piątek, 9 września 2016

Rozdział XXII

OŁMAJGOT
KATE POTTER
TO WREDNY KNOT

znowu się spóxniłam
nawaliłam
i to tak masakrycznie
ale spokojnie dostałam już groźby od kilku osób, żeby szybciej dodać rozdział, więc specjalnie dla nich (ALS, NATUSIA, WIKSZYK, ELUSINKA) wbijam z rozdziałem
i pod spodem pogadamy
ale jestem ciekawa Waszych reakcji...
dobra lecimy z tym
omg



ROZDZIAŁ XXII

-To był najdziwniejszy i chyba najgorszy miesiąc w moim życiu. –Ginny zmrużyła oczy, przyglądając się załamanej przyjaciółce. Siedziały teraz w dormitorium gryfonki, która postanowiła podzielić się jakimś ważnym „problemem” z Weasley’ówną.
–Opowiadaj. –zarządziła dziewczyna, rozsiadając się wygodniej na łóżku szatynki.
- Dziś jest ostatni dzień września. Minął calutki miesiąc użerania się z idiotycznym planem Pansy i Aarona. Minął calutki miesiąc nauczania różowej ropuchy. Minął calutki miesiąc niewiedzy kim byli moi rodzice. Minął calutki miesiąc bez twojego brata, za którym, kurka, tęsknię! – powiedziała Hermiona, zatapiając twarz w poduszce. Ginny zmarszczyła brwi, zastanawiając się głęboko, by po chwili wypuścić ze świstem powietrze.
-Zacznijmy od początku, Hermiś. Podsumujmy wszystko, tak jak… tak jak… rozdział w podręczniku! –zawołała radośnie rudowłosa. Rozgryzie przyjaciółkę na jej własny sposób. –Na początek jakiś łatwy temacik. Nasza Dolores!
-Mam jej dość. Niczego nas nie uczy, marnujemy tylko czas, a powinniśmy się zająć prawdziwą, praktyczną obroną przed czarną magią! –wybuchła dziewczyna. Młodsza gryfonka pokiwała głową.
-Masz poparcie chyba całego Hogwartu. No może bez połowy Slytherinu, ale kogo oni obchodzą! –Weasley machnęła ręką. –Jeszcze coś wykombinujesz, znam cię. A teraz lecimy dalej. Rodzice.
-Z Luną znalazłyśmy kilka nazwisk i teraz czekamy, aż jej tata wyśle nam stare gazetki szkolne, a my musimy poszukać w bibliotece kronik. 
-No widzisz! Koło się kręci! Możemy się umówić, że za tydzień nawet was przycisnę i poszukacie tych głupich kronik. Załatwione! –Ginny pstryknęła palcami. –Lecimy dalej. Dwa ostatnie problemy są ze sobą chyba powiązane, a zatem… wytłumacz mi wszystko po kolei. I dokładnie wytłumacz mi to, że tęsknisz za moim bratem! –zapiszczała dziewczyna. Szatynka przekręciła oczami.
-I tak długo wytrzymałaś. A teraz posłuchaj. –Hermiona chrząknęła, przygotowując się na długą przemowę. –Całowałam się z Fredem, wtedy po treningu, gdy zasypaliście mnie i Lunę pergaminami i resztkami ławek. –Weasley’ówna spadła z hukiem na podłogę. Szybko pozbierała się, szczerząc się wesoło i nakazała ruchem ręki, by szatynka sobie nie przeszkadzała. –No i od tego cholernego momentu zaczyna się cyrk. Zaczęłam unikać Freda, a on zaczął mnie specjalnie denerwować. Ale po piekielnych i do tego przecudnych serduszkach nagle dał sobie chwilowy spokój. To chyba po tym jak uderzyłam go książką w twarz. –Ginny zacisnęła usta, powstrzymując się od dodania jakiejś kąśliwej uwagi.– Po owym incydencie moja siostrunia i Broadway zawarli jakiś pakt, by nas zeswatać. A najśmieszniejsze jest to, że i ja i Fred zaczęliśmy ich unikać. No i pomyślałabyś, że super, przecież wszystko jest ok. Ale właśnie nie jest!
-Zgubiłam się. –mruknęła rudowłosa. Hermiona prychnęła.
-No to skup się. A zatem, ten miesiąc, kiedy ja i Fred unikaliśmy się jak ognia, i Pansy i Aarona też, dał mi wiele do myślenia. Nie umiem się przyznać do swoich uczuć. –oświadczyła twardo Granger, patrząc prosto na zszokowaną Ginny. Co jak co, ale czegoś takiego się nie spodziewała.
-Powtarzam ci to od pierwszej klasy.
-Nie przypominam sobie –zbyła ją szatynka. – Ale wracając, wiesz co… Mam dość tego uciekania od podejmowania decyzji sercowych. Trzeba stawić im czoło. I jestem gotowa przyznać, że twój brat mi się podoba. –Ginny ponownie zleciała z łóżka. I tym razem już się nie pozbierała tylko leżała, oddychając szybko przez nos.
-Coś ty zrobiła z moją przyjaciółką?!
-Naprawdę nie wiesz jak okropne jest połączenie Pansy i Aarona. Ale dzięki nim cos sobie uzmysłowiłam i zamierzam powiedzieć Fredowi, że go … -ale w tym momencie rudowłosa dosłownie rzuciła się na gryfonkę, powodując, że obie zleciały na ziemię.
-Kocham cię, Mionka!
-Dobrze wiedzieć, że zawsze jakiś Weasley będzie do mnie pałał uczuciem. –odparła roześmiana dziewczyna, przytulając do siebie Ginny. –Jutro po meczu mu powiem. –Rudowłosa pisnęła radośnie. Wreszcie. Po tylu próbach coś dotarło do tego łba, pokrytego burzą włosów. Dziewczyna uśmiechnęła się do samej siebie. Przecież tak niedawno na wakacjach mówiła, że coś między tą dwójką powstanie. A ona nigdy się nie myli!



