PS przepraszam jeśli będą jakieś literówki, ale dodaję notkę z telefonu, bo siedzę teraz ukryta w łazience, bo rodzinka się zjechała, a że to specyficzni ludzie, to wolę sobie do Was popisać;) więc nie przedłużając - zapraszam:))
ROZDZIAŁ XIII
Rozmawiając z Aaronem, Hermiona nawet nie zauważyła kiedy cała uczta się skończyła. Chłopak wcześniej się udał do Wieży, by „ogarnąć się w nowym miejscu”, bo McGonagall miała im, jemu i Veronice, wszystko objaśnić. Szatynka siorbała herbatę i uśmiechała się sama do siebie, wspominając rozmowę z Broadway’em. Okazał się dość ironiczną postacią, lubiącą dogryzać innym. I na tym przeważnie polegała ich konwersacja. Na wzajemnym droczeniu się, bo brunet ochrzcił ich „przyjaciółmi, którzy dbają, by ego za bardzo nam nie wzrosło”. I szczerze, gryfonka bardzo miło spędziła czas z nowym uczniem. Dokończyła wreszcie swój napój i gdy chciała już pójść do Pokoju Wspólnego, z zamiarem pomocy pierwszakom, dobiegł do niej Ron i zapytał czy może z nią pójść. Machnęła potakująco głową i do tej pory szli w milczeniu. Chłopak ściskał palce i skupił swój wzrok na butach. Za to panna Granger patrzyła się na niego wyczekująco. Nagle Ron zatrzymał się, a dziewczyna poszła w jego ślady.
-Przepraszam – wydukał rudzielec – Byłem ostatnio rozdrażniony i powiedziałem kilka słów za dużo. Wybaczysz mi? – dziewczyna uśmiechnęła się wesoło.
-Jasne, Ron! Ale powiedz mi co ci się wbiło do tej główki, że kocham Freda i że chce was zostawić?
-Bo po prostu boję się. O to, że po prostu stracę najlepszą przyjaciółkę i nie wyobrażam sobie, że mogłabyś nas zostawić.
-Ron, cymbale, nigdy was nie zostawię, przecież wiesz!
-Ale boję się także o ciebie. – wyszeptał cicho chłopak.
-O mnie? – Hermiona popatrzyła zaskoczona na zaczerwienionego rudzielca.
-Fajnie byłoby oficjalnie cię uznać za oficjalnego członka rodziny i cieszyłbym się jakbyś nosiła moje nazwisko. No wtedy to by było fajnie! Można powiedzieć, że straciłbym Ginny, bo ona byłaby Potter –dodał Weasley, patrząc miną znawcy na szatynkę – ale za to ty byłabyś Weasley, więc zyskałbym nową siostrę! Ale bylibyśmy fajnym rodzeństwem! I na przykład idziemy sobie Pokątną i wszyscy się patrzą –„ Co to za fajni ludzie?”, a my na to” Oł je, my jesteśmy Weasley’owie!”. A potem, a potem…
-Ron!– mruknęła rozbawiona gryfonka, słuchając wykładów kolegi, który prychnął urażony.
-Chodzi o to, że… Mój brat, Fred Weasley jest dupkiem. Wieeeelkim dupkiem! –krzyknął chłopak, wymachując rękami – I zranił wiele dziewczyn i nie chcę, by cos takiego cię spotkało… Może to zabrzmi jakbym był zazdrosny, ale wiesz doskonale, że podoba mi się ktoś inny. Tu chodzi o to uczucie, jakim darzę Gin. Ale jeśli byłabyś z nim szczęśliwa, to bym się tylko cieszył! Naprawdę!
-Oj, Ron, Ron – Hermionie rozkleiło się serce, słuchając rudzielca – Jesteś kochany. Nie wiem, czy ja i Fred… Jesteśmy raczej przyjaciółmi.- wzruszyła rozbawiona ramionami –Ale cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chodź już, musimy jeszcze pomóc pierwszakom. – Rozradowany chłopak przytulił szatynkę i w znacznie lepszych nastrojach powędrowali w kierunku wieży. Pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyli, kiedy już dotarli na miejsce i weszli do Pokoju Wspólnego, niestety w dość nieciekawym momencie. Pośrodku stał Harry, a naprzeciwko niego Seamus Finnigan. Gryfoni przypatrywali się dwójce w napiętej ciszy. Dziewczyna zacisnęła nerwowo ręce na ramieniu przyjaciela, na co ten tylko pogładził ja uspokajająco po dłoni.
