Informacje tu kochani! Nie zaczynajcie już czytać!
Nie wiem, kiedy będzie opublikowany następny rozdział, ponieważ jutro wyjeżdżam na obóz na dwa tygodnie, a potem mamy rodzinny wyjazd i dlatego moja nieobecność może być spora.
Rozdział ten pisało mi się milusio i to zawdzięczam Wam, moi drodzy! ja się zastanawiam, jak głupia byłam, że w Was zwątpiłam! Kocham Was całym serduszkiem i dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i w ogóle za to, że ze mną jesteście!<33
Ale Wam słodzę:'))
Co do rozdziału, nie jest on typowym fremione, jest to takie przejście. to jest najsmutniejsze, że mam pomysły na jakieś przełomowe rozdziały, a na takie normalne nie mam:'))) ale się staram!
Co do komentarzy, to niestety nie zdążę na nie poodpowiadać, więc postaram się jak wrócę z tych wszystkich wyjazdów.
I JESZCZE JEDNO! Jeśli chciałby się ktoś ze mną jakoś skontaktować (tak, Alice, mowa tu o Tobie, bo nie wiem, czy zauważyłaś, że Ci odpowiedziałam:')) ) to można pisać na mój email ---> katepotter57@gmail.com
I nie myślcie, że chcę z siebie zrobić jakąś gwiazdeczkę:')) po prostu tak daję dla zainteresowanych:)) i pomyślałam, że będzie fajnie, gdyby ktoś napisał:))
DOBRA NIE PRZEDŁUŻAM, ROZDZIAŁ!
I WESOŁYCH WAKACJI!
ROZDZIAŁ XIX
Lavender Brown należała do osób, które ciężko obudzić, szczególnie rano w niedzielę. Dla niej weekendowe poranki były możliwością odespania całego, męczącego tygodnia. Jej współlokatorki uciekały nawet do bardzo drastycznych metod, by wybudzić blondynkę z kamiennego snu. Jednak dzisiaj, to ona pierwsza się obudziła, gdy jeszcze jej dwie koleżanki smacznie sobie spały.
-Co, zaraz, kto mnie budzi? –zaczęła mruczeć sama do siebie zaspana dziewczyna. Nagle poczuła lekkie pacnięcie w okolicach czoła, które wcześniej przerwało jej przyjemny sen. –Co, co, to ma być? Pokaż się, żartownisiu jeden. –mamrotała wściekle gryfonka, przejeżdżając na wpół otwartymi oczami przez ich dormitorium. Jednak zamglonym wzrokiem trudno było jej cokolwiek dostrzec. Prychnęła coś pod nosem i z powrotem wtuliła się w mięciutką poduszkę. Po chwili znowu została pacnięta. Cokolwiek to było, powtórzyło owe pacnięcia jeszcze kilka razy. Zdenerwowana do ostateczności Brown wstała gwałtownie, gotowa rozszarpać jej „budzicela”, ale zaniemówiła tylko ze zdziwienia i zachwytu. Po ich dormitorium latało mnóstwo małych, czerwonych serduszek ze złotymi skrzydełkami jak u znicza. Właśnie jeden z nich upatrzył sobie czoło gryfonki i ponownie w nie stuknął. –Ej, ej, mały, uspokój się. –szepnęła blondynka i złapała lekko serduszko w dwa palce, starając się go nie spłoszyć ani nie zrobić mu krzywdy. Teraz puchate serduszko fruwało nad rozwartą dłonią. –Zachowujesz się podobnie do znicza, zrobili cie na jego podobieństwo… -pomyślała głośno dziewczyna. –Ale kto cię, maluchu, zrobił? –zapytała Lavender i pogłaskała serduszko palcem. Nagle serce wybuchło i obsypało dłoń zdziwionej gryfonki złotym proszkiem, z którego po chwili uformowała się złociutka literka „P”. –Co tu się właśnie stało? –Brown omiotła wzrokiem pokój, po którym latała reszta serduszek. Wstała z łóżka i wskoczyła zgrabnie na łóżko Hermiony. Zgrabnie, czyli z wdzięcznością stukilogramowego nosorożca. Szatynka obudziła się gwałtownie i popatrzyła się przerażona i zarazem wściekła na współlokatorkę.
-Lavender! Co ty u licha… Czy ja nadal śnię czy zostałyśmy opanowane przez czerwone serduszka? –zapytała się zdziwiona dziewczyna, przyglądając się dormitorium.
-Zgadłaś, amigo. –odparła wesoło blondynka.
-Skąd ty znasz hiszpański? –zdziwiła się Granger, na co koleżanka tylko przewróciła oczami.
