czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział XXIII

Jeśli to czytasz to wiedz, że Cie kocham najbardziej na świecie.
Ja już nie liczę jak długo czekaliście.
Nie sądziłam, że będzie mi az tak trudno się wyrabiać.
Przepraszam Was bardzo, ale za to macie

ROZDZIAŁ:
-długi
-pełen emocji
-różnych wątków
-i całkiem spoko
-choć końcówka może Was zabić

będzie taki trochę inny ten rozdzialik, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba:))
no to już rachu ciachu
a i uwaga - dziś bez kołka narzekania pod spodem, żebyście nie mieli mnie już dość - długo zwleka i narzeka (zrymowałam)

NO I PROSZE O KOMENTARZE ŻABKI MOJE



ROZDZIAŁ XXIII
-Naprawdę tak było! –zapewnił rozbawiony chłopak. –Po prostu przyłożyła w jej głowę książką!
-O Merlinie, Pansy… -Hermiona ryknęła śmiechem. –Widzisz jak o nas się troszczą. –gryfonka ujęła dłoń Freda, wplatając swoje palce między jego. Weasley uśmiechnął się zawadiacko i ucałował ją czule w głowę. Para po krótkim spacerze stanęła przed drzwiami do Pokoju Wspólnego. -Razem, ręka w rękę?
-Ręka w rękę. –szepnął rudowłosy. Gryfoni weszli do środka, uśmiechając się szeroko. Imprezowicze nagle umilkli, wpatrując się szeroko otwartymi ślepiami w nowoprzybyłych. Ron, Ginny i Harry zaczęli wydawać bliżej niezidentyfikowane odgłosy radości, tańcząc w koślawym kółku, za to reszta, ku przerażeniu Granger’ówny, wydała smutny pomruk. Nagle na stół wskoczył George, a tuz za nim lekko chwiejący się Lee.
-Wyskakiwać z kasy frajerzy! –krzyknął szczęśliwy bliźniak, ale napotykając zdziwiony wzrok brata i jego dziewczyny, pokręcił głową. –Już, już, spieszę z wyjaśnieniami, skarby. Jak tylko wyszliście, zaczęliśmy z Jordanem robić małe zakłady. –Weasley uśmiechnął się chytrze, pokazując szereg białych zębów. –Wszyscy, oprócz Harry’ego, Ginewry i Ronusia, Lavender, Patil i kilku innych, sądzili, że po tej rozmowie wrócicie jeszcze bardziej skłóceni. My jako wasi najwierniejsi towarzysze, utrzymywaliśmy, że ta rozmowa będzie decydująca i … -George popatrzył się znacząco na szczerzącego się Lee, który nie zauważył wzroku przyjaciela. Rudowłosy klepnął go z całej siły w głowę. –Jordan!
-Yyyy, już, już! –czarnoskóry opamiętał się natychmiast, wypędzając z siebie ostatnie resztki alkoholu. –Werble, proszę! –chłopak zaczął w określonym rytmie stukać dłońmi o swoje kolana.
-I okazało się, że… BUM! Jesteście razem! I tak naprawdę wszyscy się cieszą! I to jak! Poza tym zaraz to opijemy! –na te słowa Dean zerwał się z miejsca i zaczął wyznawać miłość George’owi i jego pomysłom. –No dobra, Thomas, ty tego nie opijesz. –takiego rozczarowania w oczach chłopaka nikt nie widział. –Wracając…
-Wszyscy są szczęśliwi, ale muszą nam płacić! –ryknął Lee, pobierając już pierwszą opłatę od szóstoklasistki. Fred roześmiał się wesoło, na co Hermiona tylko fuknęła ze złością.
-Zakładaliście się o nas?! O mnie?! Tak nie można! Poza tym hazard jest nielegalny! –oburzyła się dziewczyna, na co Fred tylko objął ją rozbawiony.
-Czyli poznaj moją rodzinę. –szepnął jej do ucha gryfon. Bliźniak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie jasnowłosa dziewczynka schowała się za nimi. –Luna? –zapytał zdziwiony Weasley. Krukonka popatrzyła się na parę błagalnie.
-Nie mówcie mu gdzie jestem. –szepnęła zestresowana dziewczyna, chowając głowę w plecach Hermiony. Gryfoni nie zdążyli jeszcze zapytać, o kogo jej chodzi, gdy po Wieży rozniósł się wesoły krzyk George’a.
-Lovegood, kochanie moje! Wyjdź zza naszych gołąbeczków, przede mną się nie schowasz! Poproszę moje galeony! –blondynka wyszła z ukrycia, rozkładając już ręce.
-Ale już nie mam czym płacić! Już dawno oskubałeś mnie ze wszystkich pieniędzy! –dziewczyna rozłożyła bezradnie ręce.
-Luna! Nie wierzyłaś w nas? –zapytała zaskoczona Granger’ówna. Krukonka pokryła się czerwienią.
-W tym momencie okropnie mi głupio, ale wiesz… Oboje jesteście całkiem wybuchowi i ja nie wiedziałam, czego się spodziewać! –obroniła się blondynka. –A teraz, czym prędzej ucieknę, bo nie chcę zbankrutować. –mówiąc to, Lovegood ruszyła w kierunku wyjścia. George cmoknął rozbawiony.
-Lee, współpracowniku mój, pozwolisz, że od tamtej panienki pobiorę osobistą opłatę? –zapytał głośno Weasley, patrząc na rozradowanego Jordana, przeliczającego złote monety. Czarnoskóry uśmiechnął się uroczo.
-Droga wolna, przyjacielu! –nie czekając na więcej, bliźniak zeskoczył ze stołu i pognał za swoją lubą. Hermiona prychnęła rozbawiona.
-Nigdy ci nie pozwolę doprowadzić mnie do takiego stanu pieniężnego. –obiecała szatynka. –Poza tym George już jej nie złapie, za daleko pobiegła.
-Zakład? –zapytał Fred, patrząc zawadiacko na swoją dziewczynę i wyciągając w jej stronę rękę. Granger natychmiast ją uścisnęła. Nie minęła chwila, gdy do Pokoju wparował George z Luną przewieszoną przez ramię.
-Cholera. –syknęła dziewczyna, na co jej chłopak roześmiał się wesoło, przytulając ja do siebie.

 
Hermiona padnięta weszła do dormitorium pogrążonego w ciemności. Całą imprezę spędziła z Fredem, Georgem, Ginny oraz oczywiście Ronem i Harry’m. Chociaż ostatnia trójka, oprócz ciągłego uśmiechu na ich rozradowanych dziobach, nic nie mówiła. Szatynka, uważając na Lavender i Parvati, które spały rozwalone na podłodze, przedostała się do łóżka i wgramoliła się pod kołdrę. Wyszeptała cicho zaklęcie i oświetlając sobie kartkę, napisała na nich kilka słów. Ułożyła z niej małego samolocika i wypuściła go z rąk. Karteczka pokrążyła chwile po pokoju, szybując i wywijając slalomy, by po chwili wylecieć przez uchylone okno. Szatynka uśmiechnęła się do siebie, zatapiając się w ciepłej kołdrze, jednak nie na długo. Po chwili usłyszała ciche pukanie w szybę. Wystraszona na śmierć, podeszła powoli do okna z różdżką wyciągniętą przed siebie.  Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała tam znudzoną twarz Pansy, która przyglądała się swoim paznokciom. Granger otworzyła okno i popatrzyła wściekle na siostrę.
-Pansy do cholery! –ślizgonka powoli podniosła na nią wzrok.
-No nareszcie, ile można czekać. –mruknęła brunetka. Po chwili uśmiechnęła się szeroko. –Chodź, lecimy na siostrzaną przejażdżkę! –krzyknęła dziewczyna, ale szatynka zamknęła jej usta.
-Cicho, dziewczyny śpią!
-Dziewczyny śpią, dziewczyny śpią… -przedrzeźniała ją Parkinson. –Wskakuj i lecimy pogadać! Następnym razem jak wyślesz mi samolocik z tekstem, że jesteś z Fredem, to się przygotuj, że do ciebie przylecę! –Hermiona przekręciła oczami. –No nie kręć, nie kręć, tylko wskakuj!
-Przepraszam bardzo, ale na co? –gryfonka dopiero teraz wytężyła wzrok. Po chwili zauważyła, że jej siostra siedzi na drewnianym patyku. –Nie myślisz chyba, że na to wejdę? –ale szatynka nie doczekała się odpowiedzi, tylko brunetka złapała ją za rękę i wciągnęła siłą na miotłę. Granger objęła mocno ślizgonkę, prawie łamiąc jej żebra. –Jesteś najgorszą siostrą na świecie.
-Też cię kocham. –zadeklarowała Pansy, zanim zaczęła pikować z zawrotna prędkością w dół. Hermiona, próbując nie piszczeć i nie obudzić całego zamku, utkwiła głowę w plecach „kierowcy”. Po chwili starsza z sióstr poderwała się gwałtownie w górę i żeby nie zlecieć szatynka zaczepiła się nogami wokół nóg ślizgonki. Mając cały czas zamknięte oczy, gryfonka poczuła, że stoją w miejscu. –Otwórz oczy, tchórzu.
-Nie jestem tchórzem. –zaprotestowała dziewczyna, odchylając się od siostry i otwierając oczy. Zaniemówiła z wrażenia. Znajdowały się teraz ponad poziomem chmur, które całkowicie zakryły ziemię. –O matko, jak tu jest pięknie.
-Wyraz twojej twarzy był warty tych wszystkich przekleństw, które dotarły do moich uszu. –powiedziała Pans, kręcąc głową z rozbawieniem. Dziewczyna odwróciła się przodem do siostry, cały czas utrzymując równowagę miotły. –Szczęśliwszą mordkę mogłabyś mieć tylko, gdy gadałaś z Weasley’em. Opowiadaj, młoda.
-Nie mogło to poczekać do rana?
-A zrzucić cię?
-Już opowiadam. Ale zimno mi. –Pansy rzuciła szatynce swoją bluzę, która zaczęła szybko streszczać całą rozmowę z Fredem. Widząc jednak minę Parkinson, przerwała. –No o co ci chodzi? Przecież opowiadam. –brunetka po raz kolejny przewróciła oczami.
-A myślisz, że obchodzi mnie co powiedzieliście słowo w słowo? Może takie słodkości lubi Ginny, Nott i ta blondyna, jak jej tam… Brown! Mi bardziej chodziło o konkret – czyli jak ty się czujesz z tym? A to, że mój szwagier mówił o twoich oczach to mi, za przeproszeniem, wisi. Na tym polega różnica między przyjaciółką, a siostrą – ja zapytam o twoje uczucia, Gin zapyta o urocze szczegóły rozmowy. –wyjaśniła ślizgonka. –Poza tym to ja mam ładniejsze oczy.
-A ja już myślałam, że raz w życiu powiesz coś miłego, przy okazji nie mówiąc o sobie.
-Wykluczone. –starsza z sióstr uśmiechnęła się uroczo. –Sprecyzuję: jak się czujesz z tym, że jesteś nową panią Weasley?
Hermiona zacisnęła usta, powstrzymując się przed zwróceniem dziewczynie uwagi. W każdym momencie, pomyślała, może mnie zrzucić, więc lepiej jej nie drażnić.
-Wiesz, co… Fajnie mi z tym. Naprawdę. Tak się cieszę, że wreszcie dotarłam do tego momentu, że umiałam powiedzieć przed sobą i w sumie przed nim, że no wiesz… lubię go. Ale trochę się obawiam, bo Fred to Fred, wieczny żartowniś, który na wyciagnięcie ręki ma każdą. A ja to…
-Najgenialniejsza siostra na świecie, bardzo mądra dziewczyna, która ma zaniżone w cholerę poczucie wartości, a jest śliczna i ma niesamowitą urodę, tak, tak, wszyscy, to wiemy. No i co dalej? –wtrąciła Pansy, powodując wielki rumieniec na twarzy gryfonki i nieśmiały uśmiech.
-Kocham cię, Parkinson.
-Nareszcie to przyznałaś. Co dalej?
-No po prostu, obawiam się trochę. Jeszcze tak dużo czasu jako para nie spędziliśmy i nie wiem jak się zachowywać, będąc czyjąś dziewczyną. Co mam mówić, a co nie, co robić, a co nie. –wyznała szatynka. –Fred Weasley jest moim pierwszym chłopakiem.
-Po prostu bądź sobą. To jest najważniejsze. –poradziła brunetka. - I jakoś wyjdzie. Na serio. Wszystko będzie dobrze, młoda! Weasley lubi cie taką jak jesteś, więc… bądź taka. –dziewczyna uśmiechnęła się wesoło. Po sekundzie klasnęła w ręce. –No i cudo, wszystko w miarę obgadane, odstawiam cię do łóżka, bo zaraz trzecia w nocy, a jako starsza siostra muszę dbać o to byś się wysypiała. Poza tym w ogóle nie powinnam z tobą gadać. –Hermiona popatrzyła na nią zdziwiona. –Bądź co bądź, wygraliście mecz. Ale to był tylko taki chwyt, by szczęśliwy Fred do ciebie zagadał.
-Och, jaki Slytherin jest cudowny, że tak o mnie dba. –zironizowała szatynka.
-Kiedyś ci te słowa wypomnę. –mruknęła Pansy.