-Jak zwykle łżesz, Potter!
-Ile razy mam mówić Seamus! On wrócił!- Szatynka szybko oceniła sytuację. Chłopcy pokłócili się „o Voldemorta” i jego powrót. Wiedziała, że może dojść do takich kłótni, ale nie wśród gryfonów, a na pewno nie od strony Seamusa, który był przecież ich kolegą. Popatrzyła jeszcze raz na wszystkich. Nikt nic nie zrobił, nikt nie zareagował. Ani George ani Ginny ani Fred, nic nie zrobili! Angelina nic nie zrobiła, podobnie jak Jordan, jak Katie, jak mały Collins Creevey! A przecież byli przekonani, oni mu uwierzyli, a teraz co?! Nikt nie poparł Harry’ego. Nikt. Jedynie Neville Longbottom stał przy Harry’m i gniewnym wzrokiem mierzył Finnigana. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Chwilę potem popatrzyła zawiedziona na trójkę Weasley’ów, którzy stali w drugim końcu pokoju. Napotkała przerażony wzrok Gin, smutne spojrzenie George’a. Jej oczy dłużej się zatrzymały na Fredzie, który patrzył wprost na nią, swoimi cudnymi, teraz zawstydzonymi oczami. Pokręciła z niedowierzaniem głową. Przecież oni byli w Zakonie! W wakacje byli gotów walczyć przeciw Voldemortowi, a teraz co?! Poczuła się zdradzona. Odwróciła się natychmiast, skupiając się na dalszej kłótni gryfonów.
-Moja mama czyta Proroka Codziennego i oni mówią cos innego! Ubzdurałeś sobie coś, by znowu być w centrum uwagi!- Hermiona popatrzyła zaniepokojona na Rona, oboje kiwnęli porozumiewawczo głowami. Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Ron stanął między nimi.
-Ej chłopaki, spokojnie!
-Odsuń się Wesley! – chłopak odtrącił Rona, na bok i zaczął iść w kierunku okularnika. – Co, Potter? Zgadłem?! – w ostatnim momencie Hermiona wbiegła pomiędzy chłopaków, wtykając palec w klatkę Seamusa.
-Finnigan, uspokój się! Co ty w ogóle wygadujesz?!
-Dobrze ci radze, Granger, przesuń się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
-No cóż, najwyraźniej będziesz musiał. – dziewczyna stanęła pewnie na nogach.
-I ty mu wierzysz?! Myślałem, ze z tej trójki masz najwięcej oleju w głowie.
-Owszem, wierzę mu. Jakiś problem?
-Hermiono, odsuń się – powiedział gryfon jak najspokojniej potrafił, potem jednak wychylił się za ramienia dziewczyny i krzyknął do Pottera – Co, znowu następna będzie cię bronić, jak ta twoja głupia matka?!
Finnigan przekroczył granicę. Szatynka już miała cos powiedzieć, gdy w tym momencie okularnik rzucił się na kolegę, odtrącając przyjaciółkę na bok. Ron złapał dziewczynę przed upadkiem. Rozkazał jej zostać z boku i sam rzucił się w wir szarpaniny. Trudno było określić czyja noga jest czyja, a komu jest teraz rozrywana szata. Ignorując polecenie przyjaciela Hermiona podbiegła do nich i za ubranie wyciągnęła z bójki Harry’ego, drugą ręką odepchnęła Rona i stanęła miedzy nimi, a Finniganem. Cudem sama nie została pobita.
-Oszaleliście?! – Hermiona wrzasnęła wściekle, co chwilę przenosząc wzrok z Pottera, na Seamusa. Okularnik zwycięsko wyszedł z walki, praktycznie bez żadnych obrażeń. Jego rywal miał podarte rękawy i zaczerwienienia na twarzy, które niedługo pewnie przerodzą się w siniaki– Uspokójcie się, bo zaraz pójdę po McGonagall! Czy wy jesteście poważni?!
-Hermiono…
-Nie odzywaj się, Harry! Zgłupieliście do reszty, rzucając się sobie do gardeł?!
-To on zaczął!