-Bardziej cię interesuje mój hiszpański niż stado czerwonych, latających serc, które opanowały nasz pokój, a do tego zmieniają się po dotknięciu w literki? –zakpiła Lavender, zanim oberwała poduszką w głowę. –Uważaj, zrzucisz mi ją!
-Jakie literki? O co ci chodzi?
-Patrz. –dziewczyna pomachała szatynce przed oczami złotym „P”, opowiadając jak doszło do tej przemiany i jak została brutalnie obudzona przez poprzednie wcielenie literki.
-Czyli, ktoś chce nam przesłać wiadomo… auć! –mruknęła Hermiona, łapiąc w rękę serduszko, które upatrzyło sobie za cel jej nos. Po chwili na jej ręce leżała złota literka „A”. –Ktoś chce którejś z nas przesłać wiadomość. Chodź, obudzimy Parvati, żeby nam pomogła. Może to ten jej James Connery czy jak mu tam…
-Zapomnij o nim. –mruknęła blondynka, gdy zaczęły powoli przechodzić w kierunku łóżka śpiącej współlokatorki, balansując miedzy śmigającymi intruzami. –Okazał się wielkim dupkiem. Poza tym Pav stała się obiektem westchnień cholernie przystojnego gryfona, który również się jej podoba. Tylko te zagubione żuczki nie dają sobie rady. A po nim, bym się nie spodziewała takiej ”niepewności”…
-Kto to jest? –zapytała zaciekawiona Granger’ówna.
-Może sama ci powie. PATIL, MAŁPO, WSTAWAJ! -krzyknęła wesoło Lavender, wskakując na łóżko przyjaciółki. Obie spadły z wielkim hukiem na ziemię. Blondynka szybko wstała, szczerząc się od ucha do ucha, a zza łóżka powoli wyłoniła się hinduska. O ile to Brown ciężko było zbudzić, to Parvati najtrudniej było „dobudzić”. Potrafiła przez cały ranek krążyć pomiędzy światem rzeczywistym a snem.
-Coś się stało? O, Hermiona, znowu zapomniałaś zamknąć okno na noc? Patrz, co nam naleciało! –mruknęła oskarżycielsko bliźniaczka, obserwując na wpół otwartymi oczami dormitorium. – Co to za jakieś dziwaczne muszki? -Jej dwie przyjaciółki wybuchły śmiechem i pomagając jej wstać, opowiedziały całą historię latających serc. –Oooo, zawsze lubiłam składać literki. Dobra, połóżcie te dwie na ziemi i łapiemy resztę. A potem je jakoś złożymy. –zakomenderowała Patil, ziewając co drugie słowo. Gryfonki szybko (brunetka z małym opóźnieniem) zabrały się do łapania sercowych zniczów i układania ich na ziemi. Po pół godzinie wszystkie literki były rozłożone na ziemi. Złoto delikatnie odbijało się na tle brązowej podłogi w pokoju dziewcząt.
-I teraz najgorsze… -zamarudziła Hermiona, biorąc do ręki duże „M”. –Patrzcie, ta litera jest większa niż inne, więc musi to być początek zdania. –powiedziała dziewczyna i położyła jak najdalej po swojej lewej stronie ową literę.
-To czemu w takim razie „H” też jest całkiem spore? –zapytała sennie Parvati, drapiąc się literką po czole.
-Możliwe, że znamy już adresata. –mruknęła lekko posępnie blondynka, mając w sercu wielką nadzieję, że do niej były skierowane serduszka. Ale po chwili rozpogodziła się. –No, Granger, masz tajemniczego wielbiciela. –Hermiona zaczerwieniła się potwornie, czując ciekawski wzrok dziewczyn na swojej twarzy, którą skryła miedzy włosami.
-Nie wiem o co chodzi i nie wiem tym bardziej, komu by zależało, by robić mi taki głupi prezent. –warknęła szatynka, próbując zatuszować pewne podniecenie zdenerwowaniem. Domyślała się, kto mógł wpaść na taki pomysł, ale bała się nawet w myślach wypowiedzieć jego imię. Podobał jej się, nawet bardzo, ale to, co się stało wczoraj wieczorem ją przerosło.. .Zagubiła się we własnych uczuciach, a tym bardziej w swoich myślach. –Idiotyczne.
-Ja tam uważam, że to urocze. –powiedziała Parvati, zanim ziewnęła szeroko, ustanawiając tym samym pewnie rekord świata w otwarciu buzi. –W takim razie…. –mruknęła hinduska i szybko wyłapała kilka literek. Ułożyła je pod „M”, ukazując złocisty napis „Hermiono”.