-CICHO BĄDŹ! –ryknął Lee Jordan, rzucając poduszką w Freda. Taką sytuację zastał George, który wszedł w tym momencie do własnego dormitorium. Przeskoczył wzrokiem z zrozpaczonego bliźniaka na zdenerwowanego czarnoskórego. Rudowłosy po sekundzie zdecydował , że powinien się natychmiast wycofać. I jak pomyślał, tak zaczął robić. Jednak w tym momencie mordercza poduszka Jordana trafiła w klamkę do drzwi. –Nawet nie myśl, Weasley. To twój bliźniak.
-Ależ co ci mój bliźniak uczynił, kochany? –zapytał George, rzucając się na swoje łóżko i przyglądając się stojącemu pośrodku dormitorium, Fredowi.
-Mam zamiar powiedzieć Hermionie, co do niej czuję. Jutro, po meczu. –oświadczył chłopak z powagą. Jego sobowtór zachłysnął się powietrzem.
-Bez jaj!
-Z jajami. –zaprzeczył rzeczowo Lee, kręcąc głową. –Od godziny mi tu pitu, pitu, że on to zrobi i jak to zrobi, i że ma stresa, esa floresa… -wyliczał chłopak, przedrzeźniając przyjaciela. –A ja jestem zmęczony i chcę iść spać! A przez tego Romea nie mogę!
-Romea? –zapytali równo Weasley’owie, patrząc zdziwieni na przyjaciela, który wzniósł ręce do góry.
-Przecież to klasyk! –rudowłosi wytrzeszczyli bardziej oczy. Jordan prychnął, zdegustowany. –Wy i mugolska literatura… - i po tych słowach zakopał się pod kołdrą.