 
Granger nie była zbytnio zdziwiona, gdy obudziły ją dwa wielkie cielska spadające na nią z prędkością światła.
-Dupa w górę, kochana! –ryknęła Lavender tuż nad jej uchem, rozkładając się na połowie jej cieplutkiego łóżeczka. Drugą połowę zajęła Parvati, która zaczęła odprawiać jakieś dzikie tańce.
-Wstajemy, wstajemy, Weasley’ówna! Słoneczko wstało, takie piękne i ogniste jak włosy twojego chłopa! –po tych słowach szatynka ryknęła śmiechem, rozbudzając się już całkowicie.
-Już, już, wstaję, wstaję. –mruknęła dziewczyna, przecierając oczy.- Co wy w takim dobrym humorze?
-No jak to co, ostatnia z naszego dormitorium znalazła se chłopczyka. To czemu mamy być w złym? –zapytała Patil, rozciągając się tak, że włożyła swoje ręce prosto w twarze koleżanek.
-Pav, do jasnej ciasnej, ty uważaj z tymi kończynami! –zagroziła rozbawiona blondynka, która spadła przez to z łóżka. –To ja już idę, a wy się szykujcie. –powiedziała Brown, znikając w drzwiach. Hermiona popatrzyła zdziwiona na miejsce, gdzie przed chwila stała współlokatorka.
-Co ona tak się spieszy? Przecież dziś niedziela, śniadanie trwa dłużej.
-Dziwisz się? –zapytała bliźniaczka, wkładając na nogi granatowe trampki. –Leci wszystkich poinformować, że jesteś z Fredem. –mruknęła dziewczyna, przeglądając się w lustrze. –Idziesz? –ale odpowiedziało jej tylko głośne trzaśnięcie drzwiami. – Chyba miałam jej tego nie mówić. –zauważyła Parvati, wiążąc sobie wysokiego kucyka. W tym czasie Hermiona, która była cały czas w bluzie Pansy i spodenkach do spania, wybiegła z Pokoju Wspólnego. Na końcu korytarza zauważyła rozwiane włosy Lavender.
-Brown, wracaj mi tu!- krzyknęła rozwścieczona szatynka. Blondynka pokazała jej tylko język.
-Ani mi się śni, kochana! –po czym zniknęła za zakrętem. Granger ruszyła śladem dziewczyny, ale gdy skręciła już tam, gdzie zniknęła koleżanka, poczuła jak jakieś wielkie ramiona łapią ją i podtrzymują w górę. –Dzięki, Broadway, ratujesz sytuacje! –Hermiona, słysząc te słowa popatrzyła w górę na swojego porywacza.
-Aaron, puść mnie natychmiast!
Chłopak uśmiechnął się uroczo, pokazując swój przesłodki dołeczek.
-Ani mi się śni, kochana! –powiedział brunet, mrugając do rozwścieczonej gryfonki. Wisząca w powietrzu dziewczyna zapowietrzyła się.
-Ale nawet nie wiesz co ta bestia – Hermiona wskazała głową na Lavender, smiejącą się od ucha do ucha –chce zrobić!
-Oświeć mnie w takim razie.
-Chce powiedzieć całemu Hogwartowi, że spotykam się z Fredem! –Aaron otworzył szeroko oczy.
-Nie wierzę, Lav, jak możesz! –krzyknął chłopak. Granger uśmiechnęła się zwycięsko, widząc zdezorientowaną minę Brown. –Ja chciałem to zrobić!
-Zaraz co? –zapytała zaskoczona gryfonka, na co blondynka z bliźniakiem tylko się roześmiali.
-Czyń honory, kochana! –zasalutował Broadway. Lavender uśmiechnęła się wesoło i po sekundzie zniknęła im z pola widzenia. –Gdyby były zawody w roznoszeniu plotek, to ona by była mistrzynią.
-Gdyby były zawody w byciu najgorszym, najgłupszym i najwredniejszym chłopakiem na ziemi, zmiótłbyś konkurencję z ziemi. –warknęła szatynka, gdy chłopak odłożył już ją na ziemię. Aaron cmoknął z sarkazmem.
-To boli. Weasley na ciebie źle wpływa. Ale skoro już jesteśmy przy nim…
-Nie będę ci nic opowiadać, bo mam cię dość. –powiedziała dziewczyna. Bliźniak popatrzył na nią zdziwiony.
-Czochrańcu, ale uspokój się, przecież to wszystko żarty. –bronił się gryfon.
-Tak, akurat dla ciebie wszystko jest jednym wielkim żartem.
-Stop, nie rozumiem czegoś. Czy ty jesteś na mnie zła? –zapytał chłopak, łapiąc w ramiona przyjaciółkę.
-Tak, jestem na ciebie wkurzona, bo ze wszystkiego robisz żarty, jesteś niepoważny i…
-Bo pozwoliłem Lavender powiedzieć, że jesteś z Weasley’em? –Aaron zmrużył oczy niepewnie. Nie takiego spotkania się spodziewał. –O co teraz ty mnie winisz?
-O nic, przecież idealnego pana Aarona o nic nie można winić! Wspaniały, przystojny, inteligentny Aaron Broadway!
-Granger, do cholery, o czym ty mówisz?! O co ci, na Merlina chodzi?!
- Denerwujesz mnie. –oświadczyła Hermiona, zostawiając zszokowanego chłopaka na korytarzu.



Hermiona, po szybkim przebraniu, wróciła do Wielkiej Sali i usiadła obok Harry’ego i Rona. Zobaczyła, że Aaron siedzi u szczytu stołu i rozmawia wesoło z Lee Jordanem. Nawet nie wiedziała co ją tak w nim zdenerwowało. Niepotrzebnie się na nim tak wyżyła, chciał tak jak wszyscy dowiedzieć się więcej. Nawet nie sądziła, że taka złość się w niej piętrzyła. Biedny Aaron, muszę go przeprosić, pomyślała.
-Coś się stało? –zapytał delikatnie Harry.
-Wiesz, że nawet nie wiem. –odparła bezradnie szatynka, patrząc wzrokiem smutnego psa na przyjaciół.  Ron przesunął jedzenie na bok.
-Oho, szykuj się na Rona-psychologa. Nawet jajecznicę odstawił . –mruknął Potter, upijając sok dyniowy z pucharka rudowłosego.
-Harry, zostaw mój soczek. A ty, Hermioneczka, daj mi wykorzystać mój umiejętności doceniane przez Trelawney –chłopak pomachał rękami nad głową dziewczyny, doprowadzając ją do cichego chichotu. – Jesteś szczęśliwa, że jesteś z Fredem, ale masz dość szopki wokół tego, że wreszcie jesteście razem. Z tego powodu pokłóciłaś się z bliską ci osobą. Zgadłem? –Hermiona z trudem pozbierała szczękę z ziemi.
-Skąd wiedziałeś? –Harry wypluł sok.
-Zgadł? –widząc potakującą głowę przyjaciółki, wlepił ślepia w Weasley’a. –Cholera, czemu w takim razie nie ty mnie uczysz Wróżbiarstwa?
-Żartuję, nawet na to nie spojrzałem przez moje trzecie oko. –mruknął Ron –To całkiem typowy scenariusz. Nie wiem czemu, ale większość dziewczyn moich braci prawie zawsze kieruje się do mnie z taką sprawą. To jest chore, bo czemu do najmłodszego z braci, ale gadałem tak już z Fleur, nawet z Luną i Katie Bell, no i Angelina, pamiętacie, ona też… A no i jeszcze mam Ginny. I siedemnaście kuzynek. –wyliczył chłopak. Hermiona i Harry złapali się za głowy. –Też sobie współczuję.
-Osiemnaście kuzynek, zapomniałeś o Kornelii.-mruknął Fred, który nagle się przysiadł do przyjaciół. Obok Rona usiadł George z Ginny. –Cześć, kochanie. –przywitał się bliźniak, całując swoją dziewczynę w policzek.
-No dobra, ale Kornelia ma miesiąc. Nie sądzę, żeby już się umawiała z chłopakami. –burknął Ronald.
-To z kim się o nas pokłóciłaś? –zapytał Fred, ignorując młodszego brata. 
-Z Aaronem. –wyznała Granger, grzebiąc łyżką w jajecznicy. George machnął ręką.
-Twardy chłop, o takie głupstwo się nie obrazi. Pewnie gorsze rzeczy miewał ze swoją siostrzyczką. –zostawiając temat Broadway’a, przyjaciele zaczęli już swobodnie z sobą rozmawiać, dosłownie o wszystkim. Harry rozprawiał z George’m i Fredem o wczorajszym meczu, Ginny kłóciła się z Ronem o jakieś głupstwa, jedynie Hermiona cały czas milczała, rozmyślając o brunecie. Nagle gwar rozmów przerwało głośne stukanie w szklankę. Uczniowie zwrócili wzrok w kierunku stojącej przy mównicy, Umbridge. –Pewnie wam pogratuluje. –mruknął rozbawiony George, puszczając oczko Hermionie i Fredowi.
-Moi drodzy –rozpoczęła nauczycielka, uśmiechając się słodko. –Na początku chciałam z całego serca pogratulować gryfonom, cudowny mecz, kochani. Jednak niestety powód mojego przemówienia nie należy do przyjemnych. Rozmawiałam na ten temat z dyrektorem, i razem podjęliśmy decyzję. Dla naszego bezpieczeństwa. Dostaliśmy wiadomość, że jeden z naszych uczniów dopuszcza się czynu zakazanego i karalnego. Dlatego też… Aaronie Broadway, zostaje pan natychmiastowo wydalony ze szkoły.



kisski
~Kate

piątek, 9 września 2016

Rozdział XXII

OŁMAJGOT
KATE POTTER
TO WREDNY KNOT

znowu się spóxniłam
nawaliłam
i to tak masakrycznie
ale spokojnie dostałam już groźby od kilku osób, żeby szybciej dodać rozdział, więc specjalnie dla nich (ALS, NATUSIA, WIKSZYK, ELUSINKA) wbijam z rozdziałem
i pod spodem pogadamy
ale jestem ciekawa Waszych reakcji...
dobra lecimy z tym
omg