-O, super. Musimy jeszcze odszyfrować pozostałą część listu! –powiedziała wesoło Lavnender, żonglując literkami „U” i „S”. –Stop! –dziewczyna złapała obie literki i szybko je ustawiła obok początkowego „M”. –Mus… Mus… Musimy! Albo musisz! Jakie mamy propozycje? –zapytała Brown, na co szatynka szybko podsunęła jej kilka przemienionych serc. –Wychodzi na to, że możemy jedynie ułożyć ‘musimy”, bo drugiego „S” nie ma… -zamruczała do siebie blondynka, ustawiając słowo „Musimy”. –Ojej.
-Ojej. –dopowiedziała Parvati, mierząc się przerażonym wzrokiem z przyjaciółką. Hermiona zmarszczyła czoło i popatrzyła się na dziewczyny pytająco.
-Co ojej?
-Kochanie, a jakie zdanie zaczyna się zazwyczaj od „musimy”? –zapytała Lavneder, kiwając z politowaniem głową. Zagarnęła kilka liter i szybko obok słowa „Musimy” ułożyła wyraz „porozmawiać”. Musimy porozmawiać. Musimy porozmawiać. –I jeszcze jedno. –szepnęła dziewczyna, przysuwając do słów imię szatynki. Musimy porozmawiać Hermiono. Musimy porozmawiać Hermiono. Szatynka czuła jak jej serce gwałtownie przyspiesza, a po plecach spływa kropelka zimnego potu. . –Ktoś coś tu przeskrobał. –zażartowała blondynka, szczerząc się wesoło, dumna, że udało jej się rozszyfrować wiadomość tajemniczego wielbiciela.
-Ale zupełnie niewychowany ten twój amator. Powinien dać przecinek. –prychnęła Parvati.
-Po pierwsze adorator, Patil, nie żaden amator. Budź się, dziewczyno! Nie śnij już o tych chłopakach! A po drugie, patrz! Dał przecinek! –roześmiała się Brown, klepiąc przyjaciółkę w tył głowy i sięgając ręką po leżący w kącie dormitorium złoty przecinek. –Myślałam, że to jakaś literka zgubiła ogonek, więc postanowiłam go zostawić. A jednak mamy tu jakiegoś miłośnika interpunkcji. –gryfonka dostawiła przecinek między imieniem koleżanki a wyrazem „porozmawiać”. –Ej, ale zostały jeszcze literki. Amator się podpisał! –pisnęła Lavender, na co Hermiona tylko zamknęła mocno oczy. „Merlinie, zaraz się dowiedzą, zaczną się pytania, więcej pytań i…” –Nie znam nikogo o imieniu z trzema literami!
-Coś się ułoży… -powiedziała dziarsko hinduska i wzięła literki. Szatynka otworzyła jedno oko, wpatrując się w trzy złote literki – „D”, „R” i „E”.
-Więc mamy do wyboru… Erd, Der, Red albo Dre. No niezbyt ładnie. –„Nie ma literki F! Może to nie Fred?! To w takim razie kto chce ze mną gadać?!”. –Jak dla mnie najbardziej prawdopodobne jest Red jako pseudonim, rozumiecie? Czerwone serduszka, jak Red. To jego znak firmowy. –zauważyła inteligentnie Lavender.
-Ale to Red trzeba jakoś rozszyfrować! –jęknęła Hermiona, przejeżdżając rękami po rozczapierzonych włosach.
-Rozentuzjazmowany Eukaliptus Drzewny. –powiedziała spokojnie Parvati, nie zwracając uwagi na pełne zdziwienia spojrzenia gryfonek.
-Co? –wykrztusiły jedna przed drugą. Brunetka przewróciła oczami.
-Hermionę podrywa Rozentuzjazmowany Eukaliptus Drzewny, uwierzcie mi. Nie można ufać tym roślinom. –zagroziła poważnie dziewczyna, przecierając sobie oczy.
-Parvati, zmień dilera.
-Albo przynajmniej zmniejsz dawkę.
-Może w ogóle przestań brać.
-Albo wracaj natychmiast do łóżka, bo nie da się z tobą rano pracować. – zakomenderowała Brown, odsyłając na wpół śpiącą przyjaciółkę do łóżka. –I kto tu niby jest blondynką? –zakpiła jeszcze dziewczyna, gdy brunetka schowała się już całkowicie pod kołdrą. Nagle gryfonka wciągnęła głęboko powietrze. –A może jeszcze jakieś serducho tu sobie lata? –„Oby nie, oby nie, oby nie… Już wolę mieć jakiegoś Reda, zamiast znaleźć gdzieś Freda…” myślała Hermiona, gdy dokładnie tuż nad głową koleżanki przeleciało serduszko „Merlinie, czym ci zawiniłam?!”. –Coś mi bzyknęło nad głową? –zapytała gryfonka, rozglądając się wokół.