 
Hermiona uwielbiała tą atmosferę przed meczem, kiedy Domy się z sobą integrują, by wspólnie kibicować drużynom. Sobota, pierwszy dzień października i Gryffindor kontra Slytherin. Szatynka uśmiechnęła się do siebie, idąc w kierunku Wielkiej Sali. Kilka puchonów i krukonów zapewniało ją, że Dom Lwa na pewno wygra, gdy ją mijali na korytarzu. Dziewczyna weszła do Sali, od razu zwracając uwagę na drużynę gryfonów, którzy siedzieli zbici pośrodku stołu. Szatynka dosiadła się, obdarowując wszystkich szerokim uśmiechem. Angelina wykrzywiła twarz w dziwnym grymasie, Katie pomachała do niej nerwowo, za to Ron nawet nie zauważył przyjścia przyjaciółki. Harry skupił się na zabijaniu swojego omleta widelcem, a Ginny kiwała się na ławce. George o czymś szczegółowo rozprawiał z bliźniakiem, ale po chwili zamaszyście pomachał w jej kierunku, uderzając Freda w twarz. Poszkodowany Weasley spadł z ławki, ale szybko się pozbierał, rzucając groźby śmierci w kierunku brata. Po chwili odwrócił się do Hermiony i uśmiechnął się wesoło. Gryfoni patrzyliby na siebie jeszcze dłużej, gdyby nie zrozpaczony krukon, który dobiegł do stołu.
-Angelina, Angelina! –kapitan drużyny zerwała się i podbiegła do chłopaka. Wymienili szybko kilka zdań, po czym bladziutka dziewczyna wróciła do stołu. Przyjaciele spojrzeli na nią z niepokojem.
-To był chłopak Alicji – powiedziała kruchym głosem ciemnoskóra. –Spinnet została zepchnięta ze schodów.
-Co?!- odezwali się wszyscy. Gryfonka była jednym z ścigających. –Ale kto?! Jak to?!
-Nie muszę wam mówić, że to był jakiś walony ślizgon. –prychnęła zdegustowana dziewczyna. –Nie mamy zastępcy, więc jedyna możliwość to… Ginny, ja wiem, że jesteś rezerwowym szukającym, ale jako ścigająca też jesteś niesamowita. Wchodzisz za Spinnet. –zarządziła Johnson, oddalając się natychmiast. –Zbiórka w namiocie. –powiedziała szybko, zanim zniknęła z pola widzenia. Zaraz za nią pognała Bell’ówna. Rudowłosa dziewczyna, krztusząc się sokiem, patrzyła niedowierzająco i z przerażeniem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Angelina. Krepującą ciszę przerwał wybuch radości Hermiony.
-Gin, to cudownie! Twój pierwszy mecz! To niesamowite! Nie żebym się cieszyła z upadku Alicji, ale świetnie się złożyło! –krzyknęła wesoło szatynka, skacząc wzrokiem po twarzach przyjaciół. Po pewnej chwili bliźniacy razem z nią zaczęli wiwatować, a za nimi prawie natychmiast dołączyli się Ron i Harry. Jednak sama ścigająca nie podzielała entuzjazmu reszty.
-Ale co jeśli… Przecież ja mogę wszystko zepsuć! –zamarudziła żałośnie Weasley’ówna, chowając głowę w rękach. Harry objął ją opiekuńczo, próbując dodać dziewczynie jakiejś otuchy. Ta tylko odtrąciła go lekko łokciem. –Ja nie umiem tak dobrze grać! –te słowa były jak prawy sierpowy prosto w dumę i honor bliźniaków Weasley. Rudowłosi prychnęli głośno, oburzeni:
-E, e, e! Młoda! 
-Wiesz, że nas teraz obrażasz?
-Merlinie, George, potem o tym porozmawiamy, teraz trza dziołchę na duszysku podnieść!
-No dobra...