ROZDZIAŁ XXII

-To był najdziwniejszy i chyba najgorszy miesiąc w moim życiu. –Ginny zmrużyła oczy, przyglądając się załamanej przyjaciółce. Siedziały teraz w dormitorium gryfonki, która postanowiła podzielić się jakimś ważnym „problemem” z Weasley’ówną.
–Opowiadaj. –zarządziła dziewczyna, rozsiadając się wygodniej na łóżku szatynki.
- Dziś jest ostatni dzień września. Minął calutki miesiąc użerania się z idiotycznym planem Pansy i Aarona. Minął calutki miesiąc nauczania różowej ropuchy. Minął calutki miesiąc niewiedzy kim byli moi rodzice. Minął calutki miesiąc bez twojego brata, za którym, kurka, tęsknię! – powiedziała Hermiona, zatapiając twarz w poduszce. Ginny zmarszczyła brwi, zastanawiając się głęboko, by po chwili wypuścić ze świstem powietrze.
-Zacznijmy od początku, Hermiś. Podsumujmy wszystko, tak jak… tak jak… rozdział w podręczniku! –zawołała radośnie rudowłosa. Rozgryzie przyjaciółkę na jej własny sposób. –Na początek jakiś łatwy temacik. Nasza Dolores!
-Mam jej dość. Niczego nas nie uczy, marnujemy tylko czas, a powinniśmy się zająć prawdziwą, praktyczną obroną przed czarną magią! –wybuchła dziewczyna. Młodsza gryfonka pokiwała głową.
-Masz poparcie chyba całego Hogwartu. No może bez połowy Slytherinu, ale kogo oni obchodzą! –Weasley machnęła ręką. –Jeszcze coś wykombinujesz, znam cię. A teraz lecimy dalej. Rodzice.
-Z Luną znalazłyśmy kilka nazwisk i teraz czekamy, aż jej tata wyśle nam stare gazetki szkolne, a my musimy poszukać w bibliotece kronik. 
-No widzisz! Koło się kręci! Możemy się umówić, że za tydzień nawet was przycisnę i poszukacie tych głupich kronik. Załatwione! –Ginny pstryknęła palcami. –Lecimy dalej. Dwa ostatnie problemy są ze sobą chyba powiązane, a zatem… wytłumacz mi wszystko po kolei. I dokładnie wytłumacz mi to, że tęsknisz za moim bratem! –zapiszczała dziewczyna. Szatynka przekręciła oczami.
-I tak długo wytrzymałaś. A teraz posłuchaj. –Hermiona chrząknęła, przygotowując się na długą przemowę. –Całowałam się z Fredem, wtedy po treningu, gdy zasypaliście mnie i Lunę pergaminami i resztkami ławek. –Weasley’ówna spadła z hukiem na podłogę. Szybko pozbierała się, szczerząc się wesoło i nakazała ruchem ręki, by szatynka sobie nie przeszkadzała. –No i od tego cholernego momentu zaczyna się cyrk. Zaczęłam unikać Freda, a on zaczął mnie specjalnie denerwować. Ale po piekielnych i do tego przecudnych serduszkach nagle dał sobie chwilowy spokój. To chyba po tym jak uderzyłam go książką w twarz. –Ginny zacisnęła usta, powstrzymując się od dodania jakiejś kąśliwej uwagi.– Po owym incydencie moja siostrunia i Broadway zawarli jakiś pakt, by nas zeswatać. A najśmieszniejsze jest to, że i ja i Fred zaczęliśmy ich unikać. No i pomyślałabyś, że super, przecież wszystko jest ok. Ale właśnie nie jest!
-Zgubiłam się. –mruknęła rudowłosa. Hermiona prychnęła.
-No to skup się. A zatem, ten miesiąc, kiedy ja i Fred unikaliśmy się jak ognia, i Pansy i Aarona też, dał mi wiele do myślenia. Nie umiem się przyznać do swoich uczuć. –oświadczyła twardo Granger, patrząc prosto na zszokowaną Ginny. Co jak co, ale czegoś takiego się nie spodziewała.
-Powtarzam ci to od pierwszej klasy.
-Nie przypominam sobie –zbyła ją szatynka. – Ale wracając, wiesz co… Mam dość tego uciekania od podejmowania decyzji sercowych. Trzeba stawić im czoło. I jestem gotowa przyznać, że twój brat mi się podoba. –Ginny ponownie zleciała z łóżka. I tym razem już się nie pozbierała tylko leżała, oddychając szybko przez nos.
-Coś ty zrobiła z moją przyjaciółką?!
-Naprawdę nie wiesz jak okropne jest połączenie Pansy i Aarona. Ale dzięki nim cos sobie uzmysłowiłam i zamierzam powiedzieć Fredowi, że go … -ale w tym momencie rudowłosa dosłownie rzuciła się na gryfonkę, powodując, że obie zleciały na ziemię.
-Kocham cię, Mionka!
-Dobrze wiedzieć, że zawsze jakiś Weasley będzie do mnie pałał uczuciem. –odparła roześmiana dziewczyna, przytulając do siebie Ginny. –Jutro po meczu mu powiem. –Rudowłosa pisnęła radośnie. Wreszcie. Po tylu próbach coś dotarło do tego łba, pokrytego burzą włosów. Dziewczyna uśmiechnęła się do samej siebie. Przecież tak niedawno na wakacjach mówiła, że coś między tą dwójką powstanie. A ona nigdy się nie myli!



-CICHO BĄDŹ! –ryknął Lee Jordan, rzucając poduszką w Freda. Taką sytuację zastał George, który wszedł w tym momencie do własnego dormitorium. Przeskoczył wzrokiem z zrozpaczonego bliźniaka na zdenerwowanego czarnoskórego. Rudowłosy po sekundzie zdecydował , że powinien się natychmiast wycofać. I jak pomyślał, tak zaczął robić. Jednak w tym momencie mordercza poduszka Jordana trafiła w klamkę do drzwi. –Nawet nie myśl, Weasley. To twój bliźniak.
-Ależ co ci mój bliźniak uczynił, kochany? –zapytał George, rzucając się na swoje łóżko i przyglądając się stojącemu pośrodku dormitorium, Fredowi.
-Mam zamiar powiedzieć Hermionie, co do niej czuję. Jutro, po meczu. –oświadczył chłopak z powagą. Jego sobowtór zachłysnął się powietrzem.
-Bez jaj!
-Z jajami. –zaprzeczył rzeczowo Lee, kręcąc głową. –Od godziny mi tu pitu, pitu, że on to zrobi i jak to zrobi, i że ma stresa, esa floresa… -wyliczał chłopak, przedrzeźniając przyjaciela. –A ja jestem zmęczony i chcę iść spać! A przez tego Romea nie mogę!
-Romea? –zapytali równo Weasley’owie, patrząc zdziwieni na przyjaciela, który wzniósł ręce do góry.
-Przecież to klasyk! –rudowłosi wytrzeszczyli bardziej oczy. Jordan prychnął, zdegustowany. –Wy i mugolska literatura… - i po tych słowach zakopał się pod kołdrą.


 
Hermiona uwielbiała tą atmosferę przed meczem, kiedy Domy się z sobą integrują, by wspólnie kibicować drużynom. Sobota, pierwszy dzień października i Gryffindor kontra Slytherin. Szatynka uśmiechnęła się do siebie, idąc w kierunku Wielkiej Sali. Kilka puchonów i krukonów zapewniało ją, że Dom Lwa na pewno wygra, gdy ją mijali na korytarzu. Dziewczyna weszła do Sali, od razu zwracając uwagę na drużynę gryfonów, którzy siedzieli zbici pośrodku stołu. Szatynka dosiadła się, obdarowując wszystkich szerokim uśmiechem. Angelina wykrzywiła twarz w dziwnym grymasie, Katie pomachała do niej nerwowo, za to Ron nawet nie zauważył przyjścia przyjaciółki. Harry skupił się na zabijaniu swojego omleta widelcem, a Ginny kiwała się na ławce. George o czymś szczegółowo rozprawiał z bliźniakiem, ale po chwili zamaszyście pomachał w jej kierunku, uderzając Freda w twarz. Poszkodowany Weasley spadł z ławki, ale szybko się pozbierał, rzucając groźby śmierci w kierunku brata. Po chwili odwrócił się do Hermiony i uśmiechnął się wesoło. Gryfoni patrzyliby na siebie jeszcze dłużej, gdyby nie zrozpaczony krukon, który dobiegł do stołu.
-Angelina, Angelina! –kapitan drużyny zerwała się i podbiegła do chłopaka. Wymienili szybko kilka zdań, po czym bladziutka dziewczyna wróciła do stołu. Przyjaciele spojrzeli na nią z niepokojem.
-To był chłopak Alicji – powiedziała kruchym głosem ciemnoskóra. –Spinnet została zepchnięta ze schodów.
-Co?!- odezwali się wszyscy. Gryfonka była jednym z ścigających. –Ale kto?! Jak to?!
-Nie muszę wam mówić, że to był jakiś walony ślizgon. –prychnęła zdegustowana dziewczyna. –Nie mamy zastępcy, więc jedyna możliwość to… Ginny, ja wiem, że jesteś rezerwowym szukającym, ale jako ścigająca też jesteś niesamowita. Wchodzisz za Spinnet. –zarządziła Johnson, oddalając się natychmiast. –Zbiórka w namiocie. –powiedziała szybko, zanim zniknęła z pola widzenia. Zaraz za nią pognała Bell’ówna. Rudowłosa dziewczyna, krztusząc się sokiem, patrzyła niedowierzająco i z przerażeniem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Angelina. Krepującą ciszę przerwał wybuch radości Hermiony.
-Gin, to cudownie! Twój pierwszy mecz! To niesamowite! Nie żebym się cieszyła z upadku Alicji, ale świetnie się złożyło! –krzyknęła wesoło szatynka, skacząc wzrokiem po twarzach przyjaciół. Po pewnej chwili bliźniacy razem z nią zaczęli wiwatować, a za nimi prawie natychmiast dołączyli się Ron i Harry. Jednak sama ścigająca nie podzielała entuzjazmu reszty.
-Ale co jeśli… Przecież ja mogę wszystko zepsuć! –zamarudziła żałośnie Weasley’ówna, chowając głowę w rękach. Harry objął ją opiekuńczo, próbując dodać dziewczynie jakiejś otuchy. Ta tylko odtrąciła go lekko łokciem. –Ja nie umiem tak dobrze grać! –te słowa były jak prawy sierpowy prosto w dumę i honor bliźniaków Weasley. Rudowłosi prychnęli głośno, oburzeni:
-E, e, e! Młoda! 
-Wiesz, że nas teraz obrażasz?
-Merlinie, George, potem o tym porozmawiamy, teraz trza dziołchę na duszysku podnieść!
-No dobra...
-Ale zdajesz sobie sprawę, że przy okazji nas obrażasz?
-Fred! Ale zdajesz sobie sprawę, Gin?
-Do rzeczy. –mruknęła Hermiona, przerywając bliźniakom. Fred wypuścił powietrze.
-Jak sobie szanowna panienka życzy. Siostro ma…
-I ma! Uczyliśmy cię od dzieciaka jak grać! I dlatego nas obrażasz…
-Jako najlepszych nauczycieli pod Saturnem!
-I uwierz mi, jesteś lepsza niż niejeden Wiktor Krum!
-Więc mi się tu nie smutaj, bo jeśli ktoś ma zepsuć nam mecz…
-To on! –powiedzieli równocześnie bliźniacy, wskazując na siebie nawzajem. Gryfoni wybuchli śmiechem, a Ginny wręcz płakała ze śmiechu. Po skończeniu śniadania przyjaciele ruszyli w kierunku boiska do Quidditch’a. Przechodzili właśnie przez praktycznie spustoszały korytarz, gdy nagle miłą atmosferę przerwało pojawienie się ślizgonów. Trójka uczniów Domu Węża zastąpiła im drogę, uśmiechając się ironicznie. Jeden z nich zaczął szyderczo klaskać.
-No kogo my tu mamy… Nasze malutkie lwiątka… Słyszałem, Weasley, że się spotkamy na boisku… -chłopak założył ręce na piersi. –Skopię cię na kwaśne jabłko, Ruda! –ryknął rozbawiony Blaise Zabini, pokazując gryfonce język. Ginny zapowietrzyła się natychmiast.
-O, kto tu komu skopie tyłek! –odparła przez śmiech dziewczyna podchodząc do czarnoskórego. Dwójka zaczęła wokół siebie skakać i żartobliwie wygrażać pięściami. Teodor Nott podszedł do Hermiony i potarmosił jej włosy.
-No, dziś będzie rozstrzygnięcie sporu między siostrami. –mruknął rozbawiony ślizgon. Parkinson podeszła do gryfonów i uśmiechnęła się uroczo.
-Siostruś, Grzomtterku drogi i moi kochani Weasley’owie… Nie macie z nami szans.
-O kochanieńka, nie bylibyśmy tacy pewni. –odparli równo bliźniacy, powodując kolejny wybuch śmiechu. Ginny i Blaise zakończyli pojedynek na słowa i podeszli do reszty.
-Jeśli ktoś ma go zrzucić z miotły –rudowłosa wskazała na rozchichotanego, przewyższającego ją o dwie głowy Zabiniego – to będę to ja! –zgłosiła się dziewczyna. Nott prychnął tylko, powodując, że rudowłosa zmrużyła oczy. –Ciesz się, że dziś nie grasz, bo ty też byś podzielił jego los!
-Nie chcę przerywać, ale żeby ich pokonać musimy być żywi, a nie wiem czy nadal będziemy oddychać, jeśli zaraz nie zjawimy się w namiocie. Angelina jest zdolna do wielu czynów. –mruknął Harry, popychając drużynę gryfonów w stronę wyjścia, która dopiero się rozkręcała. W ich ślady zaraz pobiegł czarnoskóry ślizgon, a Teodor i siostry zostali jeszcze z tyłu.
-To będzie najbardziej emocjonujący mecz w moim życiu. –stwierdziła stanowczo Parkinson, łapiąc gryfonkę pod ramię. –A zatem w drogę, kochanieńka, ponieważ dopiero za miesiąc będziemy mogły spokojnie pogadać, przy okazji nie drwiąc z przegranej strony! –zarządziła brunetka, krocząc ochoczo w kierunku boiska i przy okazji ciągnąc za sobą Granger’ównę. Teodor podreptał za nimi rozbawiony.
-Znając dumę  Hermiony i honor Pansy, hmm… no cóż, do Wielkanocy nie porozmawiacie. –powiedział ślizgon, zostając zgromiony wzrokiem dziewczyn. Nott wyszczerzył tylko zęby.



