- Ginny podniosła ręce w geście poddania. – A skoro my nie wiemy… Luna? Ty jesteś praktycznie główną postacią tego zdarzenia. Więc wiesz… Czekamy na wyjaśnienia, bo…
- To był szok. Wielki szok. – Wtrąciła Hermiona.
Blondynka z zawahaniem pokręciła na dziewczyny.
- Serio, ja też niby nic nie rozumiem..
- Niby? – powtórzyła obie gryfonki. Blondynka głęboko wciągnęła powietrze, po czym wypuściła je ze świstem. Złapała nerwowo palcami koniec prześcieradła i zaczęła je gnieść, a wzrok wbiła w swoje, wiszące nad ziemią, starte trampki.
- Pamiętacie tą ostatnia imprezę gryfonów, na którą mnie zaprosiłyście? No więc jak się skończyła, skierowałam się do mojego domu. Jak szłam przez korytarz, usłyszałam, że ktoś wołał moje imię. I to był właśnie George. Dobiegł do mnie zdyszany i zanim cokolwiek zrobił, starał się złapać oddech, a ja.. – blondynka zachichotała – Stałam i gapiłam się na niego, no bo co innego miałam robić? Matko, stał chyba tak przez kilka minut! Ale, jak już się uspokoił, to… hmmm… Chyba cos mu dolali do picia, bo nagle zaczął mnie przytulać…
- Mój brat co? – rudowłosa była wyraźnie zszokowana.
- Gin, daj jej mówić!
- No więc, oparł mnie potem o ścianę  i powiedział cos w stylu „ moja Luna, moje słońce”, a jego twarz była stanowczo za blisko mojej… Nie, Gin, nie pocałowaliśmy się – odpowiedziała Luna, patrząc na Ginny, której oczy prawie wypadły z orbit – I ja wtedy zapytałam się dobrze czuje, sądziłam, że to sprawka gnębiwtrysków, wiecie jakie są niebezpieczne… no więc ja się pytam, a on na to, że lepiej nigdy się nie czuł. Powiedział, że pewnie myślę, że coś mu się stało, no bo w końcu tak myślałam, prawda? I on powiedział, że ja mu się… podobam – Luna zaczerwieniła się, a kolor jej rumieńców przypominał włosy młodej Weasley’ówny. – A ja byłam tak zszokowana, że powiedziałam tak po prostu „no ok.”. I chyba Geroge chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ktoś szedł, a ja wtedy spanikowałam i uciekłam. Wyszłam na taką idiotkę! Dlatego tak bardzo tez odkładałam  spotkanie z wami, bo się jakoś bałam konfrontacji z George’m.  Bo on myśli o tym na serio? Że tamto też? Na początku myślałam, że to żart, w końcu to jeden z bliźniaków Weasley, ale …
Blondynka głęboko wciągnęła powietrze. Obie gryfonki patrzyły szeroko otwartymi oczami na rozmówczynię.
- Merlinie, czuję się jak w jakimś słabym, miłosnym mugolskim serialu! Co za emocje! Ale powracając do teamtu… - Ginny wzruszyła ramionami - Tak, mojego brata na to stać. Sadzę, że coś mu wlali, w stylu verita serum. A jak to zmieszał z piwem kremowym, to nie dziwię się, że był taki…- Ruda zastanowiła się chwilę- w pewnym sensie nachalny. Hermi, a ty co myślisz?
- Luna, a ty go lubisz, w ten sposób?
Dziewczyna skierowała wzrok na szatynkę i głęboko się zastanowiła. Długo się wahała. Co chwila przenosiła wzrok z jednej gryfonki na drugą.
- No właśnie ja też go chyba lubię…
Ginny otworzyła szeroko buzię. W jednym momencie jej mina była zszokowana, obrzydzona i szczęśliwa?
- Merlinie, ja nie wiem co widzisz w moim bracie. On śmierdzi, jest brzydki i ma ohydne…
- Ale jest trochę słodki – Luna lekko się zaczerwieniła, po czym zniesmaczona, na wskutek jakiegoś wspomnienia, odwróciła wzrok – Czasem, czasem….
Na co cała trójka wybuchła śmiechem. Nagle dziewczyny usłyszały głośno wypowiedziane imię zza drzwi  – „Lee”.