-Ale zdajesz sobie sprawę, że przy okazji nas obrażasz?
-Fred! Ale zdajesz sobie sprawę, Gin?
-Do rzeczy. –mruknęła Hermiona, przerywając bliźniakom. Fred wypuścił powietrze.
-Jak sobie szanowna panienka życzy. Siostro ma…
-I ma! Uczyliśmy cię od dzieciaka jak grać! I dlatego nas obrażasz…
-Jako najlepszych nauczycieli pod Saturnem!
-I uwierz mi, jesteś lepsza niż niejeden Wiktor Krum!
-Więc mi się tu nie smutaj, bo jeśli ktoś ma zepsuć nam mecz…
-To on! –powiedzieli równocześnie bliźniacy, wskazując na siebie nawzajem. Gryfoni wybuchli śmiechem, a Ginny wręcz płakała ze śmiechu. Po skończeniu śniadania przyjaciele ruszyli w kierunku boiska do Quidditch’a. Przechodzili właśnie przez praktycznie spustoszały korytarz, gdy nagle miłą atmosferę przerwało pojawienie się ślizgonów. Trójka uczniów Domu Węża zastąpiła im drogę, uśmiechając się ironicznie. Jeden z nich zaczął szyderczo klaskać.
-No kogo my tu mamy… Nasze malutkie lwiątka… Słyszałem, Weasley, że się spotkamy na boisku… -chłopak założył ręce na piersi. –Skopię cię na kwaśne jabłko, Ruda! –ryknął rozbawiony Blaise Zabini, pokazując gryfonce język. Ginny zapowietrzyła się natychmiast.
-O, kto tu komu skopie tyłek! –odparła przez śmiech dziewczyna podchodząc do czarnoskórego. Dwójka zaczęła wokół siebie skakać i żartobliwie wygrażać pięściami. Teodor Nott podszedł do Hermiony i potarmosił jej włosy.
-No, dziś będzie rozstrzygnięcie sporu między siostrami. –mruknął rozbawiony ślizgon. Parkinson podeszła do gryfonów i uśmiechnęła się uroczo.
-Siostruś, Grzomtterku drogi i moi kochani Weasley’owie… Nie macie z nami szans.
-O kochanieńka, nie bylibyśmy tacy pewni. –odparli równo bliźniacy, powodując kolejny wybuch śmiechu. Ginny i Blaise zakończyli pojedynek na słowa i podeszli do reszty.
-Jeśli ktoś ma go zrzucić z miotły –rudowłosa wskazała na rozchichotanego, przewyższającego ją o dwie głowy Zabiniego – to będę to ja! –zgłosiła się dziewczyna. Nott prychnął tylko, powodując, że rudowłosa zmrużyła oczy. –Ciesz się, że dziś nie grasz, bo ty też byś podzielił jego los!
-Nie chcę przerywać, ale żeby ich pokonać musimy być żywi, a nie wiem czy nadal będziemy oddychać, jeśli zaraz nie zjawimy się w namiocie. Angelina jest zdolna do wielu czynów. –mruknął Harry, popychając drużynę gryfonów w stronę wyjścia, która dopiero się rozkręcała. W ich ślady zaraz pobiegł czarnoskóry ślizgon, a Teodor i siostry zostali jeszcze z tyłu.
-To będzie najbardziej emocjonujący mecz w moim życiu. –stwierdziła stanowczo Parkinson, łapiąc gryfonkę pod ramię. –A zatem w drogę, kochanieńka, ponieważ dopiero za miesiąc będziemy mogły spokojnie pogadać, przy okazji nie drwiąc z przegranej strony! –zarządziła brunetka, krocząc ochoczo w kierunku boiska i przy okazji ciągnąc za sobą Granger’ównę. Teodor podreptał za nimi rozbawiony.
-Znając dumę  Hermiony i honor Pansy, hmm… no cóż, do Wielkanocy nie porozmawiacie. –powiedział ślizgon, zostając zgromiony wzrokiem dziewczyn. Nott wyszczerzył tylko zęby.