-I to właśnie były te poczwary, które… Przepraszam, pani profesor, tylko takie malutkie wtrącenie, obiecuję na własną matkę, że to się nie powtórzy! – Jordan poprawił się natychmiast. –I to właśnie była drużyna Slytherinu. A teraz – DRUŻYNA GRYFFINDORU, PROSZĘ PAŃSTWA!!! –ryknął do mikrofonu Lee, gdy na boisko wlecieli gryfoni. –Nasza pani kapitan, niesamowita ścigająca, wspaniała Angelina Johnson! Proszę spojrzeć jak zwinna jest ta dziewczyna, została wręcz urodzona na miotle! Kim jest ta gryfonka, pełna gracji, wdzięku i uroku?! Toż to słodka Katie Bell na pozycji ścigającej! A kto towarzyszy temu zabójczemu duetowi? Spinnet leży w Skrzydle Szpitalnym, więc kto jest godny zastąpić tą wspaniałą dziewczynę? OTO I ONA! Nasza trzecia ścigająca! Piękna, zgrabna, cudowna, zabawna, utalentowana… Potter, nie patrz tak na mnie! … GINNY WEASLEY! –zawył ciemnoskóry, prawie zagłuszony przez wrzawę podniesioną przez tłum. –Pałkarze to oczywiście nasi bliźniacy! Nie mam zamiaru ich przedstawiać, wiszą mi po kilka galeonów. No i oczywiście największy zazdrośnik w historii, ale i niezawodny szukający, Harry Potter! No i co się znowu patrzysz? Nie można powiedzieć, że masz fajną dziewczynę? Mówiłem, że zazdrośnik jak… Już, pani profesor, wracam do tematu. I nowy obrońca gryfonów – Ronald Weasley, prze państwa! Merlinie, ile tych Weasley’ów się tu nagromadziło! Ale uwaga, gra się zaczęła! Malfoy, ty tępoto, myślisz, że jak będziesz leciał za Potterem to znajdziesz znicza? PANI PROFESOR, PROSZĘ O PRZEBACZENIE, TO SIĘ NIE POWTÓRZY! Cholerni ślizgoni… To mikrofon był włączony? Jejku, skąd mogłem wiedzieć. –Jordan udał zaskoczenie.- Dobrze, ale powróćmy do meczu. Weasley przy kaflu… Nie ten ani tym bardziej tamten, chodziło mi o Weasley – dziewczynę! No dobra, ona przy kaflu, poddaje Angelinie, która mknie ku obrońcy Slytherinu! I uwaga, rzuca… Chwila moment! Ona go poddaje Weasley’ównie, która pojawiła się niewiadomo skąd i… ZDOBYWA PUNKT! 10:0!!! JAK MERLINA KOCHAM, PROWADZIMY! Tak, pani profesor, wypiłem przed meczem melissę, jak pani prosiła… Ależ wróćmy do meczu… -śmigające postacie co chwila przejmowały kafla, a pałkarze dzielnie bronili swoich zawodników. Szukający kołowali na boiskiem, starając się wypatrzeć znicza. Kilka razy Bell zawisła niebezpiecznie popchnięta przez ślizgona, a Malfoy stał się celem głównym tłuczków bliźniaków. Mecz trwał od godziny i gryfoni prowadzili 70:30. Ron świetnie spisywał się jako obrońca. – POTTER WYPATRZYŁ ZNICZA! –wszyscy skupili się na Harry’m, który zaczął pikować w kierunku ziemi. –Malfoy za nim leci, ale zbyt duża odległość go dzieli od naszego zawodnika… Potter, już prawie, już prawie… POTTER MA ZNICZA! –wykrzyknął Lee, ledwo usłyszany, ponieważ dziki wiwat zagłuszył jego okrzyk. Brunet podleciał do góry, wyciągając rękę z piłeczką do góry.  –I co i głupio wam gady jedne?!- podsumował Jordan, ruszając w kierunku drużyny gryfonów.



Ognista lała się hektolitrami, a konfetti w kształcie znicza było dosłownie wszędzie. Nawet w owych hektolitrach. Hermiona właśnie odepchnęła od siebie upitego Deana Thomasa, który za cel postawił sobie wyjaśnienie jej różnicy między bliźniaczkami Broadway, by w końcu zaczęła rozpoznawać która to która. Co z tego, że Broadawy’owie to dziewczyna i chłopak, Deana i Ognistą w jego żyłach niezbyt to obchodziło. Granger zmierzała w kierunku rozchichotanej Ginny, która siedziała na sofie z Harry’m. Szatynka uśmiechnęła się na widok pary i zaczęła się do nich zbliżać, gdy drogę zastąpił jej wcześniej wspomniany gryfon.
-Więc uwierz, Gringir, można pomyśleć, że są tacy…  tacy sami! Alkeż nie! Jeśli bidziesz miała plobrem, to patrz na … oczy! Veronica ma ziloniutkie! Za to Aaronna –dziewczyna o mało co nie parsknęła śmiechem, gdy Dean „zrobił” z Broadway’a dziewczynę. – ma nibiściutkie! Ale najważniejsze… Veronica jest ładniejsza od siostry, zapamitaj mi to! –zastrzegł Thomas. –Ron, czy ty trzymasz butelkę? Bracie kamracie, podziel się! –wrzasnął chłopak i ruszył w kierunku rudowłosego. Hermiona pokręciła głową. Aaron nie byłby zadowolony ze słów Deana. Granger w końcu dotarła do Gin i Harry’ego i opadła na kanapę.
-Nie przeszkadzajcie sobie… Ja wpadłam tylko zapytać, czy wiesz gdzie jest Fred? –Weasley uśmiechnęła się szeroko i szepnęła cos na ucho chłopakowi, który wyszczerzył się tylko.
-Jestem z ciebie dumny, Hermiono. –powiedział brunet. –Stoi przy obrazie razem z George’m, Luną i Lee. –okularnik pokazał palcem ową czwórkę. –Powodzenia. –mruknął Potter, popychając przyjaciółkę w kierunku gryfonów. Szatynka kilka razy odetchnęła głęboko i ruszyła w ich kierunku. Omijając konfetti, balony i tańczących uczniów, dotarła do celu. Powitała wszystkich uśmiechem.
-Cześć!
-Ola siniorita! –krzyknęli zgodnie chłopcy. Fred puścił do niej oczko, powodując lekki rumieniec u dziewczyny. Lovegood rzuciła się w objęcia dziewczyny.
-Hermiona, ratuj! Ta trójka to jakieś potwory! –oświadczyła blondynka.
-Przykro mi, ale ja wpadłam tylko na chwilkę. Po kogoś. –„Ryzyk fizyk, Granger!” jak to zwykł mawiać Nott. –Fred, przejdziemy się? –bliźniak uśmiechnął się wesoło, a pozostali wydali z siebie ciche „uuuuuu”. Szatynka zmierzyła ich wzrokiem Bazyliszka, a George poruszył znacząco brwiami.
-Ależ oczywiście, mój brat jest wolny. I chętnie się z tobą przejdzie. Kochanie. –bliźniak wziął na ręce Lunę –Jordan. –ciemnoskóry wyprostował się machinalnie. –Prowadź w kierunku stołu! Razem z kobietą mojego serducha i z tobą, mój drogi… Nie, słońce, nie musisz być o niego zazdrosna, ciebie kocham najbardziej na świecie… a więc razem napijemy się i najemy za Granger i moją brzydszą kopię! –to powiedziawszy rudowłosy ruszył razem z krukonką na rekach, a za nim podążył rozchichotany Lee. Fred popatrzył się na szatynkę.
-No to zapraszam na spacerek.-powiedział szarmancko Weasley, biorąc dziewczynę pod rękę, która zaśmiała się perliście. Gryfoni wyszli z Pokoju Wspólnego i natychmiast uderzył ich chłód korytarza. Nastąpiła na chwilę przyjemna cisza, by każdy z nich mógł przemyśleć co chciałby powiedzieć. Dotarli na ostatnie piętro, które było całkiem opustoszałe. Hermiona wdrapała się na parapet, siadając po turecku, zaś chłopak oparł się o ścianę.
-Chciałbym/Chciałabym ci coś powiedzieć… -powiedzieli równocześnie, by po chwili parsknąć śmiechem.
-Zaczynaj. –powiedziała szatynka. Bliźniak podrapał się po głowie.
-Mam dość. Tej sytuacji wokół nas. Tego, że nadal nie wiem czy to, że się całowaliśmy … czy to coś znaczyło. Mam dość tego, że Aaron i Pansy bawią się w swatki. I ma dość tego, że ten miesiąc spędziłem bez ciebie, bo cholera tęskniłem! Mionka, ja wiem, że tobie może to się wydać dziwne, ale kurcze… na serio cię lubię, lubię, no zauroczyłem się w tobie i to tak totalnie! Wpadłem po uszy! Podobasz mi się. I ja wiem, my to jak ogień i woda, jak kamień i trawa, jak niebo i ziemia, jak George i Luna! Ale chciałbym po prostu wiedzieć, czy mam jakąś minimalną szansę na to, by liczyć na coś więcej niż być tylko twoim przyjacielem? –Weasley popatrzył na nią niepewnie. –No ja wiem, trochę z grubej rury poleciałem, ale musiałem to z siebie wypluć. I mów co myślisz, nie owijaj w bawełnę. Mam dość niewiedzy. –powiedział stanowczo rudowłosy. Hermiona, rozczulona słowami chłopaka, ujęła jego twarz w dłonie i delikatnie go pocałowała prosto w usta. Gryfon był na początku oszołomiony i otworzył szeroko oczy, by po sekundzie skakać w duchu jak małe dziecko. Przyciągnął do siebie szatynkę, pogłębiając pocałunek. Po chwili dziewczyna odsunęła się od chłopaka, zaczerwieniona potwornie. Rudowłosy roześmiał się wesoło. –Czy to znaczyło, że…
-Jestem dokładnie w takiej samej sytuacji i chciałam ciebie dokładnie o to samo spytać. Tak masz szansę, tak, też jestem w tobie zauroczona po uszy i okropnie tęskniłam przez ten miesiąc. –Fred wyszczerzył się szczęśliwy, przytulając dziewczynę do piersi. –I też uważam, że Pansy i Aaron to fatalne swatki. –gryfoni parsknęli śmiechem.
–Hermiono Granger, czy chciałabyś zostać moją dziewczyną? –bliźniak odsunął od siebie Hermionę, patrząc prosto w jej czekoladowe, roziskrzone oczy. Szatynka zacisnęła usta w uśmiechu.
-O niczym innym nie marzyłam, Fredzie Weasley'u.