 
Tymczasem czwórka gryfonów zza drzwiami przybiła, najciszej jak umiała, piątki. Fred wyszczerzył się:
-Widzisz braciszku, masz szansę u TWOJEJ Luny. – Fred podkreślił przedostatnie słowo. W odpowiedzi George dał bliźniakowi kuksańca.
- Zamknij się, i tak jest już bardzo źle…
- Ale George – zaczął Harry – to prawda ta historia? To, że napadłeś..
-Nie napadłem! Po prostu podszedłem!
-Ciszej George! – Wybraniec skarcił Rudzielca – Może to było złe słowo. Czyli to prawda? To dlatego tam cię dopiero znalazłem!
- Sam idioto bądź ciszej! Jesteś głośniejszy niż ja! Tak, ja tam byłem i to prawda… Jezu byłem taki głupi. Przynajmniej Fred nie zrobił też takich głupot. Do Hermiony. – George znacząco poruszył brwiami. Na co Fred się oburzył.
- Co?! Dziecko, ta twoja Luna za bardzo przewróciła ci w głowie. Ja miałbym być takim idiotą, jak ty?! Tego się nie da zrobić! Zbyt duża konkurencja. I czemu akurat do Hermiony? Co ty z nią masz ostatnio?
-No bo ją kochasz, sam mówiłeś wczoraj!
-Oj nie, chyba źle mnie zrozumiałeś, poza tym palancie…
-O nie wyjeżdżaj mi tu z palantem, palancie!
- Ej, panowie, spokojnie – Harry opanował bliźniaków, którzy mogli zaraz przejść do rękoczynów – My z Ronem nie wtrącamy się w wasze sprawy sercowe, ale popieramy was w każdym momencie waszego życia. Prawda, Ron? – rudzielec pokiwał głową – I nieważne, czy to będzie George z Luną, czy Fred z Hermioną… O mój matko, Fred,  jak słodko byście razem wyglądali! -Chłopcy popatrzyli zszokowani na okularnika, który przed chwilą zabrzmiał jak dziewczynka, podekscytowana byle czym. Chłopak popatrzył na nich przerażony.- To byłem ja?! Za dużo czasu z Hermioną i Gin…
- Zdecydowanie! – odpowiedziała reszta.
Nastała chwila ciszy, podczas której było słychać tylko śmiechy dziewczyn w pokoju. Jednak nie trwała ona długo. Harry zaczął kiwać głową.
-Zaraz, oboje byliście pod wpływem meritum? Kto ..
- Lee – odpowiedzieli chórkiem bracia, trochę za głośno.
- Ej chłopaki – Ron, który odezwał się po raz pierwszy, patrzył wystraszony na drzwi. Po chwili zaczął cicho wstawać – Słyszycie, już się nie śmieją. Kurcze pieczone, słyszę kroki! -Ron zerwał się do biegu i dosłownie zleciał po schodach, a za nim w ślady pognała trójka gryfonów. Gdy już wszyscy zdyszani byli na dole, usłyszeli skrzypnięcie otwieranych drzwi i stłumione skrzypienie podłogi. Po dłuższej chwili usłyszeli głos Hermiony:
- Musiałyśmy się przesłyszeć, nie ma tutaj nikogo.
Po chwili usłyszeli radosne śmiechy dziewczyn, co oznaczało, że powróciły do rozmowy. Chłopcy odetchnęli z ulgą, jednak sekundę później na ziemię zleciała zawinięta karteczka. Fred podszedł i odczytał ją na głos:
- „ Cieszcie się, że was osłaniam. George skup się, dasz radę. I następnym razem jak nas podsłuchacie, to nie będzie tak miło. Pozdrowienia dla super szpiegów. – H”. No niedobrze, niedobrze panowie.
Chłopcy patrzyli zażenowani i zaczerwienieni na siebie nawzajem. Harry spuścił wzrok na ziemię, George myślał nad tym, jak zaprosić Lunę gdziekolwiek i nie wyjść na jeszcze większego głupka, Fred skupił swoje myśli na Hermionie i na tym co powiedział Harry, a Ron zajął się resztkami płatków ze śniadania. 
 
 Błagam , dajcie mi znać jak widzicie tą nową parkę razem :) bo to super ważne dla mnie :)
~Kate