-Och, zamknij się Seamus, bo zaraz oberwiesz ode mnie! Radzę wam obojgu się ogarnąć, bo zachowujecie się jak małolaty wzięte z przedszkola! Chociaż ty Seamus, tak samo słuchasz się swojej mamusi jak bachor. Nie masz własnego zdania? – chłopak popatrzył się na nią zaskoczony i próbował cos jeszcze powiedzieć, ale nie wiedział zbytnio co. Szatynka ruchem głowy nakazała Harry’emu i Ronowi pójść do dormitoriów, a sama zaczęła się kierować do pierwszaków.
Kiedy wreszcie Hermiona zagoniła małych czarodziei do łóżek, rzuciła się na kanapę obok przyjaciół. Zanim do nich doszła, gryfoni postanowili nie poruszać tematu Finnigana. Harry podał jej butelkę soku. Sięgnęła po nią z wdzięcznością i jednym haustem wypiła większość napoju.
-Czemu to jest takie męczące, co?
-Pomyśl, że jutro czeka cię pierwszy dzień szkoły, a zaczynamy od – Harry podszedł do tablicy ogłoszeń, wiszącej w kącie Pokoju– dwóch godzin eliksirów z naszymi ślimorami, obrony przed czarną magią z … o również z nimi, co za miłe zaskoczenie! Przynajmniej poznamy tą różową ropuchę…
-Szczere wolałabym jej nie poznawać –mruknęła Ginny – No proszę was, co możemy oczekiwać po takiej babie z tego głupiego Ministerstwa?!
-Luzik…
-Arbuzik…
-Siostra! – dokończyli razem bliźniacy.
-Będzie żałować, że tu przyszła –powiedział wesoło Fred – Już my tego dopilnujemy! A skoro mamy prefektów po naszej stronie, to obędzie się bez kar! –rudzielec mrugnął do Hermiony i Rona. Weasley wyszczerzył się szatańsko, ale dziewczyna zmarszczyła gniewnie czoło.
-O nie, nie, nie. Rona możecie sobie przekupywać, mnie nie! Ode mnie dostaniecie podwójną karę!- mruknęła mściwie szatynka, ale widząc bliźniaków, którzy szykowali się, by rzucić w jej stronę zabójcze poduszki, dopowiedziała niepewnie – No dobra, możemy jeszcze to przedyskutować! –gryfoni wybuchli śmiechem – A co jest dalej Harry?
- Na koniec historia magii i transmutacja. Kocham Hogwart. – dodał ironicznie - Ale przynajmniej bez zajęć dodatkow… Zaraz Angelina co ty robisz?!
Okularnik popatrzył przerażony na ciemnoskórą gryfonkę, która zaczęła przywieszać kilka kartek do tablicy. Ze szpilkami pomiędzy ustami zaczęła niezrozumiale cos tłumaczyć, ale brunet tylko bardziej wytrzeszczył oczy. Dziewczyna wyjęła z buzi szpilki i odłożyła je na bok.
-Jakbyś nie umiał czytać, Potter – odwróciła się potem w stronę reszty gryfonów – Jak wiecie zostałam kapitanem drużyny i nie pozwolę, by Malfoy i jego spółka palantów zabrali nam sprzed nosa Puchar, dlatego treningi zaczynamy już w tym tygodniu. Trzy razy na tydzień. Wtorek, czwartek i sobota. Do zobaczenia moja drużyno.
Odeszła zostawiając osłupiałych gryfonów. Bliźniakom oczy wypadły z orbit, Ginny załamana wzniosła ręce ku niebu, a Ronowi ciastko wyleciało z buzi. Zrezygnowany Wybraniec rzucił się na sofę, obok szatynki, która uśmiechnęła się triumfalnie i już miała podokuczać reszcie, ale gdy otwierała buzię, pięć poduszek trafiło prosto w jej twarz. Wszyscy ponownie wybuchli śmiechem. Bliźniacy nagle wstali i wyszli z Pokoju Wspólnego. A pozostali, bardzo zmęczeni, udali się do łóżek.