NO CHOLERA JASNA NARESZCIE, co nie?:'))

Kilka mych słów na temat tego czegos u góry
Wiecie czego w sobie nienawidzę?
Tego, że ja wszytsko rozwlekam.
Umiem porobić sto tysięcy wątków, sto tysięcy scen, a o ty najważniejszych rzeczach zapominam,
daltego jakos tydzień temu pomyślałam
-No kurde Kate, oni już czekają te przeklęte 21 rozdziałów, bys sparowała Hermionę i Freda, ogarnij się i daj im tego co chcą!

I oczywiście mogłam to zrobić, po prostu. Dać tylko scenę w Wielkiej Sali, Jordana i oczywiście trochę imprezy.
Ale nie po co, mózg panienki Kate chce dodać Lee z miłością do klasyki, ślizgonów i pijanego Deana. czemu nie?

A najgorsze jest to, że jeżeli jaooś mi wyszedł ten cały rozdział, to ta NAJWAZNIEJSZA SCENA, KTÓRA POWINNA BYC RODEM Z TITANICA wyszła jak jakieś zgniłe jajo

ale się rozgadałam spoadam już
przepraszam za ta długośc, mam nadzieje, że w miarę wytłumaczyłam tok mojego myślenia:'))
no to tak
kocham Was kochani robię wszytsko by Was zadowolić i mam nadzieje, że choć trochę (mimo że rozdział w cholerę długi) to Was uszczęśliwiłam:)))
całusy
~Kate

NO I LICZE NA KOMENTARZE:)))



 

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział XXI

Jezu, co to, kto to?
To ja:)))
Nie muszę nawet wspominać, że mimo wakacji to i tak zawaliłam z terminami:/
Dlatego hir ju ar nju czapter<3
I standardowo kółko narzekania Kate Potter pod rozdziałem.



ROZDZIAŁ XXI

Hermiona torowała sobie drogę pomiędzy rozwrzeszczanymi pierwszoklasistami. Dotarcie do Wieży Gryffindoru w niedziele południe sprawiało ogromny problem. Mętlik w głowie dziewczyny nasilał się z każdym potrąceniem od jakiegoś ucznia. Musi się uspokoić. A co zazwyczaj robi w takich sytuacjach? Idzie do biblioteki. Jednak po dzisiejszych wrażeniach ma dość biblioteki na następne pięć lat. Szatynka zatrzymała się na korytarzu, niepewnie kołysząc się na piętach. Ale powinna napisać wypracowanie dla Umbridge. Myśl o tej wrednej ropusze przelała czarę goryczy. Gryfonka pognała prędzej do Pokoju Wspólnego, nie zwracając zupełnie uwagi na innych. Druga rzecz, która zawsze ją odprężała. Harry i Ron. Dziewczyna wbiegła zdyszana do Wieży i popatrzyła się na przyjaciół, którzy grali w szachy. Właśnie wieża rudowłosego brutalnie rozliczyła się z pionkiem okularnika.
-Nie rozumiem jak możecie grac w to potworne coś… -mruknęła rozbawiona Granger, siadając obok nich. Ron, jako miłośnik szachów, popatrzył na nią z politowaniem.
-Po prostu twój delikatny móżdżek –chłopak pacnął przyjaciółkę w głowę – nie rozumie piękna tej gry. –odparł Weasley poważnym tonem, powodując że Hermiona i Harry parsknęli zgodnym śmiechem.
-Wiecie co… Mija już pierwszy tydzień, a my nie byliśmy jeszcze na błoniach! –zauważył brunet, chowając szachy. Ron popatrzył się na niego oburzony.
-E, e! Potter, no! Już miałem cie pokonać! –zawył rozżalony chłopak, na co jego przyjaciel pokręcił głową.
-Kiedyś to jeszcze dokończymy, obiecuję ci, Weasley. –odparł rozbawiony okularnik, odkładając grę na bok.
-Po prostu nie umiesz pogodzić się z porażką! –rudowłosy wskazał oskarżycielsko palcem na Pottera. Hermiona nie mogła się powstrzymać i zachichotała cichutko, ale po chwili jej chichot przemienił się w ogromny i niepowstrzymalny napad śmiechu, gdy dołączyli do niej gryfoni. Cała trójka ruszyła zgodnym krokiem na błonia. Po kilku minutach szaleńczego biegu, pełnego przepychania się, ciągnięcia za szaty i potrącania innych uczniów, gryfoni dotarli pod wielki, rozłożysty dąb. Szatynka bez żadnych ceregieli rzuciła się na miękką trawę, by zaraz poczuć, jak Weasley rzuca się na nią!
-Ronald! –krzyknęła pół żartem pól serio.
-Zapomniałem wziąć kocyka, ale widzę, że poświęcisz się dla nas i za niego posłużysz. –odparł poważnie rudowłosy, wykładając się wygodniej na leżącej dziewczynie. Harry prychnął zażenowany.
-Zachowujecie się jak dzieci. –stwierdził brunet, po czym jednym ruchem przywołał trzy koce. Przyjaciele podnieśli się błyskawicznie i równo runęli na kocyki, rozstawione przez gryfona. Okularnik bezradnie zaklasnął w ręce. –No co ja z wami mam? Zróbcie miejsce dla mnie. –mruknął rozbawiony chłopak i po chwili cała trójka leżała wyciągnięta pod drzewem. Hermiona westchnęła przeciągle.
-Minął dopiero pierwszy tydzień szkoły, a ja się czuję jakby był już czerwiec.
-Merlinie, jutro poniedziałek! –zawył Ron, zasłaniając oczy dłońmi. –A ja dla tego różowego babska wypracowania nie skończyłem!
-Nawet mi o tym czymś nie przypominaj. –zamarudziła szatynka, zaciskając zęby z bezradności.
-Ciekawe co ona robi poza byciem wredną różową ropuchą? –zapytał zaciekawiony Harry, nie zwracając na załamanie nerwowe przyjaciół.
-Pewnie zabija wzrokiem małe kotki i szczeniaczki. –stwierdził Ron, bawiąc się jakimś patykiem. Dziewczyna pisnęła z przerażenia.
-Ale czemu akurat kotki? –zapytała zasmucona, powodując głośny wybuch śmiechu. „Jak ja za tą dwójką tęskniłam!”.


 
W tym samym czasie po korytarzach Hogwartu dosłownie leciała Pansy Parkinson, przy okazji przeliczając książki piętrzące się na jej rękach. Wirowanie między nic nie rozumiejącymi pierwszakami było wyjątkowo trudnym zadaniem. Właśnie jakiś blondasek z Ravenclaw’u popchnął ją brutalnie. I jedna z ważniejszych różnic między nią, a jej siostrą. Hermiona, jako prefekt i gryfonka, pewnie grzecznie zwróciłaby pierwszakowi uwagę. Ale Pansy… No cóż, Tiara Przydziału doskonale wypełniła swoje zadanie.
-E, ty mały smarkaczu! Uważaj jak chodzisz, kretynie jeden! Nie widać, że na tym korytarzu są inni ludzie?!  -blondynek tak się przeraził wściekłej ślizgonki, że zwiał, a za nim jakaś dziewczynka. –Uważaj z kim się trzymasz, młoda! Nie popełniaj życiowego błędu jak ja!
-Czy miałem się poczuć dotknięty? –zapytał rozbawiony Blaise, który nagle się pojawił przed brunetką i wziął od niej kilka książek. Dziewczyna posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności.
-Nie mówiłam o tobie, pacanie. –odparła ślizgonka, machając z politowaniem głową. Czarnoskóry wybuchł głośnym śmiechem, pokazując całemu korytarzowi śnieżnobiałe zęby.
-Nie potraktowałaś zbyt ostro tego chłopca? –zapytał Zabini, odpychając grzecznie następnego pierwszaka, który pędził wprost na jego dziewczynę. Tym samym oszczędził jej nerwów, a młodego ochronił przed traumą na całe życie.
-Należało mu się. –mruknęła Parkinson, niezbyt przejęta losem blondynka. Ślizgon roześmiał się znowu i ucałował ją w głowę.
-Jak ja cię kocham. –szepnął chłopak, zatapiając twarz w jej włosach. –Ale ja będę wychowywał nasze dziecko! –wykrzyknął, prostując się błyskawicznie i unikając zabójczej dłoni jego wybranki.
-Nienawidzę cię. –odparła brunetka, nagle zachłystując się powietrzem. –Zabini, patrz!- dziewczyna podbiegła do wielkiego okna, wlepiając oczy w błonia. Czarnoskóry popatrzył zainteresowany.
-O, młoda. –powiedział spokojnie, zauważając Hermionę i dwójkę gryfonów. –Widzę ją. No i o co chodzi?
-Merlinie, ty nic nie zrozumiesz! Muszę pobiec teraz do Weasley’a, by on pobiegł do niej, bo możliwe, że w towarzystwie tamtych dwóch będzie swobodniejszy, a oni mu nawet pomogą! –mówiła chaotycznie Parkinson, z wielkim uśmiechem na buzi. –Wreszcie będą razem! –ślizgon tylko zmarszczył czoło i popatrzył na nią niepewnie.
-Pansy, uspokój się. Nie możesz tak się wtrącać do jej życia.
-Owszem, mogę. –zaprzeczyła grzecznie dziewczyna.
-Ale to jej życie, i to jej sprawa, czy będzie z rudym, czy nie. Za bardzo się angażujesz.
-Kurde flak, Blaise! –warknęła brunetka, mierząc go złowrogim spojrzeniem. Gdyby nie to, że na rękach miała stos książek, to na pewno założyłaby ręce na biodra. –Przez całe życie byłam samotną jedynaczką, a teraz okazało się, że mam malutką siostrzyczkę! Wiem, wiem, różnica w wieku jest minimalna, bo zaledwie kilka miesięcy, ale jednak! I ja taką siostrą muszę się zając! Kocham ją nad życie, mimo że nasza wcześniejsza relacja była… hmmm… trudna. A teraz dla jej szczęścia, zamierzam ją zeswatać z Weasley’em! Czy ci się podoba czy nie! –zakończyła ślizgonka, kładąc resztę książek na parapecie i natychmiast ruszając w poszukiwaniu bliźniaka. Zabini westchnął tylko.
-Mugolski Boże, w co ja się wpakowałem!