-Wydaje ci się… -mruknęła szatynka, nie spuszczając z oczu hasającego nad szafą czerwonego serca.
-Mogłabym przysiąc, że… Tam jest! –krzyknęła dziewczyna, wskazując na serduszko, które śmignęło nad śpiącą bliźniaczką. Granger postanowiła improwizować.
-Złapię go! – zadeklarowała gorliwie gryfonka, po czym ruszyła w kierunku sercowego znicza. Szybko dopadła swoją ofiarę i połaskotała serduszko. Po chwili na jej ręku leżała mieniąca się literka „F”. –Cholera jasna. –syknęła po cichu. Cała wiadomość brzmiała „Musimy porozmawiać, Hermiono. Fred”. – Nie będę z nim rozmawiać.
-Ale z kim?! Co to za litera?! –dopytywała się Brown, o której obecności sztaynka zupełnie zapomniała.
-Yyy, to tylko kropka. Za Red. Więc szukamy Reda, bez żadnych nowości. –odparła nerwowo Hermiona i jak gdyby niby nic, wyrzuciła literkę do kosza. Zanim jednak odeszła od niego choć na milimetr, „efka” wyleciała z pojemnika i pofrunęła w kierunku wyciągniętej ręki Lavender.
-Granger, sądziłam, że umiesz odróżniać kropkę od litery „F”. –zadrwiła blondynka, ustawiając zdobycz i tym samym dopełniając całe imię. Fred.
-To jest Fantastycznie Rozentuzjazmowany Eukaliptus Drzewny. –zamruczała spod kołdry Parvati. Blondynka przewróciła oczami.
-A może Fred, Pav? A dokładniej Fred Weasley? I co ty na to, Hermionka? –zapytała Lavender, mrużąc oczy.
-Pogadamy później. Nikomu o tym nie mówcie. –zdołała wydukać zaczerwieniona szatynka, zanim wybiegła z dormitorium.
-Pamiętaj, że jesteś w piżamie! –krzyknęła za nią Parvati, która wstała z łóżka, przyglądając się złotemu napisowi na podłodze. Granger’ówna wróciła do pokoju.
-O tym też nie mówcie. –odparła zażenowana.
-Masz to jak w banku. –powiedziały równocześnie jej współlokatorki, szczerząc się szeroko.
-Ktoś musi sprawdzić, czy Fred tam siedzi. Nikogo nie było w Wieży, więc pewnie jest tam. –mruknęła posępnie szatynka. Po wyjściu z WS od razu pobiegła do Aarona, ale jego dormitorium tez było zamknięte. Dziewczyny na szczęście na nią poczekały i teraz razem próbowały zostać niezauważone przez Fred’a Weasley’a.
-Niech któraś zajrzy, czy tam jest. Albo on, albo Broadway. –szepnęła Brown. –Ja mogę zajrzeć, bo ty, Granger, na sto odpadasz. –dziewczyna szybko podbiegła do ogromnych drzwi i wychyliła głowę. Odwróciła się do gryfonek i zaczęła pokazywać jakieś skomplikowane ruchy dłońmi. Koleżanki tylko wytrzeszczyły oczy, nie wiedząc o co chodzi blondynce, która przetarła teraz twarz, załamując się znajomością gestów kryminalnych przyjaciółek. –Są. Oboje. Chodźcie. Tu. –wysyczała przez zaciśnięte zęby. Hermiona i Parvati pokiwały ze zrozumieniem głową i sprawnie przebiegły odległość dzielącą je od gryfonki.
-Co teraz? –zapytała hinduska. Szatynka zagryzła zęby.
-Skoro jest tam Aaron, to muszę szybko do niego przejść, wezmę jakiegoś tosta i uciekniemy. –odparła odważnie gryfonka. Współlokatorki zmierzyły ja niepewnym spojrzeniem.
-Jesteś tego pewna? –zapytała brunetka, na co Granger’ówna tylko pokiwała głową. -Chodź, Lav, wjedziemy pierwsze. –przyjaciółki posłały pocieszające uśmiechy. Dziewczyny wyszły zza drzwi i weszły do Sali. Hermiona zdążyła jeszcze usłyszeć konspiracyjny szept hinduski. –Ale chamsko się na niego patrzymy.