-I to właśnie były te poczwary, które… Przepraszam, pani profesor, tylko takie malutkie wtrącenie, obiecuję na własną matkę, że to się nie powtórzy! – Jordan poprawił się natychmiast. –I to właśnie była drużyna Slytherinu. A teraz – DRUŻYNA GRYFFINDORU, PROSZĘ PAŃSTWA!!! –ryknął do mikrofonu Lee, gdy na boisko wlecieli gryfoni. –Nasza pani kapitan, niesamowita ścigająca, wspaniała Angelina Johnson! Proszę spojrzeć jak zwinna jest ta dziewczyna, została wręcz urodzona na miotle! Kim jest ta gryfonka, pełna gracji, wdzięku i uroku?! Toż to słodka Katie Bell na pozycji ścigającej! A kto towarzyszy temu zabójczemu duetowi? Spinnet leży w Skrzydle Szpitalnym, więc kto jest godny zastąpić tą wspaniałą dziewczynę? OTO I ONA! Nasza trzecia ścigająca! Piękna, zgrabna, cudowna, zabawna, utalentowana… Potter, nie patrz tak na mnie! … GINNY WEASLEY! –zawył ciemnoskóry, prawie zagłuszony przez wrzawę podniesioną przez tłum. –Pałkarze to oczywiście nasi bliźniacy! Nie mam zamiaru ich przedstawiać, wiszą mi po kilka galeonów. No i oczywiście największy zazdrośnik w historii, ale i niezawodny szukający, Harry Potter! No i co się znowu patrzysz? Nie można powiedzieć, że masz fajną dziewczynę? Mówiłem, że zazdrośnik jak… Już, pani profesor, wracam do tematu. I nowy obrońca gryfonów – Ronald Weasley, prze państwa! Merlinie, ile tych Weasley’ów się tu nagromadziło! Ale uwaga, gra się zaczęła! Malfoy, ty tępoto, myślisz, że jak będziesz leciał za Potterem to znajdziesz znicza? PANI PROFESOR, PROSZĘ O PRZEBACZENIE, TO SIĘ NIE POWTÓRZY! Cholerni ślizgoni… To mikrofon był włączony? Jejku, skąd mogłem wiedzieć. –Jordan udał zaskoczenie.- Dobrze, ale powróćmy do meczu. Weasley przy kaflu… Nie ten ani tym bardziej tamten, chodziło mi o Weasley – dziewczynę! No dobra, ona przy kaflu, poddaje Angelinie, która mknie ku obrońcy Slytherinu! I uwaga, rzuca… Chwila moment! Ona go poddaje Weasley’ównie, która pojawiła się niewiadomo skąd i… ZDOBYWA PUNKT! 10:0!!! JAK MERLINA KOCHAM, PROWADZIMY! Tak, pani profesor, wypiłem przed meczem melissę, jak pani prosiła… Ależ wróćmy do meczu… -śmigające postacie co chwila przejmowały kafla, a pałkarze dzielnie bronili swoich zawodników. Szukający kołowali na boiskiem, starając się wypatrzeć znicza. Kilka razy Bell zawisła niebezpiecznie popchnięta przez ślizgona, a Malfoy stał się celem głównym tłuczków bliźniaków. Mecz trwał od godziny i gryfoni prowadzili 70:30. Ron świetnie spisywał się jako obrońca. – POTTER WYPATRZYŁ ZNICZA! –wszyscy skupili się na Harry’m, który zaczął pikować w kierunku ziemi. –Malfoy za nim leci, ale zbyt duża odległość go dzieli od naszego zawodnika… Potter, już prawie, już prawie… POTTER MA ZNICZA! –wykrzyknął Lee, ledwo usłyszany, ponieważ dziki wiwat zagłuszył jego okrzyk. Brunet podleciał do góry, wyciągając rękę z piłeczką do góry.  –I co i głupio wam gady jedne?!- podsumował Jordan, ruszając w kierunku drużyny gryfonów.