Aaron kopał nogą jakiś kamyk, siedząc na niewielkim murku. Plan Parkinson spalił na panewce, ponieważ zanim dziewczyna dobiegła do Freda, Hermiona zdążyła się już przemieścić. Poza tym Weasley’owi cały czas towarzyszyła jego siostra, niewiadomo po co. Broadway zacisnął usta, głęboko zastanawiając się nad Veronicą. Od dziecka ona wszystkiego mu zazdrościła i to czego nie mogła zdobyć, niszczyła. Zaczynając od czerwonych samochodzików, a kończąc na związkach jego kumpli bądź koleżanek. Jego bliźniaczka (nie licząc kontaktów z mężczyznami) miała problem w nawiązywaniu znajomości czysto przyjacielskich. Jedyne czego nauczyła się do perfekcji, to umiejętności podrywania. Miała to przecież w genach, ich matka była rasową willą. Ale to nie było wytłumaczenie na to, co robiła. Dziękował Merlinowi, że on jako samouk mógł nawiązywać znajomości z mugolami, kiedy jego siostrunia kisiła się w tym Beauxbatons.  Chociaż okres wakacji starczył jej, by kilka związków wybuchło jak bomby polane benzyną. Dlatego postanowił za wszelką cenę uratować początkujący związek Hermiony i Freda. Oczywiście, chodziło mu też o to, żeby ten czochraniec był szczęśliwy, ale możliwość utarcia nosa bliźniaczce również była kusząca. A jak miał Parkinson po swojej stronie, która nie miała żadnego oporu przed rękoczynami, to ich przewaga była ogromna. –Akcja „Granger i Weasley będą mieli dzieci” musi, ale to musi się udać. -szepnął do siebie, po czym zeskoczył z murka i ruszył w kierunku Hogwartu.
 
 
 
Pansy przebiegła, szybciej niż Usain Bolt, ostatni zakręt i wreszcie znalazła cel swojej podróży, a mianowicie – własną, rodzoną siostrę. „Powaga, Parkinson” pomyślała i ruszyła w kierunku Hermiony.
-Hej… - dziewczyna odwróciła się do niej, uśmiechając się wesoło. A wtedy: „Alarm! Alarm! Alarm!” krzyczał mózg ślizgonki, gdy z naprzeciwka wyszedł Malfoy ze swoją świtą. –Hej, ty szlamo! Co książeczki zgubiłaś, kujonico? –„Oj, brutalnie, zbyt brutalnie’ pomyślała brunetka. „Kupie jej większy prezent na gwiazdkę i jej to wynagrodzę”. Draco gwizdnął z podziwem.
-Nieźle, złotko. –„Zaraz, co, co, co?!?”
-Malfoy, dobrze ci radzę, leć do swojego tatusia, bo zaraz powiem kilka rzeczy, że aż on narobi sobie w majty! –warknęła groźnie dziewczyna. Ślizgoni tak szybko jak się pojawili, tak szybko zniknęli, szepcząc coś między sobą. Granger przypatrzyła się siostrze.
-Przerażony chłopczyk z Ravenclawu’u podbiegł do mnie i powiedział, że jakaś ślizgonka z piątej klasy jest agresywna, a po tym występie, chyba domyślam się o kogo mu chodziło. –szatynka założyła ręce na biodra.
-A gdzie „witaj, kochana, stęskniłam się, kocham cie”? –zapytała Pansy, wzruszając bezradnie ramionami. –Poza tym, ja tu jestem starsza i ja tu mogę dawać reprymendy, a ty młoda nawet nie podskakuj. –mruknęła brunetka, grożąc siostrze palcem. Hermiona roześmiała się wesoło i przytuliła Parkinson, która jednak wyswobodziła się z uścisku, przypominając sobie powód nagłego spotkania. –Posłuchaj, może przejdziemy się na boisko, bo wiesz… -„Widziałam tam Freda!” –chciałabym spędzić z tobą czas na świeżym powietrzu…  -mruknęła dziewczyna, dosłownie pchając gryfonkę w kierunku wyjścia. –Poza tym musisz dbać o swoje płuca, wiesz o tym? Bo jak siedzisz cały czas w tej bibliotece i wdychasz ten kurz, to może się to dla ciebie źle skończyć! Tak, tak, umrzesz wcześniej, ale ja jako starsza siostra o ciebie zadbam, bo cię kocham! –zadeklarowała ślizgonka, zadowolona ze swojego świetnego kłamstwa.
-Pansy, większych bredni nie słyszałam! –oświadczyła szatynka, zatrzymując się w miejscu. „Cholibka!”.
-Uważasz, że cię nie kocham? –zapytała zrozpaczona dziewczyna, grając na zwłokę
-Nie, chodzi o ten kurz. –sprostowała Granger’ówna. –Czy ty chcesz mnie zaciągnąć na boisko, bo tam jest Weasley? – „No, nie wierzę, mam siostrę geniusza! Co wcale mi nie pomaga!”
-Nie, nie ma tam Rona. –Hermiona zmrużyła oczy. –Ani George’a. –gryfonka przekrzywiła głowę. –Ani tym bardziej Ginny.
-A Fred? –wymowne milczenie starszej siostry było wystarczającą odpowiedzią. –Czy ty zawarłaś jakiś układ z Aaronem Broadway’em?! On tez ciągle mnie zaciąga do miejsc, gdzie jest Fred albo co gorsza, zaciąga go do miejsc , gdzie jestem ja! –szatynka odwróciła się na pięcie. –Uspokójcie się do jasnej ciasnej!
-Po prostu oboje cię kochamy! –krzyknęła jeszcze za nią brunetka, zanim postanowiła wrócić do obowiązków porządnego ucznia.



 
Hermiona zatrzasnęła drzwi do Pokoju Wspólnego. Zanim zrobiła jakikolwiek ruch, zatrzymała się gwałtownie i wciągnęła powietrze. Na kanapie spali George z Luną. Usta uformowały jej się w szerokie „o”, widząc tą dwójkę razem. Blondynka wcisnęła się w chłopaka, który oparł podbródek na jej głowie. Szatynka cichutko ominęła śpiących i pobiegła do swojego pokoju, mając plan zaszyć się tam do końca tego szalonego dnia. Jeszcze tylko zeszła na dół i nakryła parę kocykiem.
-Merlinie, jacy oni są słodcy. –mruknęła do siebie dziewczyna.
-Wiemy. –odparli równocześnie George z Luną, budząc się niespodziewanie. Hermiona tak się przeraziła, że aż podskoczyła i wpadła na stojący obok fotel. Weasley wybuchł śmiechem i ruszył na pomoc leżącej dziewczynie. Szatynka szybko wstała i usiadła na owym fotelu, a chłopak powrócił do zawiniętej w koc krukonki. Objął ją jednym ramieniem, na co Granger jeszcze bardziej się wyszczerzyła. Blondynka przewróciła oczami.
-Hermiona!
-Oj, no wiem, no wiem, ale nie mogę się przyzwyczaić, że nadal jesteście razem! –odparła na swoją obronę szatynka. Rudowłosy gwizdnął przeciągle.
-No, już dwa miesiące za nami. –Lovegood załamała ręce.
-Az tyle czasu, Merlinie! –zakpiła dziewczyna, zostając natychmiast uszczypnięta przez gryfona. –Żartuję przecież, żartuję! A ty, Hermiona, zamknij te usta! –mruknęła rozbawiona Luna, widząc połową oka to przeklęte „o” u jej przyjaciółki.
-Zmieniając temat, Granger, moja przyszła bratowo, jak tam z moim bratem? –zapytał rudowłosy, powodując nagły rumieniec na policzku dziewczyna. Luna pacnęła bliźniaka w ramię.
-George! Nie można tak się pytać! Zachowujesz się jakby Miona się z Fredem całowała, a przecież tego nie zrobiła, prawda? –zapytała krukonka, czekając na natychmiastowe potwierdzenie informacji. Jednak jedyne czego się doczekała to powiększający się uśmiech jej chłopaka i na krępującą ciszę. Lovegood otworzyła szeroko oczy, przeskakując wzrokiem z Weasley’a na gryfonkę. –O Merlinie, o Merlinie!
-Ja mogę to wyjaśnić… -zaczęła szatynka, ale widząc wzrok Luny, oznaczający „szybki odwrót”, pognała na górę. – Do zobaczenia później! –zanim jednak otworzyła drzwi do dormitorium, usłyszała ściszony głos krukonki.
-George! Ile razy ci mówiłam! Nie można tak… -nagle nastała cisza. – George! To też ci mówiłam! Nie możesz, ot tak, mnie całować w połowie zdania… - i znowu cisza. –Nienawidzę cię. –i cisza na dłużej. Hermiona, mimo krepującej, ale na szczęście krótkiej sytuacji, z wielkim uśmiechem na twarzy wkradła się do pokoju i rzuciła na łóżko.



 
Wieczór. A ona znów w bibliotece. Jak większość uczniów, przypominających sobie o wypracowaniach na przeklęty poniedziałek. Pansy, mimo że prawie całą niedzielę spędziła w bibliotece, nie zajrzała ani razu do książek, nawet tych które wypożyczyła. A że okazało się, że „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” nie za bardzo jej się przydadzą do wypracowania na OPCM, to postanowiła poszukać innej lektury. Przesuwając palcami po zakurzonych okładach książek mruczała tylko „nie” i co chwila przenosiła się półkę wyżej. Nagle spomiędzy książek zauważyła cos okropnego. Nad wkuwającym Fredem (co samo w sobie jest okropne) sterczała Broadway’ówna. „Na zakończenie dnia, poprawię sobie humor.” pomyślała dziewczyna, celując różdżką w książkę nad głową Veronici. Księga wyleciała z regału i ruszyła na bliźniaczkę, trafiając ją prosto w głowę. Brunetka zemdlała. „Cholera jasna! Troszeczkę socjopatyczne zachowanie, ale cóż.” Pansy wyszła zza regału i zobaczyła przerażonego Freda, który wlepiał ślepia w nieprzytomną gryfonkę. Zobaczywszy ślizgonkę, jego twarz zrobiła się strasznie czerwona.
-Parkinson!
-Niczego nie widziałeś. –mruknęła dziewczyna, po czym skierowała różdżkę na stół, który poderwał się delikatnie i opadł tak, że zasłonił leżącą Broadway. –No i po sprawie. 
-Tak nie można! –szepnął Weasley, wskazując ręką na stół i książkę. Pansy przewróciła oczami.
-Cel uświęca środki. –po czym, jak gdyby nigdy nic, podeszła do leżącej książki. Ślizgonka aż otworzyła oczy ze zdumienia. –Właśnie tej książki szukałam! Przeznaczenie! –po czym spokojnie wyszła z biblioteki, a za nią podreptał oszołomiony Fred.
-Nie chcę poznawać reszty rodziny Hermiony.