-No jasne! Niech wie, że ma problem, cymbał jeden. Poza tym przez ten jego pomysł zostałam brutalnie obudzona! –odszeptała Brown.
-No to postanowione. Miażdżymy Weasley’a wzrokiem. –powiedziała mściwie bliźniaczka, powodując, że przysłuchująca im się gryfonka z trudem stłumiła śmiech. „Oj, współczuję Fredowi”. Szatynka już miała wychodzić z kryjówki, gdy nagle usłyszała głos jednego z bliźniaków.
-E, Brown i Patil! Widziałyście może Hermionę? –zapytał głośno Fred. Z pewnością cała Wieka Sala bez problemu go usłyszała i zwróciła na niego uwagę.
-Po nazwisku, to po pysku, Weasley, więc uważaj co mówisz. –warknęła Lavender, która wczuła się w swoją rolę. Skoro ma szansę się z kimś podroczyć (i do tego w jakże słusznym celu), z chęcią tą szansę wykorzysta. Szatynka mogła przysiąc, że widzi jak bliźniak uśmiecha się zawadiacko.
-Co ty, Lavuś, taka cięta? Nie wyspałaś się, blondyneczko? –zakpił chłopak, przekraczając pewną granicę. Gryfonka była bardzo przewrażliwiona na punkcie stereotypów, dotyczących koloru jej włosów.
-Nie podskakuj, rudy, dla ciebie to za wysokie progi. –odparła spokojnie dziewczyna, a po Wielkiej Sali rozniosły się echem pogwizdywania. –Jakiś tępak nam przeszkodził, wydaje mi się, że go znasz.
-Idioci trzymają się razem. –przesłodzony głos Parvati przeciął wyraźnie burzę gwizdów, zaledwie na sekundę, by podniosły się one ze zdwojoną siłą. Hermiona wciągnęła powietrze i pewnym krokiem wkroczyła do Wielkiej Sali. Szybko zrejestrowała sytuację. Jej współlokatorki stały przed Fredem, którego buzia przypominała wielkie „O”. Obok niego siedział George, który dusił się ze śmiechu i nawet klaskał gryfonkom. Naprzeciw bliźniaków leżeli na sobie Harry z Ronem, starając się powstrzymać łzy śmiechu, a Ginny łapała kawałek kanapki, który wypadał jej z buzi w czasie napadu szaleńczego chichotu. Jednak gdy szatynka pojawiła się na horyzoncie, wszyscy zamilkli. Dziewczyna zgrabnie przeszła między stołami i posłała pełne dumy i zadowolenia uśmiechy Lavender i Parvati, które szczerzyły się wesoło. Ominęła przyjaciół, uśmiechając się do nich miło, a najmilej do oszołomionego Freda. Podeszła do Aarona Broadway’a, który w czasie wybuchu śmiechu, rozlał na siebie sporą część swoich płatków z mlekiem. Patrzył się na nią teraz zadziwiony z wytrzeszczonymi oczami.
-Idziesz? –łagodny głos gryfonki rozbrzmiał między czterema stołami Domów Hogwartu.
-Tak, tak idę. –brunet wstał pośpiesznie i skierował się za szatynką, która podeszła jeszcze do swoich przyjaciół.
-Harry, Ron spotkamy się potem na błoniach? –chłopcy przytaknęli jej posłusznie. –Gin, pogadamy wieczorem po kolacji, a George tobie pomogę po obiedzie z Transmutacją, ok.? –Weasley’owie uśmiechnęli się do niej. –Fred, zamknij buzię, bo ci mucha wleci. –mruknęła jeszcze Hermiona, po czym razem z Broadway’em wyszli z Wielkiej Sali. Po chwili uczniowie usłyszeli donośny wybuch śmiechu owej dwójki, do której dołączyła Lavender i Parvati, dosiadając się do drugiej bliźniaczki Patil. Po wyjściu z Sali, Aaron gwizdnął z podziwem.
-1:1, młoda. To było dobre.
-To zasługa dziewczyn. Nie sądziłam, że aż tak wcielą się w rolę. Ja to tylko podtrzymałam. –odparła na pozór spokojnie dziewczyna, w duchu krzycząc ze szczęścia. Czuła, że teraz rozpętała na dobre „bitwę” z Fredem Weasley’em. Była niezmiernie ciekawa jak ta wojna się zakończy. Nie wiedziała jednak, że bliźniak znalazł odpowiedniego sojusznika, który teraz szedł sobie spokojnie obok niej, uśmiechając się wesoło i pokazując swój uroczy dołeczek na lewym policzku.
Całusy
~Kate