Ognista lała się hektolitrami, a konfetti w kształcie znicza było dosłownie wszędzie. Nawet w owych hektolitrach. Hermiona właśnie odepchnęła od siebie upitego Deana Thomasa, który za cel postawił sobie wyjaśnienie jej różnicy między bliźniaczkami Broadway, by w końcu zaczęła rozpoznawać która to która. Co z tego, że Broadawy’owie to dziewczyna i chłopak, Deana i Ognistą w jego żyłach niezbyt to obchodziło. Granger zmierzała w kierunku rozchichotanej Ginny, która siedziała na sofie z Harry’m. Szatynka uśmiechnęła się na widok pary i zaczęła się do nich zbliżać, gdy drogę zastąpił jej wcześniej wspomniany gryfon.
-Więc uwierz, Gringir, można pomyśleć, że są tacy…  tacy sami! Alkeż nie! Jeśli bidziesz miała plobrem, to patrz na … oczy! Veronica ma ziloniutkie! Za to Aaronna –dziewczyna o mało co nie parsknęła śmiechem, gdy Dean „zrobił” z Broadway’a dziewczynę. – ma nibiściutkie! Ale najważniejsze… Veronica jest ładniejsza od siostry, zapamitaj mi to! –zastrzegł Thomas. –Ron, czy ty trzymasz butelkę? Bracie kamracie, podziel się! –wrzasnął chłopak i ruszył w kierunku rudowłosego. Hermiona pokręciła głową. Aaron nie byłby zadowolony ze słów Deana. Granger w końcu dotarła do Gin i Harry’ego i opadła na kanapę.
-Nie przeszkadzajcie sobie… Ja wpadłam tylko zapytać, czy wiesz gdzie jest Fred? –Weasley uśmiechnęła się szeroko i szepnęła cos na ucho chłopakowi, który wyszczerzył się tylko.
-Jestem z ciebie dumny, Hermiono. –powiedział brunet. –Stoi przy obrazie razem z George’m, Luną i Lee. –okularnik pokazał palcem ową czwórkę. –Powodzenia. –mruknął Potter, popychając przyjaciółkę w kierunku gryfonów. Szatynka kilka razy odetchnęła głęboko i ruszyła w ich kierunku. Omijając konfetti, balony i tańczących uczniów, dotarła do celu. Powitała wszystkich uśmiechem.
-Cześć!
-Ola siniorita! –krzyknęli zgodnie chłopcy. Fred puścił do niej oczko, powodując lekki rumieniec u dziewczyny. Lovegood rzuciła się w objęcia dziewczyny.
-Hermiona, ratuj! Ta trójka to jakieś potwory! –oświadczyła blondynka.
-Przykro mi, ale ja wpadłam tylko na chwilkę. Po kogoś. –„Ryzyk fizyk, Granger!” jak to zwykł mawiać Nott. –Fred, przejdziemy się? –bliźniak uśmiechnął się wesoło, a pozostali wydali z siebie ciche „uuuuuu”. Szatynka zmierzyła ich wzrokiem Bazyliszka, a George poruszył znacząco brwiami.
-Ależ oczywiście, mój brat jest wolny. I chętnie się z tobą przejdzie. Kochanie. –bliźniak wziął na ręce Lunę –Jordan. –ciemnoskóry wyprostował się machinalnie. –Prowadź w kierunku stołu! Razem z kobietą mojego serducha i z tobą, mój drogi… Nie, słońce, nie musisz być o niego zazdrosna, ciebie kocham najbardziej na świecie… a więc razem napijemy się i najemy za Granger i moją brzydszą kopię! –to powiedziawszy rudowłosy ruszył razem z krukonką na rekach, a za nim podążył rozchichotany Lee. Fred popatrzył się na szatynkę.
-No to zapraszam na spacerek.-powiedział szarmancko Weasley, biorąc dziewczynę pod rękę, która zaśmiała się perliście. Gryfoni wyszli z Pokoju Wspólnego i natychmiast uderzył ich chłód korytarza. Nastąpiła na chwilę przyjemna cisza, by każdy z nich mógł przemyśleć co chciałby powiedzieć. Dotarli na ostatnie piętro, które było całkiem opustoszałe. Hermiona wdrapała się na parapet, siadając po turecku, zaś chłopak oparł się o ścianę.
-Chciałbym/Chciałabym ci coś powiedzieć… -powiedzieli równocześnie, by po chwili parsknąć śmiechem.
-Zaczynaj. –powiedziała szatynka. Bliźniak podrapał się po głowie.
-Mam dość. Tej sytuacji wokół nas. Tego, że nadal nie wiem czy to, że się całowaliśmy … czy to coś znaczyło. Mam dość tego, że Aaron i Pansy bawią się w swatki. I ma dość tego, że ten miesiąc spędziłem bez ciebie, bo cholera tęskniłem! Mionka, ja wiem, że tobie może to się wydać dziwne, ale kurcze… na serio cię lubię, lubię, no zauroczyłem się w tobie i to tak totalnie! Wpadłem po uszy! Podobasz mi się. I ja wiem, my to jak ogień i woda, jak kamień i trawa, jak niebo i ziemia, jak George i Luna! Ale chciałbym po prostu wiedzieć, czy mam jakąś minimalną szansę na to, by liczyć na coś więcej niż być tylko twoim przyjacielem? –Weasley popatrzył na nią niepewnie. –No ja wiem, trochę z grubej rury poleciałem, ale musiałem to z siebie wypluć. I mów co myślisz, nie owijaj w bawełnę. Mam dość niewiedzy. –powiedział stanowczo rudowłosy. Hermiona, rozczulona słowami chłopaka, ujęła jego twarz w dłonie i delikatnie go pocałowała prosto w usta. Gryfon był na początku oszołomiony i otworzył szeroko oczy, by po sekundzie skakać w duchu jak małe dziecko. Przyciągnął do siebie szatynkę, pogłębiając pocałunek. Po chwili dziewczyna odsunęła się od chłopaka, zaczerwieniona potwornie. Rudowłosy roześmiał się wesoło. –Czy to znaczyło, że…
-Jestem dokładnie w takiej samej sytuacji i chciałam ciebie dokładnie o to samo spytać. Tak masz szansę, tak, też jestem w tobie zauroczona po uszy i okropnie tęskniłam przez ten miesiąc. –Fred wyszczerzył się szczęśliwy, przytulając dziewczynę do piersi. –I też uważam, że Pansy i Aaron to fatalne swatki. –gryfoni parsknęli śmiechem.
–Hermiono Granger, czy chciałabyś zostać moją dziewczyną? –bliźniak odsunął od siebie Hermionę, patrząc prosto w jej czekoladowe, roziskrzone oczy. Szatynka zacisnęła usta w uśmiechu.
-O niczym innym nie marzyłam, Fredzie Weasley'u.