Hmmmm
Więc moje uczucia do rozdziału są ... mieszane (jak zupa heheh suchary 24/7).
Ostatnio mam wrażenie, że rozlałam strasznie tą historię, dlatego chciałam ją tu skupić w miarę i uwaga!
uwaga!
Następny rozdział to będzie łuhu szubudu!
Dlatego wybaczcie to poszarpanie tu i ówdzie, to zwariowanie i zakręcenie, a przygotujcie się na...!!
Ale to już w następnym rozdziale, który się pojawi szybciej, jeśli będzie dużo komentarzy!

I dziękuję serdecznie anonimom! Bo Was kocham całym serduszkiem<3
No i oczywiście moim najwierniejszym, zawsze komentującym dziewczynom, ale im nie muszę mówić, że je kocham, bo doskonale już to wiedzą<33
całuski kaktuski
~Kate

sobota, 30 lipca 2016

ROZDZIAŁ XX

GUTEN MORGEN
chociaż jest już po północy...

Tak, to ja! i świeży rozdział! bez żadnych rocznic jak było ostatnio! oto ja!
Tak, wiem, nawaliłam.
Nie licząc tego rocznicowego wpisu, czekaliście na rozdział ponad miesiąc!
O mój boże, wybaczcie!

I wybaczcie po raz drugi!
Rozdział ten nie jest do końca "spełniony"... pisałam go między różnymi wyjazdami itd., więc ciężko go było mi jakoś poskładać i jest taki jakiś na "szybcika".
ALE PROMISE - NASTĘPNY BĘDZIE SUPER GENIALNY!
Poza tym jestem już w domku do końca wakacji, więc na pewno będzie łatwiej:)) nie przedłużam--->


PS na komentarze odpowiem już jutro<3




Rozdział XX

-Tobie Granger to już chyba porządnie na ten mózg padło. –mruknął rozczarowany Aaron, przyglądając się gryfonce, która stała przed nim ze skrzyżowanymi rękami. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. –odparła spokojnie, powodując, że chłopak przewrócił dramatycznie oczami. Podszedł do niej, objął ramieniem i schylił się tak, by mieć głowę na wysokości jej.
-Posłuchaj mnie uważnie. Wczoraj, w pierwszą sobotę września całowałaś się z twoją miłością życia…
-Oj, jak zaraz cię trzepnę…! –Hermiona brała już zamach ręką, ale brunet złapał ją szybciej za nadgarstek, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
-Czy choć raz możesz mi nie przerywać? –zapytał bliźniak, karcąc ją wzrokiem. –A więc… Wczoraj był niby niechciany pocałunek, w ogóle bajka srajka i tak dalej. Pogadanka z najprzystojniejszym gryfonem na całym świecie, czyli ze mną. I pójście spać, po kilku wymianach uwag z Fredem, który zaczął cię prowokować. Podsumowując?
-Jeden zero, dla niego. –powiedziała szatynka, kiwając powoli głową.
-Owszem. Ale dziś się role odwróciły. Romantyczne serduszka, a potem ty robisz z chłopaka miazgę! Dosłownie! I po takim triumfie, po takiej gadce, po takim pokazaniu kto tu rządzi, zamiast to porządnie to oblać, ty postanawiasz iść do biblioteki! –zawył żałośnie gryfon, wskazując ręką na wielkie drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego miejsca. –Słuchaj, mam w pokoju Ognistą i kremowe, powiedz tylko tak i…
-Tak w ogóle, skąd ty masz Ognistą? To ta sama, którą podrzuciła ci Veronica? –zapytała dziewczyna, opierając oskarżająco ręce na biodrach. Aaron zamilkł i przygryzł nerwowo jedną wargę.
-To może jednak chodźmy do tej biblioteki. –odparł wymijająco i biorąc przyjaciółkę pod rękę, ruszył w kierunku wielkich drzwi.  