Szatynka weszła cicho do dormitorium, starając się nie zbudzić jej dwóch współlokatorek. Szybko się umyła, przebrała i skierowała kroki do łóżka. Zobaczyła, że na jej poduszce leży mała karteczka, wypełniona pochyłym i ładnym, dziewczęcym pismem. Dziewczyna zmrużyła oczy, próbując przeczytać treść : „Zapomniałam powiedzieć . Uważaj na Lav, ostatnio jest strasznie przewrażliwiona (zerwała z chłopakiem). Przez to była niemiła dla Freda i dla ciebie też może być, ale zrozum ją proszę. Ja i Padma też się z nią ostro pokłóciłyśmy, ale to cały czas moja przyjaciółka . Ostrzegam cię tylko: ) Dobranoc. – P.”Hermiona uśmiechnęła się lekko. Wiele razy przeżywała już „Lavender po zerwaniu” i wiedziała, co może się dziać. Wzruszyła ją również postawa Parvati. Była z niej bardzo dobra przyjaciółka, szatynka sama tego doświadczyła. Położyła się i czekała, aż zmorzy ją sen. Jednak bezskutecznie. Wsłuchiwała się w odgłosy nocy. Chrapanie Lavender i miarowy, spokojny oddech bliźniaczki. Jednak nie tego dźwięku oczekiwała. Nie usłyszała charakterystycznego trzasku obrazu Grubej Damy, co oznacza, że nikt nie wyszedł, ale i nie wrócił. Ta druga opcja bardziej ją nękała, ponieważ obawiała się o bliźniaków. Popatrzyła na zegarek, na którym wskazówki wskazywały dwunastą. Ciekawość dała górę. Nałożyła bluzę i w spodenkach do spania wyszła z dormitorium. Powędrowała do pokoju bliźniaków i stanęła pod drzwiami nasłuchując. Usłyszała jedynie nucenie jakiejś melodii. Zapukała. Po chwili drzwi otworzył jej przystojny, młody gryfon:
-Ktoś ty jest, co się nocą osłaniając, podchodzisz moją samotność? – Hermiona popatrzyła się zdziwiona i rozbawiona.
-Jordan, ty i mugolskie książki?
-Nie odpowiada ci rola mojego Romea? – chłopak zabawnie poruszył brwiami, jeszcze bardziej rozśmieszając gryfonkę.
-Wolałabym być Julią, szczerze powiedziawszy.
-To co cię tu sprowadza, moja Julio?
-Szukam bliźniaków, są może tu?
-Nie, wyszli i nie wrócili. A co tęsknisz za nimi?
-Za nimi? No co ty, ja tylko za moim Romeem tęsknie. Dobranoc, Lee. – dziewczyna pomachała mu na pożegnanie i wróciła do Pokoju Wspólnego. Rozejrzała się, po czym cichutko przemknęła się przez portret Grubej Damy. Po wymianie zdań z obrazem, że idzie tylko do kuchni, zaczęła się przechadzać po zamku. Szukała miejsc, w których mogła znaleźć bliźniaków. Ale wszędzie cicho i ciemno. Zrezygnowana zaczęła wracać do Pokoju. W końcu się znajdą. Jednak cos ja zatrzymało, a dokładnie pewien głos. Wszędzie by go rozpoznała. Weszła po schodach i skręciła do korytarza, skąd dochodziły dźwięki. Podeszła do ściany i zaczęła się skradać do jej końca. Ostrożnie wyjrzała zza rogu. Widok, który zobaczyła, rozbawił ją. Snape stał nad bliźniakami, którzy nic sobie nie robili z wkurzonego profesora i stali uśmiechając się zawadiacko z rękami w kieszeni.
-Co macie na swoje wytłumaczenie, Weasley?!
-Zależy który, panie profesorze – odparł najspokojniej w świecie Fred.
-Nie zaczynaj, ty…
-George.
-Nie zaczynaj George, ty i twój brat…
-Ale ja jestem Fred!
-Przed chwilą powiedziałeś, że George!
-Facet zmiennym jest – dopowiedział prawdziwy George.
-Oboje mówię, cholera jasna, macie…
-Ależ proszę się nie unosić, jeszcze pan kogoś obudzi…
-Mhm, może wasze mózgi z wiecznego snu.
-Panie psorze, proszę nas nie obrażać !
-Jeszcze któryś się odezwie, a potroję punktu minusowe dla Gryffindoru! Macie poważne kłopoty! Chodzenie po ciszy nocnej, pyskowanie nauczycielowi… Mam dla was świetną karę – Snape mruknął złowieszczo. Bliźniacy tylko wzruszyli ramionami.
-Nie jedną rzecz się w życiu robiło, co nie Fred?
-To prawda. Chyba każda klasa w Hogwarcie została przez was umyta. Ja jednak bardziej się zastanawiam, jak poradzi sobie drużyna Gryffindoru bez pałkarzy… -Hermiona zakryła ręką buzię, a chłopcy momentalnie zbledli. Popatrzyli przerażeni na profesora, który tylko wykrzywił się w wrednym grymasie. Szatynka postanowiła działać, nie może dopuścić, by bliźniaków wyrzucono z drużyny. Wtedy Gryffindor spadłby od razu na ostatnie miejsce w Quidditch’u. Nie mówiąc o tym, że Johnson zabiła by ich na miejscu. -Tylko porozmawiam z McGonagall i…
-Chłopaki, tu jesteście! – wykrzyknęła Hermiona, podbiegając do bliźniaków i ich przytulając. Cała trójka patrzyła się zdziwiona na gryfonkę, która odwróciła się do Snape’a z uśmiechem na twarzy. – Coś się stało, profesorze?
-Yyy, tak, tak – zdziwiony mężczyzna zamrugał oczami –Granger, co ty tu robisz? Nie przypominam sobie, że można sobie tak chodzić po zamku w nocy?
-Ależ ja nie chodzę, stoję teraz. – bliźniacy parsknęli śmiechem, ale dziewczyna wbiła paznokcie w ich uda, nakazując im być cicho. Snape zdawał się tego nie zauważać.
-Ale czemu poza dormitorium? I czemu jak widzę oni z tobą też? –szatynka zawahała się lekko i zagryzła wargę. Poczuła, jak głowa ją pali pod przerażonym wzrokiem bliźniaków. I ten wyobrażony ból przywiódł jej pewien pomysł. „Ryzyk fizyk, Granger!” – jak to zwykł mawiać Teodor Nott.
-Źle się poczułam i poprosiłam chłopców, by poszli dla mnie po jakieś proszki do pani Pomfrey. Zawroty głowy i ból brzucha, straszna sprawa. Teraz ledwo się ruszam, ale musiałam po nich wyjść, bo się bałam co się z nimi dzieje. Najwidoczniej pani ich zatrzymała, wie profesor, jak ona się wypytuje zanim da komuś leki. Prawda, Fred?
-Yyy, no tak było.
-No właśnie. Dlatego bardzo proszę o niekaranie ich, bo oni chcieli mi tylko pomóc. Prawda, George?
-Yyy, no tak, prawda.
-Więc bardzo proszę, jeśli chce pan kogoś ukarać to mnie. – gryfonka wypięła dumnie pierś, czekając na konsekwencje. Profesor tylko popatrzył się zrezygnowany.
-Nieważne już, Granger. Ty Weasley i ty Weasley, dopilnujcie by dotarła bezpiecznie do łóżka. Mam jeszcze cały rok, by wam wlepić jakieś kary. Dobranoc.
-Dziękujemy i dobranoc. Zaniesiemy poszkodowaną do Pokoju – odparli bliźniacy, po czym Fred wziął szatynkę na ręce. Odmaszerowali zgodnym krokiem od profesora, który tylko machnął ręką i powędrował w kierunku lochów. Weasley’owie widząc, że oddalili się wystarczająco od Snape’a wybuchli śmiechem. Fred postawił dziewczynę na ziemi.
-Kochamy cię Hermiono! Nie wiem co byśmy zrobili bez ciebie!
-Po raz drugi nas ratujesz, Mionka! Jesteśmy twoimi dłużnikami… - George schylił się w pół.
-Kiedyś odpłacicie, a teraz chodźcie spać, jestem zmęczona. Ale ostatni raz ratowałam wam skórę, zapamiętajcie sobie! Poza tym Snape miał dziś cos za dobry humor jak na niego.– rzuciła jeszcze Hermiona, na co bliźniacy pokiwali rozbawieni głowami. Weszli do Pokoju Wspólnego. George poleciał do ich dormitorium, by szybko się umyć. Fred odprowadził dziewczynę pod drzwi.
-Ale co ty tam w ogóle robiłaś? – Fred popatrzył na gryfonkę.
-Szłam na tajemną randkę z Filchem, a co innego miałabym robić? - przyjaciele cicho zachichotali, ale po chwili Fred spoważniał.
-Hermiono, chciałem ciebie o coś zapytać.
-O co chodzi?
-Co myślisz o tym, co się stało wiesz przed Wielką Salą?
Hermionie stanęło serce. Co myślała? Że to było chyba najcudowniejsza chwila od początku wakacji? Że tak bardzo chciała go pocałować? Że czekała na te moment odkąd zrozumiała, że czuje coś do niego? Że tak dobrze nie czuła się przy żadnym chłopaku?
-A co mam myśleć? Przecież mnie tylko przytuliłeś. – szatynka zaśmiała się nerwowo, właśnie w tym momencie łamiąc sobie serce. Nie tylko sobie. Fred stał przed nią bez ogników w oczach, bez żadnego zawadiackiego uśmiechu. Zacisnął tylko usta i pokiwał markotnie głową.
-Właśnie… To dobranoc Hermiono.
Szatynka weszła ze łzami w oczach do dormitorium, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Trzask przebudził Lavender Brown, która popatrzyła się wściekle na gryfonkę:
-Ciszej nie można?! O, w mordę. –mruknęła, gdy zobaczyła stan, w jakim była jej koleżanka. Nie wychodząc zupełnie z krainy snu, popatrzyła się współczująco –Chłopak? –Hermiona pokiwała potakująco głową – Faceci to niewychowane świnie bez żadnych uczuć! –blondynka przetarła oczy –Chodź tu do mnie, bekso. Jak widać trzeba zrobić wspólne spanie na pocieszenie. Parvati, budź się, śpiochu. Patil! –brunetka otarła oczy i podniosła się na jednym ramieniu. Przeniosła zaspane tęczówki na szatynkę i na blondynkę .
-Wspólne spanie? –mruknęła bliźniaczka, a jej współlokatorki pokiwały głową. Koleżanki te miały bowiem w zwyczaju zasypianie na jednym łóżku, gdy którejś coś się nie udawało z płcią przeciwną. Taki rodzaj pocieszenia. A na ich szczęście łóżka były duże, więc mogły bez problemu pomieścić trzy zapłakane nastolatki. Relacja, jaka łączyła te trzy dziewczyny, była dosyć nietypowa. Na co dzień każda z nich miała własnych przyjaciół, z którymi spędzały czas. Ale jak przychodziło do jakiś kłótni lub niepowodzeń z chłopakami, gryfonki rozumiały się bez słów. Może właśnie ta neutralność w ich codziennym życiu sprawiała, że łatwiej im było się otworzyć przed osobami bardziej obcymi? Kto tam wie, ważne było, że zawsze wiedziały, że mogą na siebie liczyć w najtrudniejszych sytuacjach sercowych i czasem nie tylko. –Gdzie? U ciebie, Lav? Ok., idę. -Dziewczyna wstała z własnego łóżka i przeniosła się na łóżko przyjaciółki. Po chwili do nich dołączyła się szatynka.– Cieszę się, Lav, że wracasz do żywych.
-Ale ile można płakać za jakimś gumochłonem? Przepraszam was, jeśli byłam niemiła.
-Byłaś –mruknęła zaspana bliźniaczka. – Musisz jeszcze przeprosić Freda, bo z nim… -ale słysząc imię rudzielca, zapłakana dziewczyna chlipnęła głośno, przerywając zdanie przyjaciółki. -Merlinie, czyli jednak Weasley?
-No to nie wiem, czy jest sens przepraszać tego idiotę. Poza tym nie mówmy już o tym, bo trzeba pomóc naszej małej Granger’ównie. Ale pogadamy o tym już jutro, ok. Hermiś? –ale Brown odpowiedziało tylko głośne chrapnięcie Patil i Hermiony. Blondynka westchnęła rozbawiona, ale po sekundzie również zapadła w głęboki sen.
No i to by było na tyle:) komentarze, komentarze plis plis plis, a może uda mi się dodać rozdział wcześniej;)
I ten tego, ja już kończę, bo siedzę w tej łazience przez dwadzieścia minut i familia może się niepokoić:'))
~Kate
PS WYBIŁO DZIŚ 5 001 WYŚWIETLEŃ MOI DRODZY! JUPI JA JEJ!<33