NO CHOLERA JASNA NARESZCIE, co nie?:'))

Kilka mych słów na temat tego czegos u góry
Wiecie czego w sobie nienawidzę?
Tego, że ja wszytsko rozwlekam.
Umiem porobić sto tysięcy wątków, sto tysięcy scen, a o ty najważniejszych rzeczach zapominam,
daltego jakos tydzień temu pomyślałam
-No kurde Kate, oni już czekają te przeklęte 21 rozdziałów, bys sparowała Hermionę i Freda, ogarnij się i daj im tego co chcą!

I oczywiście mogłam to zrobić, po prostu. Dać tylko scenę w Wielkiej Sali, Jordana i oczywiście trochę imprezy.
Ale nie po co, mózg panienki Kate chce dodać Lee z miłością do klasyki, ślizgonów i pijanego Deana. czemu nie?

A najgorsze jest to, że jeżeli jaooś mi wyszedł ten cały rozdział, to ta NAJWAZNIEJSZA SCENA, KTÓRA POWINNA BYC RODEM Z TITANICA wyszła jak jakieś zgniłe jajo

ale się rozgadałam spoadam już
przepraszam za ta długośc, mam nadzieje, że w miarę wytłumaczyłam tok mojego myślenia:'))
no to tak
kocham Was kochani robię wszytsko by Was zadowolić i mam nadzieje, że choć trochę (mimo że rozdział w cholerę długi) to Was uszczęśliwiłam:)))
całusy
~Kate

NO I LICZE NA KOMENTARZE:)))