 
Hermiona starała się choć na chwilę skupić się na treści książki, ale nie było jej to dane. Po raz setny próbowała przeczytać jedno zdanie, którego sensu nie zdołała zrozumieć. Wreszcie zdenerwowana do granic możliwości, zatrzasnęła książkę z wielkim trzaskiem i wlepiła wzrok, przepełniony żądzą mordu, w jej towarzysza.
-Broadway! –warknęła wściekle, obserwując chłopaka, który biegał sobie wokół stołu z książką na głowie i długopisem między ustami a nosem.
-Poczekaj, zrobię dwudzieste kółko! –krzyknął rozradowany, by po chwili jednak upaść dość boleśnie na biblioteczną posadzkę. –Ej! – zawył rozgoryczony, widząc powód jego spotkania z ziemią. Gryfonka śmiała się głośno, z nogą wystawioną przed siebie. –Podcięłaś mnie! Specjalnie!
-No nie gadaj –zakpiła dziewczyna, która postanowiła wrócić do swojej książki. Nim jednak zdążyła przeczytać to nieszczęsne zdanie, Aaron wgramolił się na stół tak, że swoją głowę położył na jej książce.
-Nudzi mi się. –zamarudził brunet, błyskawicznie zapominając o incydencie z przed chwili. Hermiona westchnęła głęboko.
-Nie zmuszam cię byś tu siedział, możesz iść. –odparła, wyrywając książkę spod głowy przyjaciela. Rezygnując całkowicie z tej lektury, podeszła do wielkiego regału, szukając czegoś ciekawszego.
-Idę się napić, potem tu wrócę i gdzieś skoczymy, ok.?-zapytał zrezygnowany gryfon. Dziewczyna jednak uparcie milczała. „Nie wiem co ten Weasley w niej widzi…” pomyślał rozbawiony, gdy mijał panią Pince, która przyglądała mu się badawczo. Gdy chłopak wyszedł z biblioteki, upewniwszy się, że szatynka go nie śledzi, pognał z prędkością stu Błyskawic do Pokoju Wspólnego gryfonów. Bez żadnych ceregieli wpadł do Wieży, oglądając się po obecnych. Puścił oczko Parvati Patil i Lavender Brown, po czym podszedł do celu jego podróży. „Zabrzmij obojętnie, jakby wcale cię nie interesowały losy miłosne Granger” pomyślał sobie, zanim klepnął gryfona w głowę. –Ej, Weasley, dupa w troki i idziesz ze mną. –mruknął znudzony, chwaląc się w duszy za swoją świetną grę aktorską. Bliźniak popatrzył na niego pytająco, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.
-A jasne, jasne. Już idę. George spotkamy się później. –mruknął chłopak do swojego sobowtóra, by po sekundzie wyjść z brunetem z Pokoju Wspólnego. Oboje zaabsorbowani swoim planem, nie zwrócili uwagi na mały ruch po lewej stronie. –To gdzie ona jest?
-Zostawiłem Hermionę w bibliotece. Idź tam…
-Ty zdradziecki gargulcu! –ryknęła Lavender Brown, pojawiając się niespodziewanie na korytarzu. Obok niej stanęła pewnie Parvati. –Ona tobie zaufała, a ty mówisz mu – tutaj dziewczyna oskarżająco wskazała palcem na Freda – gdzie ona jest! –Aaron zagryzł wargę, niezadowolony takim obrotem sytuacji, jednak Weasley uśmiechnął się z politowaniem.
-Ależ, Lavender, uspokój się moja droga. Posłuchaj, chcesz żeby Hermiona była szczęśliwa? –zapytał rudzielec. Gryfonka zmierzyła go pogardliwym wzrokiem.
-Owszem, chcę. –bliźniak już otwierał usta, ale blondynka mu natychmiast przerwała –Właśnie dlatego nie dopuszczę, byś się z nią spotkał i nawet mi, Weasley, nie mów, że to z tobą ma być szczęśliwa. –dziewczyna przeszyła wzrokiem Freda, który patrzył się na nią oszołomiony.” Przejrzała mój najlepszy tekst, skubana!”. Chłopak szukał w głowie jakiegoś sposobu na ucieczkę przed tą złą kobietą, gdy nagle zza zakrętu wyszedł Lee Jordan, konsumujący wesoło kawałek jabłka. W głowie bliźniaka zaiskrzył genialny plan pozbycia się panienki Brown.
-Chciałem na spokojnie wszystko załatwić, ale skoro Lavender, jesteś jeszcze bardziej cięta niż na śniadaniu,  to muszę uciec do bardziej drastycznych metod. Jordanku mój! –zawołał chłopaka Fred, który zatrzymał się przy nim.
-Czego ode mnie chcesz, Weasleyiku? –zapiszczał wysoko jak bliźniak, czarnoskóry.
-Sprawa wysokiej wagi, musisz się zająć oto tą damą. –chłopak wskazał na wytrzeszczającą oczy Lavender. Lee uśmiechnął się złowieszczo.
-Ależ z ogromną rozkoszą –mówiąc to chłopak wziął za rękę gryfonkę, zupełnie nie zwracając uwagi na jej krzyki protestu. Parvati, która została na miejscu, niepewnie popatrzyła się na Aarona i Freda.
-Ja tylko tędy przechodziłam… szłam do Padmy …-mruknęła dziewczyna i próbowała przemknąć się między chłopcami w kierunku biblioteki, ale Aaron skutecznie ją powstrzymał, łapiąc hinduskę w ramiona. Czarnowłosa zarumieniła się potwornie, chowając głowę w koszulkę obejmującego ją bliźniaka.
-Oczywiście, oczywiście. Jednak może moje towarzystwo bardziej ci się spodoba niż towarzystwo twojej bliźniaczki. –odparł nonszalancko brunet, wpatrując się w czubek włosów dziewczyny. Coraz bardziej podobała mu się jego rola w tym planie. –A w tym czasie Weasley nas opuści i na pewno nie pójdzie teraz do biblioteki, gdzie siedzi nasza wspólna przyjaciółka, Hermiona Granger. -Patil, która poddała się już ostatecznie, zatopiła głębiej głowę w tułowiu chłopaka, a Fred przemknął obok nich i ruszył w kierunku wskazanego miejsca. Po kilkuminutowym marszu dotarł do odpowiedniego miejsca. Obdarzając pięknym uśmiechem zaskoczoną panią Pince, zaczął manewrować między regałami w poszukiwaniu obiektu swoich westchnień. Wreszcie ją znalazł. Siedziała przy niewielkim stole z głową wspartą na rękach, czytając grubą, zakurzoną książkę. Bliźniak uśmiechnął się, czując jak krew w jego całym ciele zaczyna wręcz się gotować. Tak bardzo chciałby teraz po prostu podejść do niej, przytulić, pocałować tak jak wtedy po treningu i powiedzieć, że się w niej zakochał. Chłopak wciągnął głęboko powietrze. „To jest Weasley możliwe, jeśli teraz nie dasz plamy! Dlatego jak powiedział ten Broadway –dupa w troki i idziemy!”.  Rudowłosy podszedł do stolika i usiadł naprzeciw zaczytanej dziewczyny.
-No cześć, Mionka. –przywitał się wesoło chłopak, widząc już w myślach jak szatynka rzuca się na niego z okrzykiem radości. Niestety, Fred ogromnie się rozczarował.
-O Merlinie, to ty! -zamarudziła Hermiona, w duchu jednak troszkę ucieszona. Ale tylko troszkę, nie popadajmy w skrajność. Gryfonka postanowiła wrócić do czytania, kompletnie ignorując bliźniaka. „Może sobie pójdzie…”, jednak i ona również się ogromnie rozczarowała.
-Co czytasz?
-Nie widzisz?
-Widzę tylko najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie. –Hermiona popatrzyła się szerokimi oczami na Freda, tylko po to by za sekundę oboje ryknęli wesołym śmiechem. –Cormac McLaggen na takie teksty wyrywa od drugiej klasy.
-I czy kiedykolwiek kogoś „rzeczywiście” wyrwał? –zapytała dziewczyna, powracając do czytania. Rudzielec tylko zmrużył oczy.
-Yyyy, pomińmy to. –odparł chłopak, czekając na jakąkolwiek inną reakcję gryfonki. Jednak żadnej nie otrzymał. „I znowu punkt wyjścia… Dobra, zapomnij o wszystkich innych sposobach, poderwij ją tak jak to umie robić tylko Fred Weasley! No i może George, w sumie to jest moim bliźniakiem… Oj, dobra, cicho już!”. Chłopak pacnął się w głowę, próbując odgonić denerwujące głosy w głowie. Szatynka popatrzyła na niego uważnie.
-Wszystko dobrze?
-Tak, jasne. –odparł, uśmiechający się nonszalancko, Fred. Wstał z miejsca i podszedł od tyłu do Hermiony. Rudowłosy pochylił się nad nią, przytulając się do niej, a głowę opierając na ramieniu spanikowanej dziewczyny. Granger’ówna czuła jak na jej policzki wpełzają płaty czerwieni, a serce zbyt szybko przyspiesza. Powoli wypuściła powietrze i spróbowała nie spinać mięśni.
-Fred, przestrzeń osobista. –mruknęła gryfonka i poruszyła ramieniem tak, że głowa bliźniaka lekko obsunęła się z jej ciała.
-Przeszkadzam ci? –zapytał niby zdziwiony chłopak, szepcząc jej to pytanie wprost do jej ucha. Hermiona poczuła jak jej ciało przechodzą chłodne ciarki.
-Nie, jest idealnie. –żachnęła sarkastycznie brązowooka, wlepiając wzrok w pomięte kartki księgi. Poczuła jak Weasley się uśmiecha.
-To się cieszę. Co tam czytasz? – bliźniak zaczął przypatrywać się czarnym literkom, zaś gryfonka myślała, że zaraz pozbędzie tego przystojnego rudzielca paru ząbków. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po bibliotece w celu znalezienia jakiejkolwiek deski ratunku. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła rodzoną siostrę z jej chłopakiem, którzy akurat przechodzili naprzeciw ich stolika. Pansy wytrzeszczyła oczy i zaczęła natarczywie pacać Blaise’a, by popatrzył się w wskazywaną przez ślizgonkę stronę. Czarnoskóry podobnie zareagował i natychmiast pociągnął brunetkę, znikając za regałem. Po sekundzie znowu się wynurzyli i przechodząc obok nich, zaczęli pokazywać Hermionie wysoko uniesione kciuki w górę, szczerząc się przy tym niemiłosiernie. Pansy zdążyła jeszcze, poruszając tylko ustami, przekazać, że „powie Nottowi!”. Szatynka zacisnęła zrozpaczona zęby. Musi oduczyć siostrę, że „przytulanie” nie zawsze znaczy, że każda z obu stron jest zadowolona tym „przytulaniem”. I nie oznacza to, że od razu wszyscy są zakochani. Ani to, że nie trzeba w takim wypadku komuś pomóc. Ani tym bardziej nie powinno się lecieć do Teodora Notta, największego plotkarza w całym Slytherinie. –E, nudy. –mruknął Fred, o którego obecności Hermiona zupełnie zapomniała. Najwyraźniej chłopak nie zauważył, że przed sekundą ktokolwiek przechodził obok ich stolika.
-Każdy czyta, to co lubi. –prychnęła dziewczyna, zrywając się z krzesła. Szatynka podeszła do regału i odłożyła książkę na miejsce. Miała zamiar wybrać następną lekturę, by ją wypożyczyć i uciec jak najdalej od cholernie denerwującego i przecudnie przystojnego gryfona. Jednak obiekt jej westchnień i przyczyna załamania nerwowego pojawiła się obok niej, opierając się zawadiacko na regale. Granger wciągnęła przez nos powietrze. –Czego ty chcesz?
-Posłuchaj Hermiono… - i w tym momencie Fred zdębiał. Co on miał w sumie jej powiedzieć? „Improwizuj, chłopie!”. –Doskonale wiesz, że nie możesz mnie unikać, ponieważ się w sobotę pocałowaliśmy.
-Ciszej bądź! –skarciła go dziewczyna. –Jeszcze ktoś usłyszy! –chłopak tylko parsknął śmiechem.
-A co ja jestem, nieuleczalna choroba? –zapytał rozbawiony bliźniak. –JA, FRED WEASLEY I HERIONA GRANGER CAŁOWALIŚMY SIĘ! –ryknął na całą bibliotekę rudowłosy, by po chwili wrzasnąć z bólu. Szatynka z całej siły przyłożyła gryfonowi w czoło książką, którą trzymała w dłoniach. –Granger!
-Spadaj, Weasley! –krzyknęła gryfonka, biegnąc w kierunku wyjścia z biblioteki.
-A serduszka się chociaż podobały?!
-BYŁY STRASZNE! –ryknęła głośno dziewczyna, zapominając o jakichkolwiek zasadach biblioteki, których zawsze przestrzegała. Zatrzasnęła z hukiem drzwi, pozostawiając osłupiałego Freda. Rudzielec nie stał jednak przez długi czas samotnie. Jakby z nikąd pojawiła się przed nim Veronica Broadway, uśmiechając się flirtowanie.
-Mi by się podobały. -brunetka zaczęła kręcić włosami, starając się zwrócić uwagę Weasley’a, który tępo wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła Granger’ówna. –Posłuchaj mnie, Fred. Siedziałam obok i wszystko słyszałam. Widziałam jak ona cię traktuje, ona nie zasługuje…
-Oj, zjeżdżaj stąd, laleczko, bo zaraz poczujesz moją rękę na tej swojej brzydkiej japie. –warknęła Pansy Parkinson, która zmaterializowała się przed gryfonami. O ile Veronica była już przyzwyczajona do takich odzywek od gryfonek, małych, słodkich gryfonek, które nie potrafiły nawet muchy zabić, to taki tekst od wściekłej ślizgonki, od której dostała już kiedyś Upiorogackiem wydawał się bardzo przekonujący. Po sekundzie Broadway’ówna zniknęła. Parkinson prychnęła rozbawiona. –Ile w tej bibliotece się dzieje… Fred. Fred. Weasley, do cholery!- warknęła dziewczyna i łapiąc chłopaka za szatę, zaprowadziła go do stolika, przy którym przed chwilą siedział z Hermioną.
-Nie podobały jej się serduszka. –mruknął rozczarowany bliźniak, zatapiając głowę w ramieniu lekko skonfundowanej ślizgonki.
-E, szwagier! Ogarnij się troszkę! –zwróciła mu uwagę brunetka i odepchnęła go delikatnie. –Oczywiście, że jej się podobały! Tylko nie chciała ci tego przyznać! –odparła dziewczyna, przypominając sobie historię, o której huczało w całym Hogwarcie. Aż wydawało jej się nieprawdopodobne, że to się zdarzyło dziś rano. Bliźniak podniósł głowę w nadziei.
-Naprawdę tak myślisz?
-No jasne! Znam moją siostrę i jestem stuprocentowo pewna, że jej się podobało! –gryfon rozchmurzył się nieco, po czym nagle sobie uświadamiając z kim gada, przyjrzał się ślizgowce uważnie.
-Co ty tu w ogóle robisz?
-Mówiłam, że szalony dzień w tej bibliotece. –pokręciła rozbawiona głową Parkinson. –Byłam tu z Blaise’em, żeby trochę się poduczyć i takie tam. Przechodzimy tam – brunetka pokazała tor jej wcześniejszej drogi – i widzimy ciebie z moją siostrą. Oczywiście Zabini zaciągnął mnie w bok i powiedział, żeby pójść po Notta. Ja jednak postanowiłam zostać i zza tego regału, pooglądać sytuację. I w jednym momencie wszystko zaczęło się psuć. Miona wybiega, a ty jak ślepy osioł stoisz pośrodku biblioteki. Ogólnie, postanowiłam się nie ujawniać. Aż tu nagle bum – jakby znikąd podbiegła do ciebie ta szmata…
-No bez przesady… -zaczął tłumaczyć rudowłosy, jednak przerwało mu klepnięcie w policzek. Pansy Parkinson go spoliczkowała.
-Nazywajmy rzeczy po imieniu, Weasley. No więc, podbiega do ciebie ta szmata, no i pomyślałam, że z kryjówki nici. No, a dalej już wiesz co się dzieje.
-Pansy, co ja mam teraz zrobić? –zapytał zrozpaczony chłopak.
-A bo ja wiem, Weasley! Nie znam jej! „Poznałam ją” –starsza siostra zrobiła cudzysłów z placów – jakieś niecałe trzy miesiące temu!
-Przed chwilą mówiłaś, że ją „znasz”!- Parkinson zrobiła śmieszny dzióbek, zastanawiając się głęboko.
-Daj jej może czas, wiesz… Albo rób to co robisz, bo świetnie ci wychodzi! Ona tylko udaje niedostępną! –ślizgonka mrugnęła do niego porozumiewawczo. Nagle w tym momencie do ich stolika podbiegł zdyszany Aaron.
-O Merlinie, Fred nie słuchaj mojej bliźniaczki! Co z niej za szmata!
-Moje słowa! –powiedziała Pansy, wskazując rekami z siebie na chłopaka, który zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
-Parkinson?
-Elo, Broadway.
-Skąd ty się tu wziąłeś? –zapytał Fred, przenosząc wzrok z jednego na drugie.
-Spotkałem przerażoną Veronicę, zapytałem o co chodzi i mi wszystko wyśpiewała. Więc tu przybiegłem. Posłuchaj, Hermionie na pewno się podobają twoje serduszka! –wysapał pewnie niebieskooki. Parkinson wyszczerzyła się szczęśliwa.
-Moje słowa!
-Słuchaj, będę ci jeszcze pomagał i jeszcze będziecie razem! Już Aaron Broadway tego dopilnuje! –gryfon złapał się za pierś, dumnie podnosząc głowę do góry. Fred zmarszczył zmartwiony brwi.
-Też chętnie pomogę! –zadeklarowała się Pansy, na co Aaron spojrzał się na nią pytająco. –Też mi zależy, żeby byli razem!
-Na co ci to, Parkinson? Sądziłem, że się nie lubicie i w ogóle czemu ty teraz z nim u siedzisz, zaraz, co? –zapytał nagle zdezorientowany chłopak.
-Gratuluję orientacji. –prychnęła rozbawiona Pansy. –Powiem, że mam w tym pewien interes, ale nie ma potrzeby byś go poznał. Układ, chłopaki? –zapytała dziewczyna, wystawiając rękę. Aaron już bez żadnego ociągania przybił ślizgowce piątkę. Fred nie wyglądał na przekonanego.
-Nie wiem, czy to ma sens… a co jeśli ona mnie nie lubi i po prostu się wygłupiam i …. –Pansy Parkinson go spoliczkowała. Po raz drugi.
-Podoba ci się? Podoba. Ty się jej podobasz? Podobasz. Całowaliście się? Całowaliście. Nie widzę w czym problem. –odparła rzeczowo starsza siostra jego lubej. –Jest tylko troszkę zagubiona. I my z Broadway’em naprostujemy jej drogę, a ty po prostu masz działać, tak jak działasz. Zrozumiano?
-Zrozumiano. –powiedzieli równocześnie chłopcy, na co ślizgonka zaklasnęła radośnie w ręce.
-Akcja „Granger z Weasley’em będą mieli dzieci” rozpoczęta. 






Mam wrażenie, że jest jakoś ponapychany i skomplikowany ten wpis, no ale ocena należy do Was:)) proszę o komentarze:))
Całuski kaktuski
